Poranne niebo nad Nowym Jorkiem przybiera żółtawo-niebieski kolor. Ale tego dnia kolorem charakterystycznym dla miasta jest czerwień. Tysiące ludzi gromadzą się o świcie przed Madison Square Garden, prawdopodobnie najsłynniejszą halą sportową i koncertową na świecie.
Prawie wszyscy mają na sobie czerwone czapki, bluzy i kurtki z bojowym hasłem „Make America Great Again” (Uczyńmy Amerykę znów wielką). To fani republikańskiego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa. Podbijają Nowy Jork. W niedzielę ich idol przemawia w Madison Square Garden. Amerykańscy konserwatyści zbierają się w jednym z najbardziej liberalnych miast w USA. Tam, gdzie Trump się urodził, dorastał i stał się bogaty, ale ma niewielu zwolenników.
Jest mało prawdopodobne, aby wygrał ten stan. A jednak przyjechał, ponieważ może przyciągnąć wiele uwagi — nie tylko w tradycyjnych mediach, ale także na platformach mediów społecznościowych. Nowy Jork to dobre miejsce do zbierania pieniędzy na kampanię. A Trump kocha miasto, które opuścił z powodów podatkowych.
To „bardzo emocjonalne”, iż Trump pojawia się w Nowym Jorku — mówi 52-letnia niania Sandy Olson, która tu mieszka. — Fakt, iż Trump odwiedza moje miasto, napawa mnie dumą, to dla niego jak mecz u siebie — dodaje.
„Sprawi, iż Ameryka znów będzie silna”
Nowy Jork bardzo się zmienił, odkąd Trump przestał być prezydentem. Miasto m.in. płaci za migrantów. — Trump to zmieni — mówi Olson. — Zrealizuje swoje obietnice i sprawi, iż Ameryka znów będzie silna.
Obszar wokół Madison Square Garden przypomina fortecę. Policja odgrodziła wiele ulic, choćby dla pieszych. Na niebie krążą helikoptery. Wokół hali sportowej ustawiają się długie kolejki. Atmosfera jest żywiołowa.
71-letnia Laurel Hoffmann czeka w środku zgiełku na wejście. Nie ma nic przeciwko staniu w kolejce przez osiem godzin. Ma na sobie gwiazdę Dawida i tabliczkę upamiętniającą izraelskich zakładników w Strefie Gazy. — Zależy mi na Izraelu — mówi. — Trump rozumie Bliski Wschód, dlatego na niego głosuję — twierdzi. Oskarża wiceprezydent Kamalę Harris o „wzmocnienie Iranu”. — A to jest wielkie niebezpieczeństwo dla Izraela i Żydów w USA — dodaje.
Bramy otwierają się o 12 w południe. Napływają ludzie. — Jestem trochę zdenerwowana, widząc tak wielu zwolenników Trumpa w środku Nowego Jorku — zauważa 51-letnia nauczycielka Sherene Sokol z Poughkeepsie, dwie godziny jazdy od Manhattanu. Mówi to, co często słyszy się od zwolenników republikanina podczas kampanii wyborczej: „potrzebujemy Trumpa, ponieważ naprawdę cierpimy. Ludzi nie stać już na jedzenie„.
Ile osób, tyle powodów
Trump to ktoś, „kto jest dla ludzi, normalny facet, który chce pomóc Ameryce” — dodaje. Przeszkadza jej tylko jedna rzecz. — Nie lubię, gdy wygłasza tyrady. Jestem nauczycielką, a kiedy szczeka i atakuje innych, nie jest dobrym wzorem do naśladowania — zauważa.
63-letnia Bernadette Dalesandro, była żołnierka piechoty morskiej, mówi, iż na początku lat 90. walczyła w wojnie w Iraku. — Trump jest tutaj, ponieważ chce pokazać wszystkim, iż ma szansę wygrać, choćby w Nowym Jorku — dodaje. Głosuje na niego „ponieważ nie wysyła nikogo na wojnę bez powodu. Wiem, co oznacza wojna — nie może być więcej wojen”.
Czy Europa może przez cały czas polegać na USA? — Tak, ale to musi być coś za coś — nie możemy płacić za wszystko — mówi Dalesandro.
Obok Trumpa przemówienia wygłosili przedsiębiorca Elon Musk, były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani i Robert F. Kennedy Jr — bratanek zamordowanego prezydenta Johna F. Kennedy’ego.