Nie zrzucamy winy na poprzedników, skupiamy się na własnych koncepcjach – rozmawiamy z burmistrzem miasta i gminy Chorzele, Eliaszem Kostrzewą

1 tydzień temu

W drugiej turze wyborów Eliasz Kostrzewa zdobył zaufanie ponad 60 proc. mieszkańców gminy Chorzele i tym samym objął stanowisko burmistrza. W wyborach zmierzył się z Beatą Szczepankowską, która pełniła tę funkcję od 2010 roku. Z nowym włodarzem rozmawiamy o jego pierwszych doświadczeniach na nowym stanowisku oraz planach na przyszłość miasta i gminy Chorzele.

Kiedy podjął pan decyzję, iż chce zostać burmistrzem Miasta i Gminy Chorzele?

Pierwsze myśli, by spróbować swoich sił w wyborach samorządowych, pojawiły się mniej więcej dwa lata przed upływem kadencji. Najpierw były to luźne rozmowy z mieszkańcami – sąsiadami, znajomymi. Oni znali mnie i z pracy w urzędzie gminnym, i z późniejszej pracy zawodowej. Wskazywali, iż skoro dobrze sobie radziłem na obu polach, poradziłbym sobie także jako burmistrz. Początkowo traktowałem to jako kurtuazyjne słowa mówione tak „przy okazji”. Im jednak było bliżej końca kadencji, tym takich sugestii było więcej. Mniej więcej osiem – dziesięć miesięcy przed wyborami byłem już zdecydowany.

Jak rodzina i przyjaciele zareagowali, iż będzie pan odtąd nie tylko ojcem, przedsiębiorcą, mężem, ale także burmistrzem?

Najpierw nasze rozmowy miały charakter czysto hipotetyczny. Takie „co by było, gdybym…”. Ale nie braliśmy tego poważnie. Kiedy byłem już zdecydowany, reakcje były najróżniejsze. Rodzina na ogół… protestowała. Brak czasu dla dzieci, rzadsze kontakty z bliskimi, uszczerbek na zdrowiu itd. – im było bliżej wyborów, tym słyszałem to częściej. Ale kiedy klamka zapadła, wszyscy graliśmy już w jednej drużynie i choćby rodzice przestali pokazywać tylko wady tego kroku. Grono przyjacielskie za to od początku mocno mnie dopingowało. Zarówno jednym, jak i drugim bardzo dziękuję za całe wsparcie z czasów kampanii.

Zwycięstwo w II turze wyborów z poparciem na poziomie ponad 60 procent oznacza pokaźny mandat zaufania od mieszkańców. Spodziewał się pan tak wysokiego wyniku?

Mój start w wyborach był wielką niewiadomą. Do tej pory nie zajmowałem się polityką lokalną. Pracowałem prawie 6 lat w urzędzie gminnym, ale w pionie administracyjnym, nie decyzyjnym. Stanąłem naprzeciw burmistrz, która miała za sobą już trzy kadencje, a jej mąż był dawniej starostą i radnym powiatowym. Już jednak pierwsza tura pokazała, iż mieszkańcy chcą zmian. Wygrałem także w pierwszej turze. A raczej wygraliśmy. Wygraliśmy, gdyż postawiliśmy na współpracę z moim obecnym zastępcą, a już wcześniej dobrym znajomym Michałem Wiśnickim. Myślę więc, iż ten wynik to również wypadkowa poparcia nas obu. Połączyliśmy nasze siły i stworzyliśmy duet, który okazał się bardziej atrakcyjny dla mieszkańców gminy.

Jak wygląda zatem życie burmistrza Chorzel?

Od kiedy odszedłem z urzędu w 2013 roku, rozpocząłem pracę na własny rachunek. To nauczyło mnie dyscypliny i wielozadaniowości, bycia gotowym do pracy od rana do wieczora. Przyznam jednak, iż skala intensywności pracy mocno mnie zaskoczyła. Z jednej strony to bardzo ekscytujące, z drugiej – naprawdę bywa wyczerpujące. Staram się jednak godzić życie rodzinne z tym zawodowym. Moje dzieciaki są jeszcze małe. Syn skończył 4 lata, córka 10. Chcę więc wygospodarowywać tak dużo czasu, ile się tylko da, żeby z nimi być.

