Niemcy ostrzegają Polskę: nadchodzi finansowy dramat

6 godzin temu

Warszawskie kasa państwa pustoszeje w rekordowym tempie, a niemiecki profesor alarmuje: Polska powtarza greckie błędy sprzed dekady. Klaus Bachmann z „Berliner Zeitung” ostrzega przed spiralą oczekiwań społecznych, która może doprowadzić do finansowej katastrofy.

Fot. Shutterstock

Analiza opublikowana w niemieckim dzienniku „Berliner Zeitung” wywołuje niepokój wśród ekonomistów. Klaus Bachmann, profesor nauk społecznych na SWPS w Warszawie, porównuje obecną sytuację finansową Polski do Grecji z 2008 roku. Jego zdaniem oba kraje łączy identyczna przyczyna problemów – nieokiełznana polityka socjalna, która prowadzi do eksplozji długu publicznego.

Matematyka długu nie kłamie

Cyfry mówią same za siebie. Deficyt budżetowy Polski w 2025 roku osiągnie rekordowe 289 miliardów złotych, co oznacza 7,3 procent PKB. To drugi najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej – ustępuje jedynie Rumunii. Dla porównania Grecja, która ledwo dekadę temu balansowała na krawędzi bankructwa, w tej chwili notuje nadwyżkę budżetową wysokości 1,3 procent PKB.

Najnowsze dane Ministerstwa Finansów pokazują, iż sytuacja pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Po czerwcu 2025 roku deficyt wyniósł już 119,7 miliarda złotych, realizując ponad 41 procent rocznego planu. Oznacza to, iż w połowie roku budżet państwa był już obciążony niemal na poziomie całorocznych założeń z poprzednich lat.

Dług publiczny ma wzrosnąć do 59,8 procent PKB, zbliżając się niebezpiecznie do konstytucyjnego limitu 60 procent. Koszt obsługi tego zadłużenia pochłania już 103 miliardy złotych rocznie – niemal połowę planowanego deficytu. W 2015 roku wydatki na odsetki stanowiły zaledwie 1,8 procent PKB, dziś to już 2,6 procent.

Transfer socjalny zjada budżet

Zdaniem Bachmanna głównym sprawcą finansowych kłopotów są wydatki socjalne wprowadzone przez PiS i kontynuowane przez obecny rząd. Program 800 plus pochłania rocznie 62,8 miliarda złotych, co czyni go największą pozycją w budżecie państwa. Do tego dochodzą 13. i 14. emerytura za 31,5 miliarda, „babciowe” za 8,4 miliarda oraz renta wdowia kosztująca 4,2 miliarda złotych.

Łącznie transfery socjalne pochłaniają już 17-18 procent całego PKB. To oznacza, iż niemal co piąta złotówka wypracowana w polskiej gospodarce trafia na programy społeczne. Dla porównania, wydatki publiczne w Polsce wyniosą w 2025 roku około 48,9 procent PKB – więcej niż w słynących z rozbudowanego państwa opiekuńczego Szwecji i Danii.

„Mamy wydatki, jakbyśmy byli Skandynawią, a podatki mamy jak Irlandia” – cytuje niemiecki dziennik ekonomistę Sławomira Dudka z Instytutu Finansów Publicznych. Ta nierównowaga między wydatkami a dochodami prowadzi wprost do zadłużeniowej pułapki.

Spirala oczekiwań w ruchu

Bachmann wskazuje, iż decyzja o wprowadzeniu zasiłków na dzieci bez ograniczeń dochodowych w 2019 roku uruchomiła spiralę oczekiwań społecznych. Każda partia polityczna musi w tej chwili oferować wyborcom nowe świadczenia, bo cofnięcie programów socjalnych oznacza klęskę wyborczą.

Donald Tusk, aby wygrać wybory w 2023 roku, obiecał podwyższenie 500 plus do 800 złotych. Minister finansów Andrzej Domański zapewnia, iż „program 800 plus wpisał się w budżety polskich gospodarstw domowych i nie ma żadnych planów, żeby od niego odchodzić”. Jednak według nieoficjalnych doniesień Unia Europejska zgodziła się na realizację programu w 2025 roku bez ograniczeń, ale od 2026 roku ma zostać zamrożony.

