Pielgrzymka lokaja

tabloidonline.blog 6 miesięcy temu

No więc przywołam klasyka: „spotkali się w święto o piątej przed kinem, miejscowa idiotka z tutejszym kretynem”. Trzeba tylko nieco doprecyzować szczegóły, gdyż do spotkania doszło nie przed kinem, jak twierdzi autor wiersza, tylko w środku pewnego pałacu w samym środku Warszawy, natomiast reszta poniekąd się zgadza. Czytelnik tu bywający, raczej jest inteligentny, więc chyba nie muszę szczegółów wyjaśniać, kim ta idiotka a kim kretyn, a tak w ogóle, żeby uniknąć podejrzeń, lub choćby oskarżeń o złośliwość czy wręcz próbę obrazu majestatu, z całą mocą podkreślam, iż jakiekolwiek podobieństwo bohaterów owej poetyckiej frazy do osób powszechnie znanych i nielubianych, jest absolutnie przypadkowe. No i tyle tytułem wstępu.

Natomiast co do pana wabiącego się Duda Andrzej (jak rozumiem znacie, a choćby podziwiacie), to wiecie zapewne, iż to zapalony jest podróżnik i korzystając z okazji, iż akurat jestem przy piórze, wspomnieć muszę o dwóch jego podróżach. Żeby była jasność jedną podróż sobie odpuścił, w drugą niestety jedzie.

I tak pan prezydent dwojga imion (na drugie ma przecież Sebastian, Seba znaczy się …) nie nawiedzi powodzian, nie natchnie ich swoim optymizm i zafrasowane pewnie jego lico nie będzie dane oglądać powodzianom. Pan prezydent bowiem brzydzi się syfu, błota się brzydzi i bałaganu, mógłby pobrudzić sobie spodnie (Ralph Lauren), poplamić koszulkę (Lacoste), nie mówiąc już o totalnym ujebaniu butów (Prada), iż choćby nie będzie widać logo.

No są to istotne Moi Drodzy argumenty i zrozumcie proszę pana prezydenta, bo to przecież bezdyskusyjnie mąż tak zwanego stanu, a nie jakiś kurwa kloszard, czy tego typu oberwaniec. Ma on absolutną rację mówić oficjalnie, iż „to nie czas na odwiedziny”. Kiedy woda już opadnie, wycofa się na upatrzone pozycje, błoto przyschnie, chodniki posprzątają, smród przeminie, wtedy będzie ten czas kiedy można tu wpaść, popajacować bez jakiejkolwiek niebezpieczeństwa ujebania sobie garderoby. I dobrze.

Dobrze może również dlatego, iż w tej chwili pan prezydent Duda jest im tak potrzebny, jak bezdomnemu psu drugi ogon do pomachania. Nie pomoże, nic nie załatwi, będzie się tylko kręcił miedzy nogami i robił miny do kamery, wymagał obsługiwania, uwagi, jakby tamci ludzie nie mieli większych zmartwień… No mają zmartwienia, więc pan prezydent lata im kalafiorem, koło chuja im po prosty lata. Jakie by nie były faktyczne powody jego tam obecności, jest to decyzja dobra i godna pochylenia.

A jak się prezio nudzi, to niechaj sobie zrobi kolejne dożynki, tym razem nie na dziedzińcu przed, tylko w ogrodach za, niech mu przytargają kolejny wieniec a on niech wyda koleje dwieście tysięcy na zespół artystów umilających dożynkowiczom tankowanie darmowej wódy, zagryzanej darmową kiełbachą z grilla. Można by tę kasę dziś wydać lepiej, ale sorry, nie będziemy pouczać pana prezydenta, pan prezydent wie najlepiej jak można wydać lepiej.

No, ale mówimy na razie o jeden, odwołanej podróży. Tymczasem jest ta druga, właśnie się rozpoczynająca. Mianowicie wódz narodu, co prawda tylko z woli Kaczyńskiego i jego świty, leci do Ameryki. W tle jest jakiś tam szczyt ONZ (nie wiem po co mu ta małżonka, on jeżeli w ogóle szczytuje to raczej chyba z innymi), natomiast tak naprawdę chodzi o spotkanie z Polonią w Doylestown, w tak zwanej amerykańskiej Częstochowie (nota bene, jakże prostsze byłoby prawdopodobnie życie, gdyby w tym roku 1655 Szwedzi zdobyli ten klasztor i w pył go obrócili).

Nie jest żadną tajemnicą, iż będzie tam namawiał polonusów, żeby głosowali na jego „wielkiego osobistego przyjaciela” Donalda, co w sumie nie jest czymś chyba zaskakującym, bo oto za przeproszeniem idiota, będzie namawiał idiotów żeby głosowali na idiotę. Chyba nic dodatkowo nie trzeba tu wyjaśniać. Specjaliści od polityki międzynarodowej mówią, iż to coś niesłychanego, kiedy to prezydent, nieważne, iż kabaretowy, istotnego kraju europejskiego, jawnie popiera jednego z kandydatów, stawiając Polskę jako kraj w bardzo dwuznacznej sytuacji, no ale przecież to też żadne zaskoczenie. Czego generalnie można by się spodziewać po Dudzie? Te bez mała dziesięć lat chyba wszystkim nam uświadomiły z kim mamy do czynienia, i tak naprawdę, po tych doświadczeniach, najlepszym rozwiązaniem dla Polski, byłaby po prostu likwidacja tego urzędu, bo niczemu dobremu on nie służy.

A Trump jeżeli choćby wygra, to i tak będzie miał Polskę w dupie, bo niby dlaczego miałby mieć gdzie indziej, a Duda prawdopodobnie liczy, iż Donald zatrudnia go u siebie jako naczelnego lokaja, do czego jakie takie kwalifikacje jednak ma, nauka u Kaczyńskiego nie poszła w las.

Idź do oryginalnego materiału