Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o zawetowaniu nowelizacji Ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy wywołała lawinę pytań o konsekwencje tego ruchu.
Oświadczenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji nie pozostawia złudzeń: weto uderza w stabilność gospodarki, spójność społeczną, zobowiązania międzynarodowe Polski i – co szczególnie alarmujące – bezpieczeństwo całego kraju. Warto więc zastanowić się, czy Nawrocki faktycznie wie, co robi, i jakie są realne koszty jego decyzji.
Ministerstwo ostrzega, iż od 1 października 2025 roku tysiące osób straci możliwość legalnej pracy. To nie tylko dramat indywidualnych rodzin, ale też poważne ryzyko gospodarcze. Brak legalnych form zatrudnienia prowadzi zwykle do rozrostu szarej strefy, a to z kolei generuje dodatkowe koszty dla przedsiębiorców i państwa, które musi zwiększać nakłady na kontrole i egzekwowanie prawa. W praktyce oznacza to, iż polski budżet, zamiast korzystać na obecności legalnie pracujących cudzoziemców, będzie musiał finansować walkę z problemem, który można było rozwiązać poprzez przyjęcie nowelizacji.
To jednak dopiero początek problemów. MSWiA wylicza, iż w efekcie weta dochody do budżetu państwa będą niższe, a wydatki wyższe niż obecnie. Szacunki mówią choćby o dodatkowych 8 miliardach złotych rocznie – kwocie, którą wszyscy podatnicy będą musieli wspólnie udźwignąć. W czasach, gdy Polska walczy z trudnościami fiskalnymi, takie obciążenie to nie tylko kwestia ekonomiczna, ale także społeczna. Ostatecznie bowiem zapłacą za to zwykli obywatele: w wyższych podatkach, ograniczonych inwestycjach publicznych czy cięciach w usługach społecznych.
Szczególnie niepokojący jest aspekt bezpieczeństwa. Nowelizacja przewidywała uszczelnienie zasad Małego Ruchu Granicznego oraz obowiązek rejestrowania linii papilarnych obywateli Ukrainy przekraczających granicę. Były to rozwiązania, które miały zwiększyć skuteczność działania służb i chronić obywateli przed zagrożeniami związanymi z przestępczością transgraniczną. Prezydenckie weto oznacza rezygnację z tych narzędzi. Polska pozostaje więc w sytuacji, w której musi mierzyć się z potencjalnymi wyzwaniami bezpieczeństwa bez mechanizmów, które mogłyby je skutecznie neutralizować.
Nawrocki nie tylko odrzucił nowelizację, ale także zaproponował własny projekt ustawy. MSWiA ocenia go jednak jako niekompleksowy, nieodpowiadający na realne wyzwania związane z cudzoziemcami i niosący ryzyko paraliżu urzędów wojewódzkich. Trudno nie zgodzić się z tym stanowiskiem: tworzenie półśrodków i powierzchownych rozwiązań zamiast realnych mechanizmów to w najlepszym razie opóźnianie problemu, a w najgorszym – jego pogłębianie.
Warto zauważyć, iż decyzje prezydenta nie są podejmowane w próżni. Polska znajduje się w szczególnym momencie: presja migracyjna, napięcia geopolityczne i potrzeba odbudowy finansów publicznych to realne wyzwania, które wymagają odpowiedzialności i dalekowzroczności. W tym kontekście weto Nawrockiego jawi się nie jako akt niezależności, ale jako decyzja oderwana od realiów i kosztowna w skutkach.
Prezydent, którego rolą powinno być zapewnienie stabilności państwa, tym ruchem wprowadza chaos. Zamiast chronić obywateli, przerzuca ciężar finansowy na ich barki. Zamiast wzmacniać bezpieczeństwo, osłabia je poprzez odrzucenie konkretnych rozwiązań. Zamiast wspierać spójność społeczną, ryzykuje jej erozję poprzez legalizowanie szarej strefy.
Czy Karol Nawrocki naprawdę wie, co robi? To pytanie pozostaje otwarte. Pewne jest jedno: koszty jego decyzji będą odczuwalne przez długie lata – i to nie przez elity polityczne, ale przez zwykłych obywateli, którzy oczekują od głowy państwa odpowiedzialności i rozwagi. Weto wobec nowelizacji ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy jest dowodem, iż tych cech zabrakło.