Jeśli chodzi o fundację Ex Bono z Opola, to korzenie sprawy sięgają początku 2018 roku. Zanim jesienią tego roku przystąpiła do konkursu na prowadzenie punktów pomocy ofiarom przestępstw w latach 2019-2021, miała na koncie realizację jednego projektu wartego 4 tys. zł, na zlecenie opolskiego ratusza.
Fundacja Ex Bono rywalizowała o pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości m.in. ze stowarzyszeniem Quisisana z Opola, które miało bogate doświadczenie w pomocy ofiarom przestępstw, a które w przeszłości otrzymywało ministerialne pieniądze na ten cel. Wśród uczestników konkursu była też działająca od lat Diecezjalna Fundacja Ochrony Życia.
Ale to właśnie fundacja Ex Bono na początku 2019 roku wygrała konkurs. Do 2021 roku miała otrzymać łącznie 9 mln zł. Z tego 5 mln zł miało trafić na prowadzenie punktów pomocy ofiarom przestępstw w Opolu i wszystkich powiatach regionu. Za pozostałe 4 mln zł fundacja miała prowadzić działalność w części województwa śląskiego, lokując główny punkt pomocy w Tychach.
Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła potem, iż podczas aplikacji do konkursu nie była przygotowana do realizacji tego zadania. Co więcej, fundacja zaczęła prowadzić punkty pomocy dopiero późną wiosną. I to nie na całej Opolszczyźnie. A pod koniec wakacji 2019 roku fundacja zwinęła żagle w Opolu, zamykając swój lokal przy ul. Niemodlińskiej. NIK wskazywała, iż „pewne jest, iż kilkaset osób pokrzywdzonych (…) zostało bez pomocy”.
Tropiąc działalność Ex Bono, na początku 2020 roku trafiłem pod drzwi skromnego mieszkania na osiedlu Metalchem w Opolu. Drzwi otworzyła dziewczyna w ciąży. Potwierdziła, iż to adres fundacji, ale na tym rozmowa się skończyła.
Potem okazało się, iż od tych drzwi odbijali się też ci, którzy stracili wsparcie fundacji i szukali dalszej pomocy. Później fundacja zmieniła adres – na ruderę przy ul. Św. Anny w Opolu. Na pytanie wysyłane do fundacji nigdy nie otrzymałem odpowiedzi. Ostatecznie fundacja Ex Bono musiała zwrócić większość przyznanych jej pieniędzy.
Radna broni fundacji Ex Bono
Zasadnym jest jednak pytanie, jak to możliwe, iż fundacja z tak niewielkim doświadczeniem otrzymała do realizacji grant wart 9 mln zł?
Odpowiedź tkwi w tym, kto stał za tą fundacją. A byli to ludzie związani z Suwerenną Polską – partią Zbigniewa Ziobry jeszcze sprzed połączenia z PiS.
Prezesem Ex Bono był Ryszard Markowski, wujek Małgorzaty Wilkos, radnej miasta Opola (teraz w PiS, wcześniej w klubie prezydenta Arkadiusza Wiśniewskiego), która przez lata współpracowała z Patrykiem Jakim, m.in. kierując jego biurem poselskim. W czasie, gdy powstawała fundacja, Patryk Jaki był wiceministrem sprawiedliwości.
Małgorzata Wilkos długo przekonywała, iż nie była zaangażowana w działalność Ex Bono. Ale to ona pokwitowała opłatę rejestrację fundacji w KRS i dokonała przelewu. Potem twierdziła, iż „zapewne” zrobiła to, bo poprosił ją o to krewny, który nie mieszkał w Opolu.
Gdy wokół Ex Bono zrobiło się głośno, Małgorzata Wilkos jej broniła. Najpierw w Radiu Opole przekonywała, iż pomoc od fundacji otrzymało ponad tysiąc osób. W późniejszej rozmowie z portalem dorzeczy.pl ta liczba już się skurczyła. I to znacznie, bo do „ponad 150 osób”. Małgorzata Wilkos groziła też pozwem posłowi Witoldowi Zembaczyńskiemu z KO za stawianie jej i fundacji w negatywnym świetle, ale na groźbach się skończyło.
Członkiem rady fundacji był m.in. Piotr Trypnik. To również człowiek kojarzony z obozem prawicy. Z materiału TVN24 wynikało, iż propozycję wejścia do tej rady dostał podczas spotkania na parkowej ławce.
Inspektor NIK stwierdził, iż „tą fundacją nie kierowały osoby, które formalnie były wykazane jako jej kierownictwo”.
Fundacja Ex Bono – podmiot europosła?