Od czego rozpoczął pan pełnienie obowiązków burmistrza i co będzie teraz dla pana priorytetem?

W kampanii wyborczej wskazaliśmy na kilka priorytetów, które chcieliśmy zrealizować niemal od razu. I gwałtownie okazało się, iż realizowanie wielu działań naraz nie jest adekwatne. Dlatego w ciągu kilku kolejnych tygodni zaczęliśmy układać swoje działania na przyszłość. Stawiamy na dialog z mieszkańcami, dlatego od samego początku rozwijamy zasady funduszu sołeckiego, który mocno do tej pory kulał. Jesteśmy już po świetnym szkoleniu dla sołtysów i teraz pomagamy sołectwom w ich wnioskach. Kibicujemy działaniom społecznym, dlatego będziemy przez całą kadencję wspierać organizacje pozarządowe, w tym KGW, których mamy już prawie 15 w gminie. Oczywiście walczymy o infrastrukturę drogową – mamy co najmniej 180 km dróg do utrzymania i remontowania. Ale myślimy też strategicznie. Mamy plan spójnej wizji promocji naszego terenu. Napisaliśmy już wniosek na rozwój szlaków turystycznych po gminie. Świetnym polem do promocji może stać się nasze stanowisko archeologiczne Łysa Góra. Oczywiście nie jest różowo, jeżeli chodzi o finanse, ale liczymy, iż w ciągu najbliższych kilku miesięcy opanujemy kryzys i będziemy mogli zwiększyć inwestowanie w gminę.

Co pana najbardziej zaskoczyło?

Chyba wielość zadań, z którymi musi się mierzyć włodarz gminy. W ciągu jednego miesiąca musiałem stać się znawcą spraw administracji, budownictwa, kultury, edukacji, melioracji, ochrony zwierząt czy… ogrodnictwa. Wszystkim tym oficjalnie zajmuje się wójt czy burmistrz. Oczywiście ma do pomocy pracowników, ale skala zadań jest ogromna. choćby moje doświadczenie w pracy samorządowej nie dawało mi wyobrażenia, ile czeka mnie wyzwań.

Jak, jako burmistrz ocenia pan sytuację budżetu gminy?

Żartobliwie można powiedzieć: dobrze, ale nie beznadziejnie. Niestety mamy wysoki poziom zadłużenia. On przez lata rósł systematycznie, co pokazują sprawozdania z wykonania budżetu za kolejne roczniki. Dzisiaj to grubo powyżej 30 milionów złotych, choć nieco ponad dekadę temu było to zaledwie 4 miliony. Dużo wydajemy na bieżące wydatki, dużo dokładamy do kwestii administracyjnych… Będziemy musieli stopniowo to odwrócić. Tak by pieniądze wydawane na koszty osobowe przekładały się na pozyskane środki. Będzie to jednak proces, który potrwa miesiące. Właśnie zakończył się audyt w urzędzie gminy, pora teraz na zmianę tego, co zostało wytknięte w raporcie końcowym.

Jeżeli chodzi o środki zewnętrzne, w tym unijne, na jakie inwestycje chorzelski samorząd będzie się starał pozyskać pieniądze?

Praktycznie codziennie monitorujemy strony rządowe, czy nie rozpoczynają się nabory na środki zewnętrzne. Mamy jednak oczywiście swoje najważniejsze cele. Zamknąłbym je w 4 kierunkach: infrastruktura, ekologia, kultura i sport, oraz aktywność społeczna. Zatem po kolei: konieczne są inwestycje drogowe, które uwolnią ludzi choćby od jesiennego błota w wioskach – bo wciąż są takie miejsca. Chcemy budowy nowej stacji uzdatniania wody, systemów kanalizacji – bo woda to podstawowa potrzeba mieszkańców. Mówiąc o ekologii, myślimy o nowym sposobie zagospodarowywania odpadów, w tym własnej sortowni śmieci, albo przynajmniej systemie lepszego i tańszego odbioru odpadów. Kulturalno-sportowym priorytetem kadencji jest budowa centrum aktywności społecznej na terenie obecnego boiska piłkarskiego w Chorzelach. Wreszcie wierzymy w takie placówki jak centrum usług społecznych, a także środowiskowy dom samopomocy. Na to wszystko będziemy szukać – albo już szukamy – środków zewnętrznych.

