PiS odcina się od Telusa. Wszyscy zadają sobie jedno pytanie

5 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Jeszcze niedawno Robert Telus był jednym z lojalnych żołnierzy Prawa i Sprawiedliwości – wiernym ministrem, który w kampanii z zapałem bronił decyzji partii i atakował Donalda Tuska. Dziś w szeregach PiS jest niczym trędowaty. Koledzy po kolei odwracają się od niego, a czołowi politycy nie kryją wściekłości. Widać, iż w partii naprawdę pali się ziemia pod nogami – bo jeszcze nigdy tak ostro nie atakowano własnego człowieka.

Afera wokół sprzedaży strategicznej działki pod Centralny Port Komunikacyjny stała się polityczną bombą, która rozsadza PiS od środka. Zaczęło się od publikacji Wirtualnej Polski, która ujawniła, iż tuż przed utratą władzy Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, kierowane przez Telusa, wydało zgodę na sprzedaż 160 hektarów państwowej ziemi w Baranowie. Działka, przez którą ma przebiegać linia kolei dużych prędkości, trafiła do wiceprezesa firmy Dawtona Piotra Wielgomasa. Sprzedano ją za 22,8 mln zł, choć już niedługo może być warta choćby 400 mln.

Pierwsze reakcje w PiS były nerwowe, ale zdyscyplinowane: Jarosław Kaczyński ogłosił zawieszenie Telusa i jego zastępcy Rafała Romanowskiego. Potem jednak partia zaczęła się sypać. Z każdą mijającą godziną (sic!) kolejni politycy zaczęli dystansować się od byłego ministra.

W Telewizji Republika głos zabrał Joachim Brudziński, wiceprezes PiS i jeden z najbliższych współpracowników Kaczyńskiego. Jego słowa nie pozostawiły złudzeń: „Nie ma co owijać w bawełnę, trzeba rzecz nazwać po imieniu. To sprawa nie tylko gorąca, ale wyjątkowo paskudna” – powiedział. Dalej było jeszcze ostrzej: „To zbycie ziemi, będącej własnością Skarbu Państwa, na rzecz prywatnego podmiotu, przy pełnej wiedzy, iż to nie będzie ziemia rolna, szwindlem śmierdzi na kilometr.”

Dla PiS, partii, która przez lata karmiła swoich wyborców retoryką o uczciwości i patriotyzmie gospodarczym, takie słowa z własnych ust to policzek. Brudziński nie próbował choćby bronić byłego ministra. Wręcz przeciwnie – z satysfakcją podkreślał, iż „nie ma się co dziwić tak bezkompromisowej i natychmiastowej decyzji naszego lidera”.

Oficjalna linia PiS jest jasna: Telus sam się zawiesił, bo „takie są standardy partii”. W rzeczywistości – został odesłany na polityczną kwarantannę. Wystarczy wsłuchać się w ton wypowiedzi Brudzińskiego, by zrozumieć, iż to nie jest już wewnętrzna dyskusja o błędach, ale próba ratowania tonącego statku.

Brudziński przyznał, iż wie, „jak trudno ministrowi zapanować nad urzędnikami i departamentami”, ale natychmiast dodał, iż w tym przypadku nie ma mowy o usprawiedliwieniach. „Nie znajduję żadnych elementów, które mogłyby tę transakcję w jakikolwiek sposób tłumaczyć czy usprawiedliwiać.”

To w języku PiS znaczy jedno: Telus został uznany za winnego, zanim prokuratura cokolwiek ustaliła.

Jeszcze kilka miesięcy temu Robert Telus był jednym z ulubionych ministrów partyjnego kierownictwa. Polityk z twardego, ideowego skrzydła, gorliwy obrońca „wartości”. Dziś jego nazwisko w partii wywołuje panikę. Nikt nie chce być kojarzony z człowiekiem, który sprzedał działkę pod CPK – a adekwatnie „nie wiedział, iż sprzedał”. „Ja o sprzedaży tej działki nic nie wiedziałem. U mnie na biurku ta sprawa się nie pojawiła” – tłumaczył się Telus, jakby zapomniał, iż to jego resort formalnie nadzorował Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który transakcję przeprowadził.

Nikt w PiS nie kupuje tego tłumaczenia. choćby Mateusz Morawiecki, pytany o sprawę, przyznał, iż jest „bulwersująca” i podziękował mediom za jej ujawnienie. Kiedy w partii premier i wiceprezes otwarcie przyklaskują dziennikarzom, którzy ujawniają aferę we własnych szeregach, oznacza to jedno – w PiS wybuchła panika.

Afera CPK jest dla PiS tym, czym dla Platformy była niegdyś afera hazardowa – momentem, gdy zaczyna się odliczanie do końca moralnego przywództwa. Partia, która od ośmiu lat mówiła o uczciwości, dziś publicznie nazywa własne decyzje „szwindlem”.

Brudziński, Morawiecki, Bochenek – wszyscy w jednej chwili zaczęli mówić jednym głosem, ale nie w obronie kolegi. Wręcz przeciwnie – w obronie siebie. Bo afera działkowa nie jest już problemem Telusa, tylko całego systemu, który pozwolił ministrowi sprzedać ziemię kluczową dla państwa bez żadnej kontroli.

I jeżeli choćby dziś PiS próbuje przykryć tę sprawę frazesami o „standardach moralnych partii”, to widać jedno: ziemia pod ich nogami naprawdę zaczyna się palić.

Idź do oryginalnego materiału