A gdzie w tym wszystkim jest Patryk Jaki? Tu warto wrócić do zeznań, jakie w maju minionego roku złożył Tomasz Mraz, były dyrektor Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zeznał, iż podmioty, na których zależało ministrowi Zbigniewowi Ziobrze i nadzorującemu Fundusz Sprawiedliwości wiceministrowi Marcinowi Romanowskiemu, otrzymywały pomoc w pisaniu i przygotowywaniu konkursowych ofert. Stwierdził, iż większość konkursów w ramach Funduszu Sprawiedliwości była przeprowadzona nierzetelnie.
W przypadku Ex Bono Tomasz Mraz wskazał, iż ministerialna kontrola wykazała nieprawidłowości w fundacji. Mówił, iż wnioski pokontrolne miały być łagodzone. I w takiej lżejszej wersji je zatwierdzono.
– Żeby podmiot, z którym był powiązany Patryk Jaki, nie ucierpiał tak wizerunkowo, jak i sam Patryk Jaki – powiedział.
Były dyrektor Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w resorcie sprawiedliwości zeznał, iż wielokrotnie słyszał, iż fundacja Ex Bono to podmiot Patryka Jakiego. Świadczyć miało o tym m.in. to, iż obecny europoseł PiS (jest nim od 2019 roku) kwestionował decyzje związane z rozwiązaniem umowy z jednym ośrodkiem i ilością pieniędzy, jakie ten musiał zwrócić. Dodał, iż Patryk Jaki aktywnie uczestniczył w przygotowywaniu odpowiedzi podczas kontroli NIK.
– Wszelkie zarzuty medialne pod adresem Ex Bono były podnoszone na szczeblu ministerialnym, żeby przygotować jakąś obronę – mówił Tomasz Mraz.
Patryk Jaki deprecjonował te zeznania. Argumentował, iż decyzje ws. dotacji podejmowane przez ministrów wynikały z mandatu społecznego powierzonego im przez wyborców. Powoływał się na zapisy rozporządzenia, które umożliwiało takie ruchy. Nie odniósł się jednak do faktu, iż pieniądze trafiały do organizacji kojarzonych z obozem władzy. Przykładem podmioty kojarzone z Dariuszem Mateckim.
Politycy prawicy z zarzutami
Dariusz Matecki jest na liście dawnych polityków Suwerennej Polski z prokuratorskimi zarzutami za nieprawidłowości przy wydatkowaniu pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości. W tym gronie znajduje się też Michał Woś, odpowiedzialny za zakup systemu Pegasus, który służył m.in. do inwigilacji opozycji.
Zaś Zbigniew Ziobro ma łącznie 26 zarzutów. W piątek 8 listopada posłowie głosowali nad uchyleniem mu immunitetu dla wszystkich z nich z osobna. Głosowanie nr 27 dotyczyło wyrażenia zgody na jego zatrzymanie i tymczasowy areszt.
Wszystkie wnioski Sejm przegłosował. Spośród opolskich posłów „za” byli wszyscy parlamentarzyści KO – Danuta Jazłowiecka, Tomasz Kostuś, Paweł Masełko, Tomasz Siemoniak i Witold Zembaczyński – a także Adam Gomoła z Polski 2050 i Marcelina Zawisza z Razem. Posłanka lewicy nie brała tylko udziału w głosowaniu nad wnioskiem o zgodę na zatrzymanie i areszt dla Zbigniewa Ziobry, podobnie jak i całe koło partii Razem w Sejmie.
Przeciw byli posłowie klubu PiS – Katarzyna Czochara, Kamil Bortniczuk, Marcin Ociepa i Janusz Kowalski – a także Włodzimierz Skalik z Konfederacji Korony Polskiej. Paweł Kukiz nie brał udziału w tych głosowaniach. Tłumaczył, iż z zasady nie głosuje nad uchylaniem immunitetów, niezależnie przedstawicieli której partii to dotyczy, bo jest zwolennikiem zniesienia immunitetów dla parlamentarzystów, a także dla sędziów i prokuratorów.
Za to trzech posłów z koła Republikanie, któremu przewodzi Paweł Kukiz, we wszystkich głosowaniach dotyczących Zbigniewa Ziobry było przeciw.
Burza wokół Janusza Kowalskiego
Opolsko-zamojski poseł PiS – Janusz Kowalski przeniósł się bowiem niedawno z działalnością do woj. lubelskiego – w piątkowych głosowaniach siedział w Sejmie na miejscu Zbigniewa Ziobry, określając je mianem „sądu kapturowego”. Potem zakłócił konferencję ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka.
– Za dwa lata Trybunał Stanu, bezwzględny Trybunał Stanu. Jest pan draniem, tyle panu powiem! – powiedział do ministra sprawiedliwości.
– Widzicie państwo jak wygląda przywracanie praworządności. Nie jest to lekka praca, ale my jesteśmy wytrwali – skomentował Waldemar Żurek.