Jaki będzie dalszy los publicznego transportu zbiorowego na terenie miasta i gminy?

Do końca roku mamy zapewnione finansowanie linii, które już zostały uruchomione. Po zakończeniu wakacji przeprowadzimy uproszczony monitoring, na ile są one wykorzystywane przez mieszkańców. Wtedy podejmiemy decyzję, co dalej, czy one są faktyczną potrzebą mieszkańców. Inną kwestią jest obsłużenie uruchomionej już linii kolejowej. Niestety z powodów historycznych przystanek kolejowy jest ok. 4 km za miastem. Nie uda się też uruchomić go bliżej, choćby gdybyśmy chcieli skorzystać z istniejącej bocznicy na strefie przemysłowej. 22 sierpnia mieliśmy w tej sprawie specjalne spotkanie z przedstawicielami Kolei Mazowieckich, Polskich Linii Kolejowych oraz Powiatowego Zarządu Dróg. Koszty stworzenia nowego przystanku przy samych Chorzelach zostały wycenione choćby na kilkadziesiąt milionów złotych! Stąd pojawiła się koncepcja rozwinięcia linii dojazdowych Chorzele – Stacja PKP, realizowanych za własne środki i z wykorzystaniem własnego sprzętu. To jest coś, co być może będzie warte realizacji.

Czy są jakieś inwestycje, które pana poprzedniczka obiecała, a których nie zamierzacie kontynuować czy realizować?

Proszę pozwolić, iż na to pytanie nie odpowiem. Nie dlatego, iż mam coś do ukrycia. Obiecaliśmy sobie, iż w tej kadencji będziemy jak najmniej mówić o tym, co nie podobało nam się w poprzednich latach. Żeby nie zrzucać winy na poprzedników, tylko skupić się na swojej pracy. I teraz również nie chcę, by ktoś odebrał moje słowa jako przytyk do byłej władzy. Zatem skupiam uwagę na tym, co jest moim zestawem pomysłów, a nie na tym, co obiecywał ktoś inny. Będę rozliczany z własnych koncepcji. I wbrew pozorom nie ma dużo czasu, żeby to zrobić. Nie warto więc patrzeć w przeszłość, tylko skupić się na przyszłości.

Co jeszcze jest w planach na najbliższe miesiące?

Jak to zwykle bywa, trzeba dokończyć to, co zostało rozpoczęte w poprzedniej kadencji. I to trwa. Rozbudujemy drogę w Bagienicach, wyremontujemy remizo-świetlice w Budkach, dokończymy budowę stołówki w chorzelskiej szkole. Ale musimy na już rozwinąć tabor naszego zakładu gospodarki komunalnej, by móc realizować ważne usługi dla mieszkańców. Składamy właśnie ogromny wniosek na termomodernizację obiektów użyteczności publicznej w całej gminie. Opracowujemy koncepcję gruntownego rozbudowania stadionu chorzelskiego i jego zmiany w wielozadaniowe centrum aktywności społecznej. Samodzielnie napisaliśmy wniosek na infrastrukturę turystyczną w gminie. jeżeli wniosek przejdzie, stworzymy pierwszą w powiecie aplikację turystyczną dla turystów rowerowych i pieszych. A to tylko mała część tego, co już robimy. Zatem pomysłów jest masa. Oby tylko nadążyli za tym nasi pracownicy, by można było sprostać oczekiwaniom. Swoim i naszych mieszkańców.

Dziękujemy za rozmowę.

Idź do oryginalnego materiału