Najważniejszy powód, dla którego nie powinniśmy budować CPK [KOMENTARZ]

2 miesięcy temu

Mało który wielki projekt infrastrukturalny budzi tyle emocji, co Centralny Port Komunikacyjny. Debata na temat tego, czy należy budować wielkie lotnisko w środku Polski trwa już od wielu lat. Argumentów za nie brakuje i wiele z nich jest bardzo sensownych. Wśród argumentów przeciw budowie mamy głównie protesty mieszkańców Baranowa i okolic oraz ogromny koszt inwestycji. W tej dyskusji zbyt rzadko pojawia się jednak najistotniejszy powód, dla którego CPK nigdy nie powinien powstać.

Koncepcja zbudowania w centralnej Polsce nowego, dużego portu lotniczego nie jest nowa – liczy już ponad pół wieku. Jednak realizacji tego projektu na dobre podjął się dopiero rząd Beaty Szydło w roku 2016. Odtąd w użyciu jest też termin Centralny Port Komunikacyjny (CPK). Obecny rząd nie zrezygnował z tej ambitnej inwestycji – 26 czerwca premier Donald Tusk zapowiedział, iż lotnisko w Baranowie powstanie, choć jeszcze niecały rok wcześniej mówił coś zupełnie innego:

„Wszyscy mamy takie poczucie, iż CPK to jest polityczny pomysł i w wielu wymiarach chory pomysł. Po wyborach zweryfikujemy ten projekt”.

Najwyraźniej „chory pomysł” ozdrowiał i przeszedł weryfikację pozytywnie. Być może dlatego, iż sondaże pokazywały i wciąż pokazują duże poparcie dla idei Centralnego Portu Komunikacyjnego.

Po co nam CPK? Głośne samoloty nad głowami Warszawiaków

A dlaczego w ogóle mamy budować nowy, duży port lotniczy? Czy nie wystarczą istniejące lotniska? Okazuje się, iż nie. W ostatnich dekadach w naszym regionie mocno zwiększył się ruch lotniczy.

Największy w Polsce port lotniczy Chopina, czyli Warszawskie Okęcie, jest przeciążony, a jego rozbudowa raczej nie wchodzi w grę. Lotnisko to może i kiedyś znajdowało się na obrzeżach Warszawy, jednak dziś leży nie tylko w granicach miasta, ale, co gorsza w pobliżu dużych dzielnic mieszkalnych, dla których stanowi uciążliwe, głośne sąsiedztwo.

Niektóre warszawskie dzielnice, choć znajdują się dość daleko od Okęcia, leżą na trasie lądujących lub startujących samolotów. Ich mieszkańcy też są więc narażeni na hałas, także w nocy. Budowa CPK byłaby więc błogosławieństwem dla dużej części Warszawiaków.

Jednak na ludziach spoza Warszawy problemy z hałasem w stolicy mogą nie robić wielkiego wrażenia. Dla nich znacznie lepszym argumentem za budową CPK byłby pewnie fakt, iż lecąc na drugi koniec świata, nie musieliby udać się najpierw do Berlina lub Frankfurtu. Wystarczyłoby wsiąść w szybki pociąg i pojechać do Baranowa – wraz z lotniskiem planuje się wszak budowę nowych i modernizację istniejących połączeń kolejowych.

  • Czytaj także: Polacy wciąż nienależycie chronieni przed hałasem. KE upomina Polskę

Polskie cargo z polskiego lotniska

Innym argumentem za budową CPK, poza ułatwieniami w lotach pasażerskich z – i do Polski, jest obsługa ruchu lotniczego cargo. Okazuje się też, iż skala transportu towarów drogą powietrzną jest w Polsce niewielka w stosunku do wielkości naszej gospodarki – większość ładunków jest przewożona na zagraniczne lotniska transportem kołowym. I to inne kraje — na przykład Niemcy — zarabiają na cle i podatkach związanych z obsługą ładunków cargo. CPK ma to zmienić.

Skok, a choćby trójskok (w nowoczesność)

Szerzej, mówi się, iż budowa lotniska wraz ze stowarzyszoną z nim infrastrukturą kolejową ma dać Polsce silny impuls do rozwoju, będzie kołem zamachowym polskiej gospodarki, a nawet, iż przyniesie naszemu krajowi „skok cywilizacyjny”. Skok to zresztą mało powiedziane – Donald Tusk mówił wręcz o „trójskoku w nowoczesność”.

Jakkolwiek słuszne i dobre wydawałyby się te wszystkie argumenty za budową CPK, jest też jeden powód, dla którego nie powinniśmy realizować tej inwestycji. A adekwatnie kilka powodów, które łączy jeden wspólny mianownik: zmiana klimatu.

Nie należy przyspieszać nadejścia katastrofy

Choć wiele osób woli tego nie wiedzieć i nie widzieć, żyjemy w czasie ostrego i gwałtownie postępującego kryzysu klimatycznego. Kryzysu, który – o ile gwałtownie nie zaczniemy się nim na serio zajmować – lada chwilę zamieni się w pełnoskalową katastrofę. A nie od dziś doskonale wiadomo, iż lotnictwo ma bardzo silny wpływ na klimat. I iż dobrze byłoby ten wpływ ograniczać. Rozbudowa lotnisk, a tym bardziej budowa nowych na pewno temu celowi nie służą.

Już dziś samoloty cywilne (głównie pasażerskie) każdego roku na całym świecie emitują około miliarda ton CO2. To mniej więcej tyle, ile rocznie emituje cała Japonia. To także ok. 1/37 całkowitej globalnej emisji CO2 ze spalania paliw kopalnych (węgla, ropy i gazu ziemnego).

Co gorsza, ocieplający wpływ lotnictwa na klimat nie kończy się na emisjach dwutlenku węgla. Jeszcze bardziej niż CO2 podgrzewają naszą planetę smugi kondensacyjne (to te białe ślady, które często widać za samolotami) i powstające z nich chmury typu cirrus. Do tego dochodzi też ocieplający wpływ emitowanych przez silniki lotnicze sadzy i tlenków azotu.

  • Czytaj także: Samolotem na wakacje? Sprawdzamy wpływ lotnictwa na klimat

Dekarbonizacja lotnictwa to mrzonka. Trzeba ograniczać latanie

Obecnie samoloty spalają przede wszystkim produkowaną z ropy naftowej kerozynę (naftę lotniczą). Ta jest mieszaniną węglowodorów, emisja CO2 jest więc nieunikniona. Może zatem problem rozwiązałyby „ekologiczne” samoloty z jakimś innym rodzajem napędu?

  • Czytaj także: Chcą przerabiać stuosobowe samoloty na elektryczne. Za 5 lat będą gotowe do lotu

Niestety, na to nie ma co liczyć, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Co prawda istnieją „przyjazne dla klimatu” samoloty z napędem elektrycznym lub wodorowym, ale na razie mówimy o małych maszynach. Zanim doczekamy się dużych „zeroemisyjