Mariusz Błaszczak rozpoczął swoją przygodę z polityką ponad 20 lat temu. Pierwsze kroki stawiał jako samorządowiec, ale gwałtownie awansował na posła i tę funkcje nie przerwanie pełni od 2007 roku. W tym samym roku Błaszczak po raz pierwszy został ministrem w rządzie premiera Jarosława Kaczyńskiego. W kolejnych latach był też ministrem MSWiA oraz MON. Mariusz Błaszczak to także wielokrotny rzecznik i szef klubu PiS, wiceprzewodniczący partii, a w 2024 roku został przewodniczącym Komitetu Wykonawczego PiS.
Jeśli do tego jeszcze dodać, iż Błaszczak jest prawą ręka Jarosława Kaczyńskiego i ciągle poważnie rozważanym kandydatem na prezydenta, to od tak doświadczonego polityka należy oczekiwać co najmniej dwóch rzeczy. Jakich? Po pierwsze rozwagi, po drugie odpowiedzialności! Niestety Mariusz Błaszczak ostatnią publiczną wypowiedzią dość brutalnie zaprzeczył posiadaniu obu cech.
Jeżeli wygrałby Donald Trump, to sądzę, iż natychmiast powinien się zmienić rząd w Warszawie, bo Niemcy nie są nas w stanie wspierać, jeżeli chodzi o obronność, a Stany Zjednoczone tak (…).Mnie niepokoi, iż obecna władza, Donald Tusk i jego ekipa, postawili na Kamalę Harris, a więc Donald Tusk, po wygranej Donalda Trumpa, powinien podać się do dymisji – powiedział Mariusz Błaszczak na antenie Polsat News.
Wyjątkowa naiwność i okazanie politycznej słabości, bo przedstawiciel największej partii opozycyjnej nie powinien uzależniać walki o władzę od wyników wyborów w innym kraju, ale to jeszcze nie jest najgorsza informacja. Najgorsze jest to, iż Mariusz Błaszczak niczym uczeń IVC poskarżył się starszemu bratu na kolegów, z którymi sam nie umie sobie poradzić. Czy to nam coś przypomina? Swego czasu wybuchł wielki skandal, gdy Jarosław Kaczyński zdefiniował „najgorszy sort” i jak to zwykle bywa przy takich aferach, większość komentujących choćby nie wiedziała, co komentuje. Pełna wypowiedź brzmiała następująco:
Ten nawyk donoszenia na Polskę za granicą. W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. I to jest właśnie nawiązywanie do tego. To jest w genach niektórych ludzi, tego najgorszego sortu Polaków. Ten najgorszy sort Polaków jest niesłychanie aktywny, bo czuje się zagrożony.
Słowa Mariusza Błaszczaka jako żywo wpisują się w definicję Jarosława Kaczyńskiego. Oczekiwanie, iż jakikolwiek polski rząd pod presją zewnętrzną poda się do dymisji, to nic innego jak „fatalna tradycja zdrady narodowej”. Polskie sprawy, jak głosił poeta, powinny być rozwiązywane przez Polaków: „Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli”. Politycy PiS wielokrotnie się przekonali, czym się kończy wzywanie obcych na pomoc. Pierwszy przekonał się Witold Waszczykowski, gdy wezwał Komisję Wenecką, aby tak uciszyła opozycję krytykującą ustawę o TK, no i komisja uciszyła, ale Waszczykowskiego.
Potem PiS chciał składać skargi do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, Komisji Europejskiej, TSUE, czy EPTCZ w sprawie „więźniów politycznych” i „tortur”. Skończyło się tak, iż ZPRE uchyliło Marcinowi Romanowskiemu immunitet i co więcej Romanowski w ogóle się nie stawił na posiedzeniu, za to ogłosił, iż ZPRE spiskuje ze Niemcami. Jeszcze gorzej skończyło się odwołanie do brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości, czego skutkiem było aresztowanie Michała K. byłego szefa RARS. I na koniec warto przypomnieć, iż Donald Trump też pokazał PiS miejsce w szeregu, najpierw po uchwaleniu ustawy o IPN, potem posłał do Polski Georgette Mosbacher, która broniła interesów TVN i LGBT.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!