Obywatelu! Nie o taką ciszę chodzi

3 godzin temu

Za każdym razem, gdy zgodnie z prawem ogłaszana jest tak zwana „cisza wyborcza”, zaczyna się gorąca dyskusja na temat sensowności i zasadności tych przepisów. Jak zwykle przy tak rytualnych sporach praktycznie istnieją tylko dwa wzajemnie zwalczające się obozy. Jedni twierdzą, iż „cisza wyborcza” jest całkowitym bezsensem, szczególnie w dobie Internetu, inni są przekonani, iż to konieczny czas na refleksję. Paradoks konkurencyjnych argumentacji polega na tym, iż obie są zasadne i niekoniecznie w całości się wykluczają.

Na pewno wyborca jest atakowany zewsząd obietnicami, zapewnieniami, wizjami i strachami przed polityczną konkurencją, a w takich warunkach podjęcie racjonalnej decyzji wydaje się bardzo trudne. Z drugiej strony z czysto technicznych przyczyn nie da się ortodoksyjnie przestrzegać przepisów, choćby z tego powodu, iż każdy użytkownik Internetu bez trudu może odtworzyć sobie dowolne materiały od sondaży, przez debaty, po broszury. Nie inaczej to wygląda w przestrzeni publicznej, przecież przez te dwa dni nie zniknęły bilbordy wieszane na budynkach ani plakaty na płotach. Mało tego, nierzadko zdarza się, iż na drodze do lokalu wyborczego obywatel przed oddaniem głosu zobaczy rozwieszone materiały agitacyjne, co w teorii nie powinno mieć miejsca.

Co w takim razie jest dozwolone, a czego robić nie wolno? Przepisy w teorii są jednoznaczne, jednak w praktyce bywają niedookreślone lub choćby niewykonalne. Do „ciszy wyborczej” odnoszą się dwa artykuły Kodeksu wyborczego:

Art. 107. [Cisza wyborcza]
§ 1. W dniu głosowania oraz na 24 godziny przed tym dniem prowadzenie agitacji wyborczej, w tym zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych jest zabronione.
§ 2. Agitacja wyborcza w lokalu wyborczym oraz na terenie budynku, w którym ten lokal się znajduje, jest zabroniona.

Art. 115. [Zakaz podawania do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej]
§ 1. Na 24 godziny przed dniem głosowania aż do zakończenia głosowania zabrania się podawania do publicznej wiadomości wyników przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych i wyników wyborów oraz wyników sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania.
§ 2. Przepis § 1 stosuje się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.

Z przywołanych powyżej artykułów na pewno wiadomo, iż zabroniona jest agitacja, czyli namawianie albo zniechęcenie do oddania głosu na konkretnego kandydata lub partię. Pewne jest też to, iż nie wolno publikować sondaży i dokładnie za złamanie tego przepisu grożą te legendarne wielomilionowe kary. Oprócz przepisów istnieje też wykładnia i tutaj każdy prawnik ma swoje „święte przekonania”, między innymi tak absurdalne, iż polubienie wpisu polityka na portalach społecznościowych jest złamaniem „ciszy wyborczej”. Jednocześnie ci sami prawnicy nie zauważają, iż materiały agitacyjne w czasie obowiązywania przepisów nie znikają z Internetu i przestrzeni publicznej i dlatego są lubiane albo nienawidzone.

Inni biegli w piśmie starają się głosić wyważone wykładnie i tylko ewidentne przypadki, jak organizowanie manifestacji, czy prowadzenie kampanii w Internecie na rzecz jednego kandydata, uznają za łamanie prawa. W odniesieniu do sondaży, również występuje grube nieporozumienie, mianowicie takie, iż prognozy Kowalskiego choćby podparte procentowymi wynikami, nie są rzecz jasna badaniem sondażowym. Zatem jeżeli Kowalski napisze w Internecie, iż głosuje na kandydata X i jego zdaniem ten kandydat otrzyma 35%, to w świetle Kodeksu wyborczego prawa nie łamie. Przepisy dotyczące „ciszy wyborczej” są dość czytelne i racjonalne, ale jak zwykle wystarczy odrobina złej woli i można spisać dokładnie przeciwną doktrynę z takim samym orzecznictwem.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału