Kampania wyborcza Karola Nawrockiego, kandydata popieranego przez Prawo i Sprawiedliwość na prezydenta Polski w 2025 roku, okazała się pasmem niepowodzeń, które uwypukliły jego brak przygotowania, chaotyczną strategię i nieumiejętność dotarcia do szerszego elektoratu. Pomimo ambitnych zapowiedzi i wsparcia partyjnego, Nawrocki nie zdołał przekonać Polaków, iż jest kandydatem zdolnym do pełnienia roli prezydenta. Poniżej przedstawiam najważniejsze braki, które zdefiniowały jego nieudaną kampanię.
Po pierwsze, Nawrocki borykał się z problemem niskiej rozpoznawalności. Jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie był postacią szeroko znaną wśród Polaków, a jego kampania nie zdołała skutecznie zbudować jego wizerunku jako lidera. Intensywne objazdy po Polsce, choć ambitne w założeniu, ograniczyły się do spotkań w małych miejscowościach, które nie przełożyły się na ogólnokrajowy rozgłos. W porównaniu z rywalami, takimi jak Rafał Trzaskowski, Nawrocki wydawał się postacią drugoplanową, niezdolną do konkurowania na większą skalę. Jego sztabowcy, mimo deklaracji o dotarciu do wszystkich powiatów, nie wykorzystali mediów ogólnopolskich w sposób efektywny, co dodatkowo pogłębiło problem braku widoczności.
Po drugie, program wyborczy Nawrockiego, choć ambitny na papierze, był chaotyczny i pełen nierealistycznych obietnic. „Plan 21” obiecywał obniżki podatków, zwiększenie liczebności armii do 300 tysięcy żołnierzy czy ochronę przed podatkiem katastralnym, ale brakowało w nim konkretnych planów realizacji. Krytycy wskazywali, iż wiele propozycji, jak jednostronne wypowiedzenie paktu migracyjnego, było populistycznych i niewykonalnych w ramach kompetencji prezydenta. Co więcej, Nawrocki często mijał się z prawdą, twierdząc na przykład, iż składał projekty ustaw jako kandydat, choć nie miał do tego uprawnień. Takie wpadki podkopywały jego wiarygodność i dawały amunicję przeciwnikom.
Po trzecie, kampania Nawrockiego była krytykowana za brak autentyczności i nadmierne uzależnienie od retoryki PiS. Choć przedstawiał się jako „kandydat obywatelski”, jego wystąpienia były nasycone partyjnymi hasłami, co odstraszało centrowych wyborców. Ataki na rząd Donalda Tuska, nazywanie wyborów „referendum przeciwko Tuskowi” czy antyukraińskie tony w wypowiedziach nie tylko polaryzowały, ale i zamykały drogę do szerszego poparcia. Nawrocki nie zdołał stworzyć wizerunku niezależnego lidera, który mógłby zjednoczyć Polaków ponad podziałami.
Finansowanie kampanii to kolejny poważny problem. Ograniczone środki, wynikające z problemów PiS z subwencją partyjną, zmusiły Nawrockiego do polegania na zbiórkach i skromniejszych wydarzeniach. W porównaniu z dobrze finansowaną kampanią Trzaskowskiego, jego działania wyglądały blado. Konwencja programowa w podwarszawskich Szeligach, choć miała być przełomem, nie dorównała rozmachem wydarzeniom konkurentów, a brak obecności kluczowych polityków PiS na scenie tylko podkreślił słabość organizacyjną.
W końcu, Nawrocki nie radził sobie w debatach i mediach. Jego odpowiedzi często były wymijające, a brak charyzmy sprawiał, iż nie zapadał w pamięć. Sondaże konsekwentnie pokazywały jego spadek poparcia, z 25% w styczniu do zaledwie kilkunastu procent w kwietniu, co wskazuje na erozję zaufania choćby wśród elektoratu PiS. Zyskał na tym Sławomir Mentzen, który przejmował prawicowych wyborców rozczarowanych Nawrockim.
Podsumowując, kampania Karola Nawrockiego była źle zaplanowana, pozbawiona spójnej wizji i nieefektywna w budowaniu poparcia. Niska rozpoznawalność, populistyczny program, partyjna zależność, problemy finansowe i słaba prezencja medialna sprawiły, iż jego kandydatura nie miała szans w starciu z bardziej doświadczonymi rywalami. To lekcja, iż choćby wsparcie dużej partii nie wystarczy, gdy kandydatowi brakuje autentyczności i strategii.