Był taki czas, gdzieś w okolicach 2015 roku, gdy legendarne określenie „genialny strateg” miało swoje zastosowanie. Trudno być obiektywnym, bez przyznania racji, iż Kaczyński rok 2015 rozegrał genialnie, dość przypomnieć te salwy śmiechu, również po prawej stronie, gdy szef PiS przedstawiał Andrzeja Dudę jako kandydata na prezydenta. Potem było zwycięstwo w wyborach parlamentarnych, które PiS zawdzięcza porażkom SLD i Korwina-Mikke, a zabrakło im parę promili, żeby dostać się do Sejmu i całkowicie zmienić układ sił.
Pierwsza kadencja PiS wyglądała różnie, jednak sama rozgrywka wewnętrzna to znów spektakularny sukces Kaczyńskiego, który po czterech latach rządów powiększył wynik wyborczy partii i to do kosmicznego poziomu 43,6%, przy wcześniejszych 37,5%. W zupełnie innych warunkach politycznych, PiS wygrał też drugą kadencję dla Andrzeja Dudy, a walka toczyła się tylko według jednej zasady „wszystko na jednego”. Z genialnej strategii i genialnego stratega po 2020 roku można i trzeba się śmiać, ale do tego czasu w polityce krajowej „naczelnik” robił, co chciał z opozycyjnymi „strategami”. W polityce międzynarodowej wyglądało to znacznie gorzej lub raczej w ogóle nie wyglądało i tej sztuki Kaczyński za swojego życia już nie opanuje, tym bardziej, iż nigdy nie przejawiał takich talentów. Tyle wspominków, czas na podsumowanie teraźniejszości.
Czy brak ataków na Konfederację ze strony PiS, to powrót do genialnej strategii, jak się czyta tu i ówdzie? W odpowiedzi na to pytanie bardzo proszę o zachowanie powagi, bo ten poziom żartu nie tylko nie śmieszy, ale jest żenujący. Mamy do czynienia z „oczywistą oczywistością”, która wielkimi literami jest zapisana w wewnętrznych sondażach PiS. jeżeli Konfederacja odbiera elektorat wyłącznie PO i Hołowni, to PiS musiałby upaść na głowę, żeby wtrącać się do tej rozgrywki. Na tym etapie Nowogrodzka nie ma nic do roboty, poza trzymaniem kciuków, za Mentzena i Bosaka. Tutaj nie ma się co rozwodzić nad strategią, bo sprawy same się ułożyły idealnie dla PiS i fatalnie dla największych wrogów PiS, na co zresztą ciężko zapracowali. Natomiast warto zadać inne pytanie, mianowicie jak długo wzrosty Konfederacji będą dla PiS korzystne? Tym razem pytanie jest poważne, to i odpowiedź musi być ambitna.
Na moje oko istnieją dwa progi, pierwszy bardzo łatwo się definiuje i odnosi się do strat PiS. Gdy Konfederacja zacznie odbierać głosy PiS, to konfrontacja jest nieunikniona. Czy tak się stanie, to odrębna kwestia, ale jeżeli się stanie, PiS będzie musiał zareagować i to znacznie mądrzej niż reagują PO z TVN, bezmyślnie waląc w Mentzena. Drugi próg to notowania Konfederacji powyżej 15%, co wydaje się mało realne, ale wykluczyć się nie da, w końcu Tusk cały czas jeździ po Polsce i ostro na taki wynik haruje, jak nie on.
Wśród wielu ulubionych tez Kaczyńskiego znajduje się ta: „nic na prawo ode mnie”. Konfederacja z poparciem 10% i Konfederacja z poparciem 16% to zupełnie inne Konfederacje. W pierwszym wariancie PiS nie musi się czuć zagrożone, bo i tak tej części elektoratu, która jest skrajnie liberalna gospodarczo i skrajnie narodowa z drugiej strony, nie ma szans odbić. Alternatywny wariant to już bezpośrednie zagrożenie dla PiS w postaci już nie małej, ale średniej wielkości partii prawicowej.
Wracając do genialnej strategii, trzeba ją precyzyjnie umieścić w konkretnym kontekście. Dopóki Konfederacje ograbia PO i Hołownię, to Nowogrodzka nie ma nic do dodania. O tym ile zostało z genialnej strategii przekonamy się dopiero wówczas, gdy Konfederacja zacznie łupić PiS lub/i rosnąć na rekordowym poziomie, co w sposób naturalny będzie polityczną konkurencją dla PiS.