Obejrzałam debatę Harris-Trump. Oto pięć wniosków z tego starcia

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Brian Snyder


Wyznaczona na 3 rano czasu polskiego debata Harris-Trump była pierwszym bezpośrednim starciem kandydatów. Jak wypadła Harris? Co obiecał Trump? Zapraszam na pięć wniosków z tego starcia - pisze Agata Kalińska, szefowa działu Nowych Trendów w Gazeta.pl.
1. Kto był do tej pory nieprzekonany - taki pozostanie
Nie była to debata, która zmienia bieg kampanii, wywraca stolik i zmienia układ sił. Zarówno Kamala Harris, jak i Donald Trump zaprezentowali się dokładnie tak, jak można było się tego po nich spodziewać. Trump był tak samo egocentryczny i chaotyczny jak zawsze. Najchętniej mówił o sobie, swoich wyobrażeniach na swój temat i krytykował swoich przeciwników, iż nie są nim. Harris natomiast przemawiała jak swego czasu Bronisław Komorowski - iż zgoda buduje, więcej nas łączy, niż dzieli, no ale jednak jej przeciwnik to najgorsze co może spotkać kraj i ogólnie demokrację. Przy tym trudno byłoby wyłuskać celne ciosy, które wymierzyłaby Trumpowi.


REKLAMA


Debatę podsumujemy dokładnie w specjalnym odcinku "Co to będzie w Ameryce", nadawanym na żywo na Gazeta.pl i YouTube. Prowadzą Marta Nowak i Miłosz Wiatrowski-Bujacz. Startujemy o godz. 9.00, już teraz zapraszamy!


Zobacz wideo Tajemnice skarbca Trumpa | Co to będzie w Ameryce


2. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos
Czytelniku drogi, czego tam w tej debacie nie było! Gospodarka, pandemia, aborcja, wykonywanie aborcji na już urodzonych dzieciach, szczelinowanie, wiatraki, Strefa Gazy, Ukraina, Putin, Orban, Wenezuela, zjadanie psów i kotów, mur na granicy, rasizm, ustalanie, czy Kamala Harris jest czarna, czy też może nie, amerykańska polonia, opieka zdrowotna, szturm na Kapitol. A to nie jest bynajmniej pełna lista. Sporo, jak na półtorej godziny. I jak sama mnogość tematów wskazuje, trudno byłoby o którymkolwiek z nich powiedzieć coś więcej. Kandydaci prześlizgnęli się po każdym, padły rytualne zapewnienia, iż wojny w Ukrainie i Gazie "muszą się skończyć", iż Amerykanom musi być lepiej, oraz obie strony zapewniły, iż mają plan i wiedzą, jak to wszystko zrobić. Ale jeżeli drogi widzu chcesz się dowiedzieć jak, poznać szczegóły, a co tam szczegóły, ogólny zarys choćby tych planów, to jesteś bez szans. Temat goni temat, karuzela przytyków i osobistych wycieczek rozpędza się, już adekwatnie nie wiadomo, o czym jest mowa, ale...
3. Na szczęście byli moderatorzy
Do rangi trzeciego uczestnika debaty urośli moderujący ją David Muir i Linsey Davis. To oni trzymali ten festiwal rozpasania w ryzach i nie pozwolili, żeby dyskusja wymknęła się spod kontroli. A nie było to zadanie łatwe. Kiedy Trump stwierdził, iż demokraci pozwolą na aborcję w 7., 8., 9., miesiącu ciąży, a choćby po urodzeniu dziecka, Davis gwałtownie stwierdziła: "Nie ma stanu, w którym zabijanie dziecka po urodzeniu jest legalne". Muir natomiast pytał, czy Trump przez cały czas twierdzi, iż wygrał poprzednie wybory, czy jednak - jak sugerują jego ostatnie wypowiedzi - zmienił zdanie. Trump odpowiadał, iż jego słowa, iż przegrał o włos to był sarkazm. Prowadzący zauważył, iż wcale nie brzmiało to jak sarkazm.
W trakcie debaty zerkałam na X. Tam zwolennicy Donalda Trumpa wydali jednoznaczny werdykt: moderatorzy wspierają Harris, bo kontrują tylko wypowiedzi kandydata republikanów. Z tego już prosty wniosek, iż debata jest ustawiona, albo w najlepszym razie nieuczciwa. Hmm, może dlatego moderatorzy nie kontrowali wypowiedzi Kamali Harris, bo nie było tam nic o "dokonywaniu aborcji na urodzonych dzieciach"?


4. Dziś to Trump jest Bidenem
Nieładnie wytykać innym wiek, ale cóż, i tak wiek kandydatów jest jednym z głównych tematów tej kampanii. I choć podczas debaty bezpośredniego nawiązania do wieku kandydatów nie było, to różnicę widać było gołym okiem. Tak jak po poprzedniej debacie Biden-Trump to ten pierwszy wyraźnie gubił wątek i nie nadążał za dyskusją, jak teraz to Trump był tym starszym panem, który zaczyna wypowiedź na jakiś temat, kończy na zupełnie inny, a po drodze gubi wątek i przerywa zaczęte zdania w połowie. Albo opowiada, iż migranci zjadają Amerykanom koty i psy. Pytany skąd to wie, odpowiada, iż słyszał w telewizji. Tymczasem Kamala podpuszczała Trumpa a następnie patrzyła z pobłażliwym niedowierzaniem, co też on opowiada. Sama nie dała się natomiast sprowokować ani razu.


USA-ELECTION/DEBATE Fot. REUTERS/Brian Snyder


5. Kto wygrał? Ten, kto miał wygrać
I teraz pytanie, które zawsze pada przy wszelkich debatach. Kto wygrał? A może remis? Remis ze wskazaniem? Nic z tego. Donald Trump już chwilę po wyjściu ze studia ogłosił się zwycięzcą. Sondaże pokazują już od dawna, iż kandydat republikanów jest z teflonu - nic, co powie, co robi, żadna jego dziwna teoria, mijanie się z faktami, a choćby wyroki sądowe, nie są w stanie obniżyć jego poparcia. I w drugą stronę - nieważne co zrobi i tak nie przekona do siebie swoich zdeklarowanych przeciwników.
Tymczasem Kamala Harris wciąż ma urok nowości. I dla przeciwników Trumpa jej główną zaletą jest to, iż nie jest nim. Eksperci przed debatą wskazywali, iż ciąży jej współrządzenie z Joe Bidenem, bo wyborcy nie są szczególnie zadowoleni z tej administracji. I takiego symbolicznego - choć nieradykalnego - odcięcia się dokonała. "Nie jestem Joe Bidenem" - powiedziała, kiedy Trump próbował zmusić ją, by tłumaczyła się z posunięć prezydenta.


Dlatego na pytanie "kto wygrał?" może być tylko jedna odpowiedź. Ten, komu kibicowaliście od samego początku. Którykolwiek z kandydatów to był.
Chcesz, żeby nic Cię nie ominęło? Dołącz do kanału nadawczego Gazeta.pl "Co to będzie w Ameryce". Znajdziesz tam najważniejsze informacje na temat kampanii wyborczej w USA
Idź do oryginalnego materiału