Nawrocki się potwornie ośmieszył. Absurdalny wywiad dla Wirtualnej Polski

6 godzin temu
Zdjęcie: Nawrocki się potwornie ośmieszył. Absurdalny wywiad dla Wirtualnej Polski


Są politycy, którzy próbują być mężami stanu. Są też tacy, którzy próbują być kaberciarzami własnej prezydentury. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski Karol Nawrocki postanowił udowodnić, iż w Pałacu jest głośno, a poza Pałacem — kilka z tego wynika. Nawrocki się potwornie ośmieszył.

Zacznijmy od perełki, która ma robić za diagnozę świata: „premier nie jest szanowanym graczem”. To zdanie jest jak wytrych — pasuje do każdych drzwi, bo niczego nie otwiera. Jak to się mierzy? Liczbą uścisków dłoni? Długością kolejki do zdjęcia? A może tym, czy ktoś się „dodzwoni”? Nawrocki używa tu języka szkolnego boiska (kto kogo „szanuje”), a nie języka państwa w stanie realnego zagrożenia. I to jest pierwsze ośmieszenie: uzurpator próbuje opowiadać o dyplomacji kategoriami „lubią mnie / nie lubią go”.

Druga perełka to strategia „spontaniczności” w spotkaniu z Zełenskim: prezydent mówi, iż jest „spontaniczny i intuicyjny” i nie planował pierwszych słów. W normalnym państwie to żart w kuluarach, a nie deklaracja na froncie dyplomacji. Bo jeżeli ktoś chce „renegocjować partnerstwo” z krajem w wojnie, to nie zaczyna od autoprezentacji w stylu: „zobaczymy, co mi przyjdzie do głowy w pierwszych słowach”. Tu nie chodzi o literacką improwizację, tylko o bezpieczeństwo, sojusze, zaufanie i to, czy Polska jest przewidywalna.

Trzecie ośmieszenie: „Donald Trump jest dziś jedynym człowiekiem, który realnie może doprowadzić do pokoju”. To jest zdanie-kapsułka, która ma brzmieć stanowczo, ale w praktyce zdradza lenistwo analityczne. „Jedyny człowiek” w sprawie wojny, gdzie grają USA, Ukraina, Rosja, UE, NATO, Turcja, ONZ, a po drodze logistyka, sankcje, pomoc wojskowa, produkcja amunicji? To nie jest realizm — to teledysk polityczny. I jeszcze lepiej brzmi w parze z innym fragmentem, gdy Nawrocki przyznaje, iż nie wie, „co jest w głowie” Trumpa. Czyli: jedyny zbawca pokoju, ale nie wiemy, czy ufa Putinowi. Stabilność? Raczej modlitwa o szczęśliwy zbieg okoliczności.

Czwarte ośmieszenie to konkurs na najdziwniejszą miarę pewności w polityce międzynarodowej: „ani ja, ani pan redaktor nie mamy stuprocentowej pewności choćby co do tego, czy przeżyjemy kolejny kwadrans”. To miało być sprytne, „ludzkie”, trochę filozoficzne. Wyszło jak tekst, którym kończy się kłótnia na rodzinnej imprezie, gdy ktoś nie ma już argumentów. Bo tu nie chodzi o metafizykę, tylko o procedury, scenariusze, zobowiązania sojusznicze, zdolności odstraszania i planowanie — czyli o rzeczy dokładnie przeciwne „intuicyjności”.

Piąte ośmieszenie jest czysto retoryczne, ale wyjątkowo celne w swojej nieporadności: pytanie „Powinniśmy je oddać? Krótkie pytanie, krótka odpowiedź” (o MiG-i) rozbija się o prezydenckie: „nie da się odpowiedzieć krótko!”. I jasne — często się nie da. Tylko po co wtedy robić z tego teatrzyk? jeżeli prezydent wie, iż sprawa jest złożona, a mimo to wchodzi w pozę „rozliczę, wytłumaczę, nie dam się”, by finalnie powiedzieć „to nie moje kompetencje i nie muszę tego rozstrzygać”, to mamy klasyczny ping-pong: dramatyzowanie bez sprawczości.

Szóste ośmieszenie to porównanie Tuska i Brauna, zakończone tezą, iż premier „szkodzi Polsce bardziej” — bo „jest dziś premierem”. Ten tok myślenia to logika windy: większą krzywdę robi ten, kto jest bliżej sterów, więc krytykujmy go mocniej niż polityka z marginesu. Brzmi „pragmatycznie”, ale tak naprawdę jest wytrychem do dowolnej publicystyki: nie musisz niczego dowodzić, wystarczy, iż wskażesz urząd. A prezydent, zamiast sklejać państwo w kryzysie bezpieczeństwa, dolewa benzyny do wewnętrznej wojny plemiennej.

I teraz najlepsze: równolegle do tej retorycznej ofensywy Nawrocki tłumaczy, iż w interesie Polaków jest, by „w Pałacu świeciło się światło” i by Kancelaria miała środki. Owszem — urząd wymaga finansowania. Tyle iż kiedy w tle lecą opowieści o „wetach”, „greckich dramatach” i „bach! — pismo w mediach społecznościowych”, robi się wrażenie, iż prezydentura jest rozumiana jako serial: konflikt jako paliwo, budżet jako tarcza, a „partnerstwo” jako hasło do rzucania na konferencjach.

Największą parodią jest ten materiał sam w sobie: Nawrocki w jednym wywiadzie potrafi być jednocześnie: twardym recenzentem („najgorszy premier po 1989”), wrażliwym poetą katastrofy („grecki dramat”), chłopakiem od ulicznych ripost („ośmieszył się, śmieszne i niepoważne”) i dyplomatą od „partnerstwa”, które ma się wydarzyć… bo on „wierzy, iż mu się uda”. To nie jest spójny przekaz. To jest zbiór kalek.

A gdy pada zdanie o „rycerskich doświadczeniach” i riposta o „Afgani… z aparatem” kontra „las z pięściami”, to już nie jest polityka zagraniczna ani bezpieczeństwo. To jest kabaret autopromocyjny, który ma przykryć najważniejsze pytanie: co konkretnie Polska zyskuje na tej wojnie Nawrockiego z rządem — tu i teraz, gdy wojna realnie jest za granicą, a państwo powinno mówić jednym, przewidywalnym głosem.

Można krytykować rząd. Można krytykować Ukrainę w kwestiach spornych. Można choćby budować twardszą linię negocjacyjną. Ale jeżeli robi się to językiem „intuicji”, „spontanu”, „jedynych zbawców” i personalnych docinków, to zostaje po tym tylko śmieszność panie Nawrocki. I to właśnie jest sedno ośmieszenia: uzurpator, który miał być powagą instytucji, brzmi jak prześmiewczy komentator własnego show. Ośmiesza się od początku do końca.

Idź do oryginalnego materiału