Patrz i płacz. Chaos, „zaganianie kotów” i goście weselni w Chicago przed wielkim show Demokratów

news.5v.pl 1 miesiąc temu

Za kulisami Demokratycznej Konwencji Narodowej panuje kontrolowany chaos. Oto, z czym mierzy się teraz zespół Harris-Walz. Nie zawsze jest pięknie.

Obecnie w Chicago panuje chaos. Nie na ulicach w wyniku licznych protestów lub demonstracji, ale w United Center, gdzie zespół Demokratycznej Konwencji Narodowej spędził ostatnie cztery tygodnie na przepisywaniu scenariusza i przygotowaniu nowej produkcji z innym kandydatem, innymi mówcami i innym przesłaniem.

Podczas gdy narzędzia i technologia ewoluowały, praca pozostała taka sama: przekształcić wydarzenie, któremu brakuje dramatyzmu i napięcia — w końcu konwencja wybiera kandydata, który został już wybrany (na konwencji nastąpi formalna i publiczna nominacja — red.) — w fascynujący telewizyjny show, który przekazuje przesłanie, ekscytuje wyborców i, docelowo, zapewnia kandydatowi impuls, który poprowadzi go do zwycięstwa w dniu wyborów.

Zaganianie kotów

W ostrym fluorescencyjnym oświetleniu pokoju gdzieś w trzewiach United Center siedzi teraz około tuzina autorów, którzy próbują ogarnąć od 125 do 150 przemówień, które zostaną wygłoszone w przyszłym tygodniu. jeżeli historia jest jakimkolwiek przewodnikiem, mają oni do czynienia z członkami Kongresu, którzy obiecują, iż wyślą szkic, którego termin wysłania już dawno minął, senatorem, który przysięga, iż może wygłosić przemówienie o długości 1800 słów w trzy minuty (nawet licytator na aukcji nie jest w stanie tego zrobić), gubernatorem, który uważa, iż jego ulubiona kwestia jest o wiele ważniejsza niż temat, który kampania chce, aby poruszył.

Na korytarzu operatorzy telepromptera przygotowują scenariusz występu. Grupa byłych pracowników, lobbystów i innych „profesjonalnych demokratów” zostaje „tropicielami”. Ich misja? Upewnić się, iż mówcy dotrą na czas tam, gdzie powinni.

W najlepszych czasach wszystko to zmienia się do ostatniej chwili. W tym roku musi to przypominać zaganianie kotów. Znając pracę włożoną w stworzenie show — a jest to show — jesteśmy tutaj, aby zaoferować przewodnik po tym, co widzowie konwencji widzą, co się za tym kryje, co widzą i dlaczego ma to znaczenie.

Uwaga, idzie gwiazda

Był czas, kiedy konwencje po prostu trzeba było zobaczyć. Lato było wypełnione powtórkami, a stacje przeznaczały cztery dni najlepszego czasu antenowego na dyskusje i komentarze. Dziś zespół produkcyjny musi przekonać media, aby poświęciły czas na konwencję, a podczas jej relacjonowania faktycznie pokazały przemówienia.

Dlatego na tej konwencji każdego wieczoru będzie co najmniej jeden mówca przyciągający uwagę mediów: prezydent Joe Biden i Hillary Clinton w poniedziałek, prezydent Barack Obama we wtorek, prezydent Bill Clinton i gubernator Tim Walz w środę oraz wiceprezydent Kamala Harris w czwartek.

Trevor Bexon / Shutterstock

Joe Biden

Nawet jeżeli to wielkie nazwiska, demokrata popierający demokratę nie przyciągnie uwagi. Właśnie dlatego konwencje starają się eksponować mało prawdopodobnych zwolenników lub sojuszników i dlatego pojawiają się wyjątkowi goście — wśród nich republikanie popierający demokratów. Kto będzie nieoczekiwaną gwiazdą u demokratów w tym roku? Poczekamy, zobaczymy.

Tu nie chodzi o ciebie

Zaproszenie do wygłoszenia przemówienia na konwencji demokratów może być dla mówcy mniej zaszczytem, a bardziej pracą przy linii montażowej. Mówcom mówi się, co powinni powiedzieć, jak długo muszą to mówić, ile słów muszą wypowiedzieć i w jakim terminie muszą przesłać swoje przemówienie.

Nawet jeżeli zdecydują się na napisanie własnego przemówienia, przydzielany jest im członek zespołu ds. pisania przemówień, który sprawdza fakty i „przesłanie”, aby upewnić się, iż jest ono zgodne z przesłaniem konwencji. (Po tym, jak Melania Trump splagiatowała przemówienie Michelle Obamy, dodano również kontrolę plagiatu).

W przypadku wszystkich mówców, z wyjątkiem niewielkiej garstki, są traktowani na zasadzie gościa weselnego: tu nie chodzi o ciebie. Musisz powiedzieć to, czego chce kandydat. Nie jest to łatwa wiadomość do przekazania senatorowi lub członkowi Izby Reprezentantów.

Czy ludzie się buntują? Tak. W 2004 r. Al Sharpton (aktywista działający na rzecz praw obywatelskich — red.) nie mógł być bardziej ugodowy — przesłał projekt, przećwiczył go, a następnie wstał na scenę i wyciągnął z kieszeni zupełnie inne przemówienie.

16 minut, które stworzyło Obamę

Mimo to chętnych na przemówienia nie brakuje. To zrozumiałe, bo te wystąpienia mogą pomóc zrobić karierę. W 2004 r. Barack Obama potrzebował zaledwie 16 minut, aby z mało znanego kandydata do senatu Illinois stać się przyszłym prezydentem. Do tego w erze X i TikToka każde przemówienie może stać się viralowe, jeżeli uderzy w odpowiednią strunę.

Ale mówco, strzeż się: organizatorzy mogą ci pomóc, ale i zaszkodzić. Graj w ich grę, a dostaniesz minutę lub dwie więcej na scenie. Poćwicz dobrze i spraw, by zespół przygotowujący przemówienie ocierał łzy, a powiadomią media, iż warto obejrzeć twoje wystąpienie. Brak współpracy ma swoją cenę.

Evan El-Amin / Shutterstock

Barack Obama

Wreszcie, spójrz na to, kto jest głównym mówcą. Jego lub jej przemówienie jest jednym z ostatnich popisów przywódców partii; ich sposobem na identyfikację i namaszczenie liderów następnego pokolenia. Kogo Kamala Harris postrzega jako następne pokolenie? Gretchen Whitmer (gubernator Michigan)? Josha Shapiro (gubernator Pensylwanii)? Wesa Moore’a (gubernator Marylandu)? A może jest jakiś mało znany senator stanowy o zabawnym nazwisku, który czeka na odkrycie?

Jak wycisnąć z widzów łzy

Wideo zabiło radio, ale uratowało tzw. prawdziwych ludzi. Chodzi o mówców, którzy nie są urzędnikami, profesjonalnymi działaczami lub celebrytami. Na przykład rodzina, która walczy z opłaceniem rachunków medycznych, kierowcy ciężarówki, który nie może zapłacić za edukację swojego dziecka w college’u lub rodzinie wojskowej cierpiącej z powodu regularnych zmian miejsca stacjonowania i zamieszkania.

Problem dla partii od dawna polegał na tym, iż nikt na sali nie wiedział, kim są ci ludzie, którzy przyszli przemawiać. A jeżeli publiczność nie zwraca na nich uwagi, to media też nie. To się zmieniło, kiedy sztaby wyborcze zaczęły wyświetlać nagrania wideo opowiadające ich historię, zanim pojawili się na scenie. Takie sztuczki jak poprzedzające ich wystąpienia przygaszanie świateł pomagają skupić uwagę publiczności i nadają emocjonalny ton, dodając dramatyzmu wejściu na scenę takiej „prawdziwej osoby”.

To z kolei przyciąga uwagę mediów, co jest głównym celem. To „prawdziwi ludzie” są bohaterami medialnego przekazu o konwencji w lokalnych mediach w kluczowych stanach. jeżeli więc chcesz wiedzieć, jaka jest rzeczywista strategia kampanii Harris-Walz, zwróć uwagę, skąd pochodzą ci „prawdziwi ludzie”.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Wiadomość od publiczności

Plakaty trzymane przez publiczność są bardziej strategiczne, niż mogłoby się wydawać. Uczestnicy wiecu nie mogą wnosić własnych plansz. To, jakie hasła pokazują, jest częścią produkcji. Wysyłają za ich pomocą wiadomość do mediów i widzów oglądających konwencję w domu.

W trakcie przygotowywania przemówień przez zespół redakcyjny wyławiane są wesy z kluczowych przemówień, które można przekształcić w hasła na plakatach. Czasami z kolei sztab podawał hasła, które chciał widzieć na plakatach, a następnie prosił zespół piszący przemówienia, aby upewnił się, iż mówca je wypowiedział.

Problem pojawia się, gdy mówca staje się niecierpliwy, a plakaty są w druku. W 2008 r. przemówienie gubernatora Montany Briana Schweitzera zawierało hasło: „Obama to zmiana, której potrzebujemy. McCain to więcej tego samego”. Każde zdanie zostało wydrukowane na osobnej planszy. Problem polegał na tym, iż gubernatorowi nie podobało mu się hasło i był przekonany, iż nie zadziała. Po kilku namowach ustąpił, a gdy wypowiedział te słowa ze sceny, plakaty uniosły się w górę, a tłum oszalał.

Później, podekscytowany reakcją, zażartował, jak bardzo się cieszy, iż użyliśmy jego hasła.

Buntownicy pod nadzorem

W przeciwieństwie do koncertu Taylor Swift, najlepsze miejsca nie trafiają do osób z największą ilością pieniędzy lub najszybciej klikającym „kup bilet” na sprzedającej je stronie. Miejsca na płycie i na dole są przeznaczone dla delegatów podzielonych według stanów. Z przodu i na środku znajdują się delegacje kandydata, Kalifornia i Minnesota, a inne najważniejsze stany oddalają się od nich. Zwykle nie budzi to kontrowersji, ale jak informuje „The New York Times” największa koncentracja 30 niezaangażowanych delegatów, którzy protestują przeciwko stanowisku administracji Biden-Harris w sprawie Strefy Gazy, jest w Minnesocie, co daje im doskonałe miejsce do protestu.

Sztab jest na to przygotowany, będzie obserwował płytę i trybuny w poszukiwaniu „nieuczciwych” plakatów lub przejawów protestów. Gdy jakieś zostaną zidentyfikowane, ludzie w jaskrawych kamizelkach i słuchawkach mogą wezwać innych uczestników, by zasłonili „nieprzyjazne” gesty swoimi plakatami.

Jeśli chodzi o nas, dziennikarzy POLITICO, my też będziemy obserwować. Nieco mniej niewyspani niż podczas poprzednich konwencji, ale nie mniej pod wrażeniem całej pracy włożonej w przygotowanie największego show w polityce.

Idź do oryginalnego materiału