Chciałbym polecić PT blogobywalcom artykuł, który pod koniec roku ukazał się w dodatku do „Gazety Wyborczej” „Słówka. Magazyn o języku”. Łatwo było przegapić, a w dodatku gdy tekst się zaczyna od „…mówi półżartem Maciej Mianowski z firmy Lee Hecht Harrison Polska”, można oczekiwać kołczingowych banałów i przerwać lekturę.
W tym wypadku to byłaby duża strata, bowiem obserwacje p. Mianowskiego są całkiem trafne. Przypadną do gustu mym braciom i siostrom, złączonym w niedoli czelendżowania kejpiajów.
Nawet jednak ci szczęśliwcy, ktorzy nie pracują w żadnym korpo, nie są nigdzie „zasobami ludzkimi”, tylko ludźmi z wolnego wybiegu, powinni to przeczytać. Tekst wyjaśnia dlaczego przemówienia premiera Morawieckiego tak często brzmią, jakby były awangardową poezją „pisaną w Excelu”.
Podstawą korporacyjnej nowomowy – twierdzi Mianowski – jest „zasada przymusowego entuzjazmu”. Im mniej podstaw do tego entuzjazmu, tym bardziej tryska nim korpomenedżment.
Morawiecki, korpobankster z krwi i kości, mówi do nas korpospikiem przemieszanym ze sloganami narodowo – katolicko – konserwatywnymi. Dzięki modułowej budowie, korpomowa świetnie nadaje się do mieszania z czymkolwiek
Można sobie wyobrazić jego mieszankę ze sloganami lewicowo-liberalno-postępowymi. Funpaż „Wiesławiec Deluxe” regularnie miesza tę nowomowę z czymś nieprzystającym dla efektu komicznego (przykład w załączeniu).
Te moduły korpomenadżer czerpie z różnych źródeł. Motywujące zebranie z korpomenadżerami wyższej rangi (np. zagranicznymi właścicielami). Kazania kołcza Grzesiaka, którego ma zawsze w słuchawkach, gdy kręci na stacjonarnym rowerku. Złote myśli z podręcznika „Jak być człowiekiem sukcesu”.
Kiedy korpomenadżer przemawia, te beztreściowe frazesy o sukcesach i wyzwaniach nasuwają mu się same. Może tak przemawiać godzinami, mniej lub bardziej losowo je tasując. Odbiorca, zwłaszcza nieprzywykły do mowy pozbawionej treści, może te tasowanki odbierać jako poetycki eksperyment.
Komizm a la Wiesławiec Deluxe tworzy się samoczynnie, kiedy nie ma powodów do euforii – ale przymus entuzjazmu pozostaje. Korporacja zaczyna wtedy do swoich zasobów ludzkich wysyłać, cytując Mianowskiego, „komunikaty potworki – mnogość wykwintnych słów i kolorowych slajdów, które sprowadzają się do: zwalniamy 300 osób, idziemy do przodu, jest świetnie”.
Premier Morawiecki nigdy nie miał dla nas, obywateli, dobrych wiadomości. Jego poprzedniczka owszem, trochę ich jednak miała – doceniam dobroczynną rolę, jaką dla wielu polskich rodzin odegrały programy takie jak 500+.
Prezes Wszystkich Prezesów zastąpił prowincjonalną ciocę Becię banksterem bywałym na salonach finansjery, bo chciał wykonać zwrot w stronę technokratyzmu. Bez tego nie da się zbudować drugiego Budapesztu.
Morawiecki od początku nie miał żadnych dobrych wiadomości dla zwykłego obywatela. Budował więc entuzjazm z obietnic przypominających gierkowskie – iż oto miliony samochodów elektrycznych pofruną z lotniska im. Solidarności Baranów, a szczecińskie stępki postukane młotkiem pływać będą przekopem przez mierzeję.
W korpomowie nie ma takiego słowa jak „porażka”, dlatego z każdego szczytu Unii Europejskiej Morawiecki wracał z wielkim sukcesem. Przegrana 27:1 to też sukces (moralny).
Pandemia z bareizmu przeniosła nas do danse macabre. Od początku premier ogłasza sukcesy. Ileż to razy ogłosił nam, iż wirus jest w odwrocie, iż nie należy się go bać!
Fotografował się na tle samolotu sprowadzającego lewe maseczki. Z pompą ogłaszał otwarcie Narodowego Szpitala na Stadionie Narodowym. Narodowy Program Narodowego Szczepienia już jest sukcesem, choć na razie wygląda to na kolejny Narodowy Bajzel. Jak wszystko, czego ten rząd się tknie.
Ubocznym skutkiem każdej nowomowy jest zakaz negatywnego przekazu. Wypowiedzenie zdania typu „nie damy rady”, „za krótki termin”, „nierealny kosztorys” staje się myślozbrodnią.
Jak mówi stare korporacyjne przysłowie – kto sieje asapy, ten zbiera fakapy. Korporacja owładnięta przez nowomowę staje się jak państwo autorytarne, porównane przez Lema przeszło 60 lat temu do maszyny parowej bez zaworu bezpieczeństwa.
Taka maszyna pracuje od eksplozji do eksplozji. Korporacji coraz więcej wysiłku zajmuje gaszenie pożarów, które sama zaprószyła – co oglądamy teraz na przykładzie „Cyberpunka”.
Tak działa państwo polskie. Całe szczęście, iż to nie Morawiecki z Sasinem odpowiadają za produkcję ani zakup szczepionek – więc przynajmniej to, co Niemcy wyprodukowali, a Unia dla nas kupiła, dolatuje do Polski. Niestety, dalej już wszystko zależy od nich.
Prywatnie jestem więc pełen czarnych myśli, jeżeli chodzi o to, co nas czeka w tym roku. Na szczęście to mój blog, więc tutaj nikt mnie nie może zmusić do entuzjazmu…