Obrona województwa opolskiego. Ćwierć wieku od walki o pozostanie regionu na mapie Polski

1 rok temu

Obrona województwa opolskiego – takie były początki

Janusz Wójcik, lider OKOOP-u, wspomina, jak wyglądała obrona województwa opolskiego. – Myśmy zaczęli na ul. Krakowskiej pod PDT-em i w dwie godziny zebraliśmy 600 podpisów ludzi, którzy przystąpili do OKOOP-u. No i się zaczęło. Na szczęście, bo gdybyśmy czekali dłużej, to skończylibyśmy jak ówczesne województwo koszalińskie – mówi.

Utworzona oddolnie organizacja zrzeszała wielu mieszkańców naszego regionu. Walczyli o pozostawienie województwa opolskiego na mapie kraju. Tych w tamtym czasie Polska liczyła 49, a w ramach planowanej reformy administracyjnej miało być z kolei choćby mniej, niż obecnych 16. Uratować udało się m.in. Zielonej Górze, ale większość innych „przepadła”.

– Gdybyśmy wtedy gwałtownie nie podjęli stosownych działań, to nie moglibyśmy teraz działać na własny rachunek. Występowalibyśmy w roli petentów, jak choćby powiat raciborski. Nie byłoby też dziś opolskiego marszałka i wojewody – obrazuje Janusz Wójcik.

Do OKOOP-u przystąpiło wielu opolan. Bez względu na wykształcenie, poglądy polityczne czy status społeczny lub materialny. Zapisywali się nie tylko ludzie związani z polityką, kulturą czy różnego rodzaju organizacjami obywatelskimi. Czynili to również zwykli mieszkańcy województwa, którzy nie wyobrażali sobie jego likwidacji.

– Największą wartością dla nas jest teraz to, iż możemy mówić o sobie opolanie, opolanki a nie np. dolnoślązacy – zauważa Zbigniew Kubalańca, wicemarszałek województwa.

– To był sukces wszystkich, bez podziałów politycznych. Dzięki temu też mamy swoje elity, które odnoszą sukcesy. To również jest wartość sama w sobie – podkreśla z kolei wojewoda Sławomir Kłosowski.

OKOOP się nie poddawał

Przedstawiciele OKOOP-u organizowali szereg działań. Obrona województwa opolskiego polegała m.in. na marszach protestacyjnych, akcjach plakatowych czy koncertach. Wszystko to zakończyło się sukcesem, albowiem w połowie 1998 roku stosowna komisja senacka postanowiła jednak dodać nasze województwa do nowej mapy administracyjnej Polski. 5 lipca prezydent podpisał nowy podział.

– W obronie województwa uczestniczyły wszystkie siły. Zarówno polityczne, jak i społeczne. Także przedstawiciele Mniejszości Niemieckiej. Ostatecznie Udało się przekonać odpowiednie władze, iż Opolszczyzna ma własną kulturę i tradycję – zaznacza prof. Michał Lis, historyk, śląskoznawca i pracownik Instytutu Śląskiego w Opolu. – Wielka powódź z 1997 roku pokazała, iż jesteśmy województwem, które umie się zjednoczyć, jeżeli pojawi się istotny cel i takim też była obrona województwa.

Pracownicy IŚ z nim na czele zainicjowali utworzenie „Łańcucha nadziei”. W jego ramach kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców naszego regionu ustawiło się wzdłuż drogi E40. Wszystko po to, by pokazać przywiązania do opolskiej tożsamości i odrębności regionalnej.

– Przyznam, iż obawiałem się tego, bo gdy przylatywaliśmy na miejsce to ludzi nie było zbyt dużo. Tak się przynajmniej wydawało, bo był niesamowity upał. Wystarczyło jednak kilka minut i nagle przybyli nie wiadomo skąd. Pokazali niesamowitą siłę. To widok, który może cieszyć do końca życia – wspomina Stanisław Jałowiecki, były marszałek Opolszczyzny.

– Byłem dumny z tego, iż mamy społeczność, która tak pięknie walczy. Każdemu regionowi życzę tak wspaniałego poczucia, iż jest się razem. To był chyba jeden jedyny taki przypadek, takie piękne zwycięstwo w całej powojennej historii Polski, kiedy ruch obywatelski osiągnął sukces w takiej skali – dodaje.

Warto tu zaznaczyć, iż działania Opolan pozwoliły Instytutowi Śląskiemu wydać dwutomową publikację „Biała księga obrony województwa opolskiego A.D. 1998”. Ta jest „kompleksowym zbiorem dokumentów i artykułów prasowych, relacjonujących tamte wyjątkowe wydarzenia”.

Idź do oryginalnego materiału