W najnowszym odcinku programu Polska Do Rzeczy Paweł Lisicki i Rafał Ziemkiewicz, publicyści, podjęli się analizy kampanii prezydenckiej Rafała Trzaskowskiego, kandydata Koalicji Obywatelskiej.
Trzaskowski jako lustro słabości PiS
Lisicki i Ziemkiewicz zgodnie oceniają kampanię Rafała Trzaskowskiego jako „dramatycznie słabą”, porównując ją do nieudanej kampanii Bronisława Komorowskiego w 2015 roku. Lisicki twierdzi, iż „dynamika jest taka, iż tąpnęło i idzie w dół”, sugerując, iż Trzaskowski mógłby przegrać wybory, gdyby odbyły się w najbliższym czasie. Ziemkiewicz idzie dalej, wskazując na podobieństwa między Trzaskowskim a Komorowskim, którego kampania załamała się, gdy „zaczął się odzywać”. Przywołuje też konkretne wydarzenia, takie jak debata w Końskich czy zachowanie Trzaskowskiego w Głogowie, jako przykłady niekompetencji kandydata KO.
Choć krytyka Trzaskowskiego może mieć swoje podstawy, narracja Lisickiego i Ziemkiewicza pomija najważniejszy kontekst: PiS, mimo wieloletnich rządów, nie zdołało wypracować spójnej alternatywy, która przekonałaby wyborców spoza swojego twardego elektoratu. Zamiast analizować, dlaczego kandydat opozycji, mimo słabości, przez cały czas cieszy się znaczącym poparciem, publicyści wolą skupić się na jego potknięciach, ignorując fakt, iż PiS również walczy z własnymi problemami. Ich komentarze zdradzają oportunistyczną taktykę partii rządzącej: zamiast budować pozytywny program, PiS woli eksponować błędy przeciwników, licząc, iż to wystarczy do utrzymania władzy.
Podwójne standardy w ocenie kampanii
Porównanie Trzaskowskiego do Komorowskiego, choć efektowne retorycznie, ujawnia hipokryzję PiS i jego medialnych sprzymierzeńców. Ziemkiewicz sugeruje, iż Trzaskowski, podobnie jak Komorowski, traci poparcie, gdy „wypuszcza się go w niekomfortowe sytuacje”. Jednak ten sam zarzut można skierować wobec kandydatów wspieranych przez PiS. W kampanii 2020 roku Andrzej Duda unikał debat w niezależnych mediach, ograniczając się do bezpiecznych wystąpień w TVP i na wiecach z lojalnym elektoratem. PiS, zamiast promować otwartą dyskusję, konsekwentnie unika konfrontacji z krytycznymi pytaniami, co stawia pod znakiem zapytania ich prawo do krytykowania Trzaskowskiego za podobne uchybienia.
Co więcej, Lisicki i Ziemkiewicz nie wspominają o tym, iż kampania Komorowskiego w 2015 roku upadła nie tylko z powodu jego własnych błędów, ale także dzięki skutecznej mobilizacji elektoratu PiS. Dziś PiS, po niemal dekadzie rządów, nie może już grać roli „nowej siły” obiecującej zmianę. Partia boryka się z własnym zmęczeniem materiału, skandalami korupcyjnymi i rosnącym niezadowoleniem społecznym z powodu inflacji, chaosu w edukacji czy służbie zdrowia. Zamiast zmierzyć się z tymi problemami, PiS i jego medialni sojusznicy, tacy jak Lisicki i Ziemkiewicz, wolą odwracać uwagę, wskazując na słabości Trzaskowskiego. To klasyczna strategia odwracania kota ogonem, która pozwala unikać odpowiedzialności za własne niepowodzenia.
Brak refleksji nad własną kampanią
Najbardziej uderzające w komentarzach Lisickiego i Ziemkiewicza jest całkowite pominięcie kampanii kandydata PiS, Karola Nawrockiego. Skoro Trzaskowski jest „dramatycznie słaby”, dlaczego publicyści nie analizują, jak Nawrocki wykorzystuje tę słabość? Odpowiedź jest prosta: kampania PiS walczy z wielkimi problemami, a Nawrocki, nie zdołał dotychczas przebić się do szerszego elektoratu. Zamiast zmierzyć się z tymi trudnościami, Lisicki i Ziemkiewicz wolą skupić się na krytyce Trzaskowskiego, co jest wygodnym sposobem na odwrócenie uwagi od własnych niedociągnięć.
PiS stosuje strategię polaryzacji, licząc na mobilizację swojego elektoratu. Jednak w odróżnieniu od 2015 roku, partia nie może już obiecywać „dobrej zmiany”, bo sama odpowiada za obecny stan państwa. Skandale związane z nepotyzmem, afery gospodarcze czy kontrowersyjne reformy sądownictwa podkopały zaufanie do PiS wśród części wyborców. Zamiast zaproponować nowy, inspirujący program, partia woli grać na strachu przed „liberałami” i „lewactwem”, co jest strategią coraz mniej skuteczną w obliczu zmęczenia społeczeństwa politycznym konfliktem.
Hipokryzja w krytyce Trzaskowskiego
Lisicki i Ziemkiewicz wyśmiewają Trzaskowskiego za „debatę w Końskich” i „zachowanie w Głogowie”, ale nie wspominają o kontrowersjach wokół organizacji tych wydarzeń. Debata w Końskich, zorganizowana przez media sprzyjające PiS, była krytykowana za brak neutralności i tendencyjne pytania. Z kolei incydent w Głogowie, gdzie Trzaskowski został zaatakowany przez przeciwników, był eskalacją agresji politycznej, za którą PiS ponosi częściową odpowiedzialność, podsycając przez lata atmosferę nienawiści. Krytykując Trzaskowskiego za nieudane występy, Lisicki i Ziemkiewicz przemilczają rolę PiS w tworzeniu toksycznego klimatu politycznego, który utrudnia merytoryczną debatę.
PiS na rozdrożu
Komentarze Lisickiego i Ziemkiewicza miały na celu zdyskredytowanie Rafała Trzaskowskiego, ale paradoksalnie ujawniły słabości Prawa i Sprawiedliwości. Partia, zamiast budować pozytywny przekaz, woli skupiać się na błędach przeciwników, unikając refleksji nad własnymi niepowodzeniami. Podwójne standardy w ocenie kampanii i brak spójnej strategii dla Karola Nawrockiego pokazują, iż PiS znajduje się na rozdrożu. Po latach rządów partia straciła świeżość, a jej narracja oparta na polaryzacji przestaje przekonywać niezdecydowanych wyborców.
Krytyka Trzaskowskiego jest wygodnym sposobem na zamaskowanie problemów PiS, ale nie rozwiązuje fundamentalnego dylematu partii: jak odzyskać zaufanie społeczeństwa w obliczu własnych błędów? Dopóki PiS będzie unikać odpowiedzi na to pytanie, jego zwycięstwo w wyborach prezydenckich pozostaje niepewne, niezależnie od słabości Trzaskowskiego. Prawdziwym wyzwaniem dla partii jest nie tyle pokonanie KO, co przekonanie Polaków, iż wciąż ma coś wartościowego do zaoferowania.