W czasie spotkania z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu prezydent Donald Trump stwierdził, iż rozmowy w sprawie zakończenia wojny w Strefie Gazy idą bardzo dobrze. Ale amerykański przywódca nie ogłosił, kiedy dyskutowane 60-dniowe zawieszenie broni zostanie wprowadzone. Wcześniej mówił, iż Izrael zgodził się na jego warunki. Do propozycji pozytywnie odniósł się też palestyński Hamas, chociaż zdziesiątkowani palestyńscy terroryści woleliby akurat rozmawiać o trwałym pokoju. Netanjahu przed wylotem do USA deklarował, iż spotkanie z Trumpem - trzecie odkąd republikanin wrócił do władzy prawie pół roku temu - pozwoli przybliżyć się do porozumienia, "na które wszyscy liczymy". Wydaje się jednak, iż dąży do kontynuowania konfliktu, który pochłonął już ponad 55 tysięcy ofiar.
REKLAMA
Bliskowschodnia rozgrywka prezydenta USA
Trump chciałby doprowadzić do trwałego zawieszenia działań wojennych w Gazie. Mógłby wtedy chwalić się, iż jest prezydentem, który przynosi pokój, w przeciwieństwie do Joe Bidena (w czasie prezydentury demokraty wybuchły pełnoskalowe konflikty w Gazie i w Ukrainie). Rozejm w Strefie otworzyłby też drogę do normalizacji stosunków między Izraelem i innym regionalnym sojusznikiem USA - Arabią Saudyjską. Bez zakończenia wojny w Gazie nie ma mowy o kontynuowaniu porozumień abrahamowych, w ramach których w 2020 roku Tel Awiw nawiązał relacje ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i Bahrajnem.
Zobacz wideo Przywódcy europejscy poparli Izrael, by podlizać się Trumpowi
Administracja Trumpa chciałaby, żeby państwa arabskie uznały Izrael, bo przyczyniłoby się to do spokojniejszej i stabilniejszej sytuacji na Bliskim Wschodzie oraz ograniczyłoby wpływy Iranu. Po upadku proirańskiego reżimu al-Asada w Syrii Amerykanie próbują przyciągnąć do siebie tamtejsze nowe władze. Licząc na przyłączenie Damaszku do porozumień abrahamowych, Trump zniósł sankcje na Syrię. Na ten moment trudno sobie wyobrazić syryjsko-izraelską normalizację stosunków, ale trwały pokój jest jak najbardziej w grze.
Trump liczy na Nobla i daje się ogrywać
Netanjahu dobrze wie, jak łechtać ego Trumpa. W Białym Domu ogłosił, iż nominował amerykańskiego przywódcę do Pokojowej Nagrody Nobla. Zwracając się do prezydenta USA Netanjahu stwierdził, iż zasłużył on na tę nagrodę i powinien ją otrzymać. Izrael to nie pierwszy kraj, który próbuje schlebiać w ten sposób amerykańskiemu przywódcy. Wcześniej zrobił to Pakistan w związku z rolą, jaką Trump miał odegrać w deeskalacji napięć między Islamabadem i Nowym Delhi. Media wielokrotnie donosiły, iż prezydent USA chciałby dostać pokojowego Nobla. Podobno bardzo zazdrości tego wyróżnienia Barackowi Obamie.
Pustymi gestami Netanjahu próbuje ugłaskać Trumpa. Tak naprawdę Amerykanin jest niewolnikiem Izraelczyka. Ogon macha psem. Trump wie, iż niezależnie od działań Netanjahu musi popierać działania Tel Awiwu. Bez tego kraju Stany Zjednoczone straciłyby dużą część wpływów na Bliskim Wschodzie. Netanjahu bezlitośnie to wykorzystuje, czego przykładem było uderzenie na Iran. Premier Izraela zaryzykował, licząc, iż Trump go poprze. Waszyngton poszedł za Tel Awiwem i przeprowadził ataki na irańskie obiekty nuklearne. Netanjahu ma jednak świadomość, iż nie może przeszkadzać. Dlatego wysłał zespół negocjacyjny do Kataru, żeby nie wyjść na tego, który jednoznacznie sprzeciwia się pokojowi w Gazie. Podobnie Trumpa zwodzi Władimir Putin w sprawie Ukrainy.
Netanjahu gra o wszystko
Na Netanjahu naciska nie tylko Trump, ale i izraelska opinia publiczna. Co weekend w Izraelu realizowane są demonstracje, których uczestnicy domagają się uwolnienia zakładników (w Gazie wciąż jest ich 50, z czego w co najmniej 28 przypadkach chodzi o ciała). A to jest możliwe dopiero po wprowadzeniu zawieszenia broni. W ostatnią sobotę na ulice Tel Awiwu wyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Sondaże wskazują, iż dwie trzecie Izraelczyków chcą rozejmu, by doprowadzić do uwolnienia porwanych. Ci są w niewoli od 7 października 2023 roku, gdy Hamas zaatakował Izrael, co rozpoczęło trwającą do dziś wojnę. Dla porównania - ostatnie ataki na Iran popiera 70 procent mieszkańców Izraela.
Tyle iż presję na Netanjahu wywierają również zwolennicy zaostrzenia konfliktu w Gazie. Chodzi o ministra bezpieczeństwa wewnętrznego Itamara Ben-Gwira oraz szefa resortu finansów Becalela Smotricza. To skrajnie prawicowi politycy wchodzący w skład koalicji rządowej. Bez nich Netanjahu straciłby większość. Ben-Gwir i Smotricz mają więc na premiera duży środek nacisku. A Netanjahu - jak podkreślają jego krytycy - nie pożegna się z władzą, bo wtedy może zostać rozliczony za domniemaną korupcję i nadużywanie władzy. Dlatego zwodzi Trumpa, zwodzi Izraelczyków i zwodzi koalicjantów. Gra wyłącznie na siebie.
Thomas Orchowski, redakcja zagraniczna radia TOK FM