A potem w niedzielnym programie Polsatu europoseł Konfederacji Stanisław Tyszka przypomniał o spotkaniu z 2020 roku, jakie zorganizował Janusz Kowalski, a w którym oprócz ich dwóch uczestniczyli Paweł Kukiz i Zbigniew Ziobro. Stwierdził, iż „pan poseł Kowalski proponował przy ministrze Ziobro, żebyśmy skorzystali z Funduszu Sprawiedliwości”.
– Na własne cele, które by nam jakoś pomogły politycznie. My to oczywiście odrzuciliśmy. Wszyscy wszystko wiedzieli, Zbigniew Ziobro musi za to odpowiedzieć – argumentował Stanisław Tyszka.
Janusz Kowalski w odpowiedzi nazwał go „ordynarnym kłamcą”. Zapowiedział skierowanie sprawy do sądu, zarzucając europosłowi Konfederacji zniesławienie.
Tyle, iż miał na to półtora roku. Bo Stanisław Tyszka nie pierwszy raz opowiadał o spotkaniu, podczas którego miała paść propozycja sięgnięcia po pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Mówił o tym w maju 2024 roku.
Wtedy Janusz Kowalski też zapewniał, iż polityk Konfederacji „wymyśla bzdury”. Zapewniał, iż panowie rozmawiali tylko raz na przestrzeni czterech lat. A sama rozmowa miała dotyczyć „mechanizmu KPO i szantażu eurokratów”.
Zapytaliśmy Janusza Kowalskiego dlaczego wcześniej nie pozwał Stanisława Tyszki za jego twierdzenia. Do czasu zamknięcia wydania nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Co pamięta Paweł Kukiz?
O rewelacjach swojego wieloletniego bliskiego współpracownika Paweł Kukiz półtora roku temu mówił „O!Polskiej”, iż szczegółów rozmowy nie pamięta, ale był pewien, iż Stanisław Tyszka nie konfabuluje.
Co o tych wydarzeniach mówi teraz?
– Takie spotkanie jako jedno z kilku w latach 2015 – 2021 było, jednak nie zanotowałem sytuacji, w której Janusz Kowalski składałby jakieś propozycje związane z finansami. Ale nie wykluczam, iż to mogło mieć miejsce – powiedział w rozmowie z „Faktem”.
Pamięta za to, iż z jednego ze spotkań Stanisław Tyszka wyszedł wzburzony.
– Rzucił wtedy do mnie: „Chodźmy stąd, to są złodzieje” – stwierdził Kukiz.
Zapewnia, iż gdyby usłyszał propozycję pobrania pieniędzy ze środków publicznych na autopromocję, to by odmówił.
Tymczasem zamieszanie wokół spotkania, o którym opowiedział Stanisław Tyszka, może mieć finał w prokuraturze.
„Składam w tej sprawie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez Janusza Kowalskiego oraz innych obecnych przy tej rozmowie polityków PiS” – zapowiedział Cezary Tomczyk, wiceszef MON na platformie X (dawny Twitter).
Folwark prywatny
Wracając do zachowania posła Janusza Kowalskiego w Sejmie, sporo komentatorów zwracało uwagę na jego nerwowość. Widząc, jak organy ścigania biorą na celownik kolejnych polityków dawnej partii Zbigniewa Ziobry, niewykluczone, iż właśnie to jest jej powodem.
Tu warto przypomnieć zeznania Tomasza Mraza sprzed półtora roku. Stwierdził wtedy wprost: – Doniesienia o tym, iż Fundusz Sprawiedliwości był prywatnym folwarkiem Suwerennej Polski, nie były dalekie od prawdy.
Mówił, iż w czasie ustalania budżetów na dany rok powstawała nieformalna lista określająca limity wydatków dla poszczególnych osób i „była to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic związanych z funduszem”.
– Na takiej liście razem z nazwiskami wylistowane były kwoty, czasem milion złotych, czasem siedemset tysięcy – powiedział.
Tomasz Mraz wskazał, iż najbardziej zasłużonym „szablom” zwiększano limity. Jako przykład wskazał właśnie Janusza Kowalskiego, który w okresie największej aktywności medialnej miał otrzymywać więcej pieniędzy.
– W ich ramach politycy kupczyli tymi pieniędzmi. Kupowali głosy i przychylność w swoich okręgach – stwierdził.
Zwróciliśmy się wtedy do Janusza Kowalskiego z prośbą o odniesienie do tych kwestii. Zapytanie w formie wiadomości sms do czasu publikacji tego materiału pozostało bez odpowiedzi. Pisząc ten tekst ponowiliśmy pytania w tej sprawie. Poseł PiS także się do nich nie odniósł.
***
Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

2 godzin temu


![Strzelcy świętowali odzyskanie niepodległości [ZDJĘCIA]](https://static2.slowopodlasia.pl/data/articles/xga-4x3-strzelcy-swietowali-odzyskanie-niepodleglosci-zdjecia-1763108586.jpg)











