Liczba samochodów na 1000 mieszkańców w Polsce wynosi już 687 sztuk. To najwyższy wynik z wszystkich państw Uni Europejskiej. Eurostat opublikował właśnie najnowsze dane. Oprócz liczby wątpliwości budzi także wiek krajowej floty oraz jakość sprowadzanych samochodów. – Po naszych drogach jeżdżą „mobilne kopciuchy” – przekonują eksperci.
Samochody w Polsce zdecydowanie stały się dobrem powszechnym. Tuż za nami na podium znalazły się Luksemburg z 682 samochodami na tysiąc mieszkańców oraz Włochy z wynikiem 670 sztuk. Na drugim biegunie Bułgaria, Łotwa i Rumunia, gdzie na tysiąc osób przypada około 400 samochodów. Jeszcze niedawno byliśmy na 3 miejscu w całej UE.
Średnia liczba samochodów przypadających na jednego mieszkańca Unii zwiększyła się w 2021 r. z 0,53 do 0,57. – Zachodnie kraje UE odnotowały wyższe wskaźniki niż środkowo- i wschodnie kraje UE. Jednak na szczeblu regionów występowały znaczące różnice w posiadaniu samochodów. Wskaźniki regionalne są często powiązane z sytuacją gospodarczą, ale mogą na nie wpływać również szczególne okoliczności. Na przykład na wysoki wskaźnik w Dolinie Aosty (Włochy) wpływają korzystne przepisy podatkowe – czytamy w komunikacie Eurostatu.
Ciekawie wyglądają dane, gdy porównamy 2001 i 2021 rok. Na początku XXI w. w Polsce było mniej niż 300 samochodów na tysiąc mieszkańców (wobec prawie 700 w roku 2021). To drugi największy wzrost ze wszystkich państw UE. Przebija nas tylko Rumunia, która z nieco ponad 100 aut na 1000 osób w 2001 r. przeszła do 400 sztuk.
Samochody w Polsce: „Dobrobyt Zachodu, do którego tęskniliśmy”
Zestawienie, którego liderem jest Polska, obejmuje wszystkie pojazdy przeznaczone do przewozu osób. Jednak wykluczone są te, które mogą przewozić więcej niż 9 pasażerów.
Także wiek pojazdów w naszym kraju nie jest optymistyczny. Mamy najwyższy w Unii wskaźnik liczby pojazdów starszych niż 20 lat. To blisko połowa wszystkich samochodów osobowych. Dla porównania drugi w niechlubnym rankingu Luksemburg ma niezwykle młodą flotę pojazdów. Aż 20 proc. z nich to samochody zaledwie dwuletnie lub młodsze.
Z jednej strony raport pokazuje, iż „gonimy” Zachód w liczbie samochodów. Z drugiej strony zapominamy, iż ten sam Zachód już wie, iż stawianie na transport indywidualny to droga donikąd. Moglibyśmy – bez przekonywania się o tym na własnej skórze – wyciągnąć lekcję od naszych sąsiadów. I postawić na transport zbiorowy. Z tym jednak wciąż mamy ogromny problem.
- Klub Jagielloński wyliczył, iż latach 1993-2016 poza miastami regularny transport autobusowy uległ zmniejszeniu o ok. 50 proc. Odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej, średnie napełnienie autobusów zmniejszyło się z kolei o 40 proc.
– Gwoździem do trumny okazał się kryzys paliwowy, który wybuchł w 2022 roku i doprowadził do upadku wielu lokalnych PKS, uziemiając miliony mieszkańców mniejszych miejscowości. W tym samym czasie budujemy jednak nowe autostrady, parkingi i drogi ekspresowe, wciąż dając pierwszeństwo inwestycjom w ruch samochodowy. Procesowana od lat 90. likwidacja wielu połączeń kolejowych i autobusowych skutecznie stawiała samochód osobowy w centrum życia większości Polek i Polaków. I – czego nie dostrzegamy – przyczyniła się do rozwoju polskiej kultury samochodowej przełomu XX i XXI wieku wraz z wpisaną w nią ideą wolnego rynku. To od niej tak trudno, mimo wielu kosztów, które niesie, jest nam się uwolnić. Była i jest przecież „naturalnym” elementem naszej wizji współczesności i modernizacji obranej przez Polskę po transformacji ustrojowej. Dobrobyt Zachodu, do którego tak tęskniliśmy, wymęczeni siermiężnym komunizmem, był w końcu utożsamiany między innymi z samochodami – pisze Marta Żakowska w niedawno wydanej książce „Autoholizm”.
FPPE: polskie drogi zalewane wrakami z importu
Kolejny aspekt to jakość aut ściąganych do naszego kraju zza zachodniej granicy. – Importujemy niesprawne technicznie pojazdy. Samochody zanieczyszczające powietrze i zużyte pojazdy z krajów, w których ich użytkowanie stało się nieopłacalne lub niemożliwe. Po naszych drogach jeżdżą “mobilne kopciuchy”, bo pozwalają na to przepisy – podkreślają eksperci z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE).
- Tylko w pierwszym kwartale 2023 r. do kraju trafiły 189 364 pojazdy osobowe i lekkie dostawcze. – Najwięcej pojazdów (100 244 sztuki) pochodzi z Niemiec, dalej w kolejności jest Francja (23 675 sztuk), Belgia (12 629 sztuk) i Holandia (10 707 sztuk) – podaje FPPE.
To jednak nie wszystkie alarmujące informacje. Według danych przedstawionych przez przez Carfax – amerykańską firmę dostarczającą dane pojazdów osobom prywatnym i firmom – 35 proc. wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Polsce to pojazdy po wypadkach lub uszkodzeniach wynikających z innych czynników. Samochody w Polsce pochodzące z importu to także problem pod kątem daty ich produkcji. Aż 50 proc. to pojazdy importowane, a wiek 75 proc. wszystkich pojazdów poruszających się po polskich drogach przekracza 10 lat. Wśród wszystkich pojazdów 3 na 4 są obciążone pewnym ryzykiem związanym z bezpieczeństwem.
Eksperci z FPPE podkreślają, iż niezbędna jest zmiana ustawowa. Chodzi o zakres wytycznych dotyczących weryfikacji dokumentacji technicznej importowanego pojazdu. Kolejną kwestią jest lepsze sprawdzanie przebiegu samochodu oraz zakres kontroli technicznej dopuszczającej pierwszą rejestrację.
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/canon_photographer