Obrona przez atak. Ziobro ucieka przed pytaniami

18 godzin temu
Zdjęcie: Ziobro


Zbigniew Ziobro znów przemówił tonem prokuratora we własnej sprawie. W wywiadzie dla wPolityce.pl były minister sprawiedliwości ogłosił, iż Fundusz Sprawiedliwości jest „sparaliżowany”, a winę za ten stan ponosi obecny minister Waldemar Żurek.

Według Ziobry Żurek „wprost łamie prawo”, „świadomie się nie wywiązał” z obowiązków i „wolał jeździć po Polsce z Ewą Wrzosek i zajmować się polityką”. Brzmi to jak akt oskarżenia. Problem w tym, iż oskarżycielem jest człowiek, którego nazwisko samo stało się symbolem politycznego zawłaszczenia Funduszu Sprawiedliwości.

Ziobro mówi z pozycji obrońcy ofiar przestępstw i osób wychodzących z więzień. Przekonuje, iż bez pieniędzy z FS „ludzie są zostawieni z ręką w nocniku” i „nie mają gdzie mieszkać, żeby nie trafić znów do świata przestępczego”. To emocjonalna narracja, celowo zbudowana na lęku i współczuciu. Tyle iż przez osiem lat rządów PiS to właśnie Ziobro odpowiadał za konstrukcję i praktykę działania Funduszu, który dziś jest przedmiotem śledztw i zarzutów o nadużycia.

Były minister twierdzi: „Fundusz zawsze działał i wypełniał swoją rolę”. To zdanie, powtarzane w różnych wariantach, stało się mantrą obozu Ziobry. Ale coraz trudniej traktować je poważnie. To za jego czasów pieniądze z FS płynęły szerokim strumieniem do „swoich” fundacji, stowarzyszeń i inicjatyw ideologicznych. To wtedy pomoc ofiarom stała się wygodnym alibi dla politycznej redystrybucji środków publicznych. I to właśnie ten model dziś się rozpada – nie dlatego, iż nowa władza „nic nie robi”, ale dlatego, iż musi sprzątać po systemie zbudowanym na granicy prawa.

Ziobro oskarża Żurka o zaniechania, ale sam nie zdobywa się na ani jedno zdanie refleksji nad własną odpowiedzialnością. Przeciwnie – opowiada o „zakłamanym towarzystwie Donalda Tuska” i przekonuje, iż obecna ekipa „przez wszelkie możliwe przypadki odmienia słowo ‘ofiary’”. To klasyczna retoryka odwracania ról. W tej opowieści Ziobro jest jedynym autentycznym obrońcą słabszych, a wszyscy inni to cynicy lub prześladowcy.

Szczególnie wymowny jest fragment, w którym były minister zapowiada odpowiedzialność karną Żurka. „Ponosi nie tylko odpowiedzialność polityczną, ale także karną” – mówi Ziobro, dodając, iż PiS złożyło zawiadomienie o przestępstwie. Trudno o większą ironię: polityk, który przez lata podporządkowywał prokuraturę władzy wykonawczej, dziś apeluje o ściganie swoich następców. Ten sam Ziobro, który uczynił z prokuratury narzędzie politycznej walki, dziś odwołuje się do litery prawa.

W wywiadzie pojawia się też wątek Ewy Wrzosek, zredukowany do pogardliwego obrazka „jeżdżenia po Polsce”. To nie przypadek. Ziobro konsekwentnie personalizuje spory, atakuje ludzi, a nie decyzje, sugeruje złe intencje zamiast rzeczowych różnic. Tak było przez lata jego rządów i tak jest dziś – w opozycji.

Najbardziej uderzające jest jednak to, czego Ziobro nie mówi. Nie mówi o zarzutach wobec Funduszu Sprawiedliwości, o wątpliwych konkursach, o beneficjentach powiązanych z jego środowiskiem. Nie mówi o tym, iż „system, który działał”, działał także dlatego, iż nikt nie zadawał niewygodnych pytań. Zamiast tego słyszymy o „gasnących światłach” i „niewytłumaczalnym zaniechaniu”.

Zbigniew Ziobro wciąż wierzy, iż wystarczy podnieść głos, by odzyskać moralną przewagę. Tymczasem jego wywiad pokazuje raczej desperację polityka, który broni nie tyle ofiar, ile własnej wersji historii. Fundusz Sprawiedliwości stał się dziś symbolem patologii władzy PiS. I im głośniej Ziobro oskarża innych, tym wyraźniej widać, iż najtrudniejszym przeciwnikiem pozostaje jego własna przeszłość.

Idź do oryginalnego materiału