Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” publikuje w poniedziałek (1.09.2025) tekst niemieckiego historyka i slawisty Stephana Stacha poświęcony konfliktowi w Instytucie Pileckiego. W rezultacie sporu doszło do szeregu dymisji, w tym dyrektora IP Krzysztofa Ruchniewicza oraz szefowej berlińskiej placówki Hanny Radziejowskiej.
Stach opisał ze szczegółami przebieg konfliktu, który rozpoczął się opublikowanym 5 sierpnia artykułem w dzienniku „Rzeczpospolita”, w którym Ruchniewiczowi zarzucono zamiar zorganizowania seminarium poświęconego zwrotowi (także Niemcom) znajdujących się w Polsce dzieł sztuki pochodzących z zagranicy. Redakcja powoływała się na wewnętrzne pisma IP.
Stach zaznaczył, iż pikanterii całemu zajściu dodał fakt, iż Ruchniewicz oprócz kierowania IP, pełnił także funkcję pełnomocnika do spraw kontaktów z Niemcami umiejscowionego w MSZ. Materiał w „Rzeczpospolitej” wywołał falę oburzenia, a PiS i Konfederacja zażądały odwołania dyrektora – czytamy w „FAZ”.
Sikorski wykorzystał okazję
Komentując decyzję odwołania Ruchniewicza ze stanowiska pełnomocnika oraz całkowitej likwidacji tego urzędu, Stach pisze, iż szef MSZ Radosław Sikorski „wykorzystał okazję do pozbycia się otwartej flanki”, wykorzystywanej przez PiS w „niemal rytualny sposób” do ataków na Platformę Obywatelską premiera Donalda Tuska. Jak wyjaśnił, PiS zarzuca PO „zbyt dużą bliskość z Niemcami, czy wręcz służalczość”. Sikorski wykorzystał aferę wokół Ruchniewicza do „normalizacji relacji niemiecko-polskich”. W relacjach z innymi krajami też nie ma pełnomocników – tłumaczy Stach.
Zdaniem autora, Ruchniewicz „nie rozpoznał rzeczywistości” uważając, iż zadaniem IP są badania naukowe, a nie polityka. Stach przypomniał, iż założony z inicjatywy ówczesnego ministra kultury Piotra Glińskiego Instytut miał być od początku polskim „Yad Vashem” – instrumentem polityki historycznej. dzięki nominacji Ruchniewicza, rząd Tuska chciał przeforsować zmianę linii programowej wyznaczonej przez PiS, jednak Ruchniewiczowi zabrakło najwidoczniej nośnego konceptu. Doprowadziło to już na początku roku do konfliktu w placówką berlińską IP.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>
Zderzenie wizerunków Niemiec dwóch pokoleń
Konflikt między Ruchniewiczem a Radziejowską był „czymś więcej niż tylko sporem między dwoma szanowanymi historykami” – ocenił Stach. Jest symbolem „zderzenia wizerunków Niemiec dwóch pokoleń” – podkreślił. Urodzony w 1967 r. Ruchniewicz patrzy na Niemcy poprzez okulary lat 90., gdy posuwał się naprzód proces polsko-niemieckiego zbliżenia. Uznanie granicy na Odrze i Nysie, Traktat o przyjaźni, kooperacja Młodzieży - Jugendwerk i niemieckie wsparcie dla wejścia Polski do UE i NATO, utrwaliły w tym pokoleniu pozytywny obraz Niemiec.
„Spojrzenie Radziejowskiej na Niemcy jest bardziej krytyczne” – zaznaczył Stach. Urodzona w 1980 r. historyczka była świadkiem zamknięcia niemieckiego rynku pracy dla pracowników z Polski. To uświadomiło jej brak równowagi w relacjach polsko-niemieckich – tłumaczy autor. Do tego dochodzi brak wiedzy w Niemczech o polskich cierpieniach w II wojnie światowej.
Uznanie konfliktu o IP za „skutki permanentnej antyniemieckiej propagandy PiS” byłoby zdaniem Stacha uproszczeniem. Motywem jest jego zdaniem chęć „zerwania z rolą młodszego partnera i postawienia relacji polsko-niemieckich na równym poziomie”.
Zdaniem Stacha propaganda PiS pozostawiła mimo wszystko ślady – świadczą o tym komentarze w mediach społecznościowych, kwestionujące polskość Ruchniewicza i sugerowanie, iż służy Niemcom. W rzeczywistości Ruchniewicz nie poradził sobie z „historyczno-politycznymi implikacjami” wynikającymi z „kombinacji stanowisk”. W rezultacie stracił oba – pisze w konkluzji Stephan Stach, dyrektor programowy w think tanku Zentrum Liberale Moderne w Berlinie.