Różnica kluczowa: Polska poza strefą euro

Bachmann podkreśla fundamentalną różnicę między Polską a Grecją z czasów kryzysu. Polska nie należy do strefy euro, co oznacza, iż w razie finansowych kłopotów nikt jej nie będzie ratował. Mniej niż 13 procent polskiego długu znajduje się w rękach zagranicznych, więc banki nie boją się efektu domina.

Z jednej strony to zmniejsza ryzyko nagłego odpływu kapitału, z drugiej jednak oznacza brak zewnętrznej pomocy w razie kryzysu. Grecja mogła liczyć na wsparcie Angeli Merkel i mechanizmy pomocy strefy euro. Polska będzie musiała radzić sobie sama.

Ukryty deficyt w funduszach BGK

Prawdziwa skala problemu pozostało większa niż oficjalne 289 miliardów złotych deficytu. Ekonomiści wskazują na dodatkowe 100 miliardów złotych ukrytego deficytu w funduszach Banku Gospodarstwa Krajowego. Oznacza to, iż rzeczywista luka w finansach publicznych może sięgać niemal 400 miliardów złotych rocznie.

Te fundusze BGK ponoszą 155 miliardów złotych wydatków, w większości finansowanych z drogiego długu. Problem polega na braku kontroli parlamentarnej i społecznej nad środkami BGK, ponieważ nie są one zatwierdzane w formie ustawy przez parlament.

Procedura nadmiernego deficytu jako ostrzeżenie

Polska została objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu – tym samym mechanizmem, który uruchomiono wobec Grecji przed kryzysem. Gdy deficyt przekracza 3 procent PKB, kraj musi przedstawiać regularne raporty o działaniach zmierzających do jego redukcji. Kraje objęte tym postępowaniem mają 4-7 lat na realizację działań naprawczych.

Deficyt Polski na poziomie 7,3 procent PKB to drugi najwyższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej. Komisja Europejska objęła też procedurą pięć innych państw: Belgię, Francję, Włochy, Węgry, Maltę i Słowację. Jednak żaden z tych państw nie ma tak dynamicznie rosnących wydatków socjalnych jak Polska.

Eksperci nie pozostawiają złudzeń

Forum Obywatelskiego Rozwoju szacuje, iż wycofanie się z najbardziej szkodliwych wydatków pozwoliłoby obniżyć deficyt z 5,5 procent PKB do 1,7 procent PKB. W takim scenariuszu Polska miałaby niższy deficyt od 20 państw UE. Jednak obecny rząd postawił na kontynuację i rozwijanie polityki zapoczątkowanej przez PiS.

Mariusz Zielonka z Konfederacji Lewiatan alarmuje, iż finanse publiczne są w coraz gorszym stanie. Mimo iż rząd zobowiązał się do redukcji deficytu poniżej 3 procent do 2028 roku, obrał mało realną ścieżkę zwiększania dochodów i utrzymywania wydatków na zbliżonym poziomie.

Polityczne kalkulacje blokują reformy

Cięcia wydatków socjalnych są politycznie toksyczne, szczególnie w roku wyborów prezydenckich. Prawdziwe reformy można spodziewać się najwcześniej jesienią 2025 roku, po zakończeniu kampanii wyborczej.

Klaus Bachmann w konkluzji swojego artykułu pisze, iż „Tusk nie jest pogromcą smoka populizmu, ale jego ofiarą”. Spirala oczekiwań społecznych, uruchomiona przez PiS, okazuje się nie do zatrzymania bez drastycznych cięć wydatków.

Czy Polska uniknie greckiego scenariusza?

Bachmann podkreśla, iż różnica między Polską a Grecją sprzed kryzysu polega na tym, iż Warszawa ma jeszcze czas na korekty. Dług publiczny, choć rosnący, nie osiągnął jeszcze poziomów krytycznych. Gospodarka jest w lepszej kondycji niż grecka dekadę temu, a wzrost PKB może pomóc w stabilizacji wskaźników zadłużenia.

Jednak okno możliwości gwałtownie się zamyka. Każdy rok zwłoki oznacza głębszą dziurę w budżecie i wyższe koszty obsługi długu. Spirala oczekiwań społecznych może okazać się nie do zatrzymania bez drastycznych cięć wydatków.

Grecja pokazała, iż choćby kraje europejskie mogą znaleźć się na skraju bankructwa. Pytanie brzmi: czy Polska wyciągnie wnioski z tej lekcji, zanim będzie za późno?

Idź do oryginalnego materiału