Nie ma żadnego fenomenu Sławomira Mentzena, jest fenomen POPiS!

1 rok temu

Z politycznego punktu widzenia Sławomir Mentzen nie tylko nie wprowadził żadnej nowej wartości do Konfederacji, ale wręcz powielił większość błędów od lat firmowanych przez Janusza Korwina-Mikke. Jego pomysły z półki obyczajowej, jak choćby „trwałe małżeństwa” cywilne, czy wypowiedzi dotyczące kobiet, to niemal kalka zachowań legendarnego „Krula”. Podobnie sprawy się mają w sferze gospodarczej, gdzie Mentzen sprzedaje tę samą korwinowską utopię o krainie szczęśliwości, w której nie istnieją podatki, a wszystko wyreguluje rynek.

Wejście na stołek lidera partii też miał Mentzen nieciekawe, na stracie doszło do schizmy w szeregach, potem Internet nie zostawił suchej nitki na wyborach w Legnicy. Wodzowski sposób prowadzenie partii i związane z tym zmiany szyldów, młody polityk również skopiował od JKM i tak narodziła się „Nowa nadzieja”. Owszem, świeża twarz to zawsze jakiś bonus, ale znając polskie realia wiemy doskonale, iż to paliwo pozwala pojechać nie dłużej niż „samochód” elektryczny. W związku z powyższym i jeszcze wieloma pomniejszymi okolicznościami, których nie ma sensu wymieniać, nie widzę żadnego fenomenu i tym bardziej nowej jakości w Konfederacji, jaką miałby gwarantować świeżo upieczony lider. Natomiast nie da się zaprzeczyć temu, iż notowania Konfederacji rosną, bo to dobitnie potwierdziły nerwowe ruchy PO, a i PiS dość mocno próbuje Konfederację szczypać. Co zatem jest przyczyną zwrotu akcji, który tak wielu zaskoczył?

Tajemnicy żadnej w tym nie ma, chociaż pojawił się jeden dość istotny wątek wiarygodności partyjnej, dotąd lekceważony i przez polityków i przez wyborców, o zgrozo. Zacznijmy od podstaw i od razu nam się pojawi szyld POPiS, co trzeba rozpatrywać nie w kategorii 8 lat PO i takiej samej kadencji PiS, ale w kontekście blisko dwudziestoletniej wojny POPiS. Po drodze mieliśmy jeszcze dwa ważne czynniki wzrostowe: „pandemię” i Ukrainę, czego dotąd nie doświadczaliśmy. Wszystko w przyrodzie ma swój początek, środek i koniec, w polityce to trochę inaczej działa i końca POPiS wyczekują tylko naiwni, ale za to zmęczenie i znudzenie występuje powszechnie. Wystarczy porównać nastroje z 2015 roku z obecnymi, aby się dowiedzieć, iż coraz więcej wyborców PiS traktuje tę partię jako mniejsze zło, a nie nadzieję dla Polski. Znudzenie i zmęczenie nie przekłada się jednak na gwałtowne spadki notowań odwiecznych wrogów, tylko na urywanie punktów i to wcale nie takie duże.

Wzrosty notowań konfederacji to zaledwie 2 do 5%, w zależności od badania i okresu, co oznacza, iż nie ma masowego przepływu elektoratów, natomiast część ludzi ma po prostu dość. Czego? Najogólniej mówiąc kłamstwa! Wszystkie zyski Konfederacji zwierają się w politycznym paradoksie, bo ich przekaz daje podwójną gwarancję. Pierwsza to brak możliwości przejęcia władzy, tego z takim programem i retoryką po prostu zrobić się nie da. Natomiast druga gwarancja to już bezpośrednie odniesienie do zysków i jest nią wiarygodność. Na społecznym zmęczeniu kłamstwami traci głownie najmniej wiarygodna PO i podobnie prawdomówny Hołownia. PiS obrywa skromnie na tle przeciwników i nie dlatego, iż jest wyjątkowo uczciwy, po prostu ma jeden potężny argument, którym się uwiarygodnił i jest nim „państwo socjalne”.

Cokolwiek powie Tusk, czy Hołownia na temat programów społecznych, momentalnie się przekłada na brak wiarygodności. U tych, co chcą oferty socjalnej, Tusk i Hołownia nie mają szans, z kolei oczekujący liberalnego podejścia do gospodarki nie są w stanie strawić socjalistycznych kłamstw Donalda i Szymona. Z tego czerpie zyski Konfederacja, która nie udaje liberałów, tylko liberalizmem miota na wszystkie strony. Radykalnym podejściem do polityki nie uzyskają poparcia na poziomie 30%, ale w zależności od skali kłamstw konkurencji i ataków politycznych mediów, mogą uzyskać wynik dwucyfrowy z górną granicą około 15%. Tak wygląda fenomen Konfederacji.

Idź do oryginalnego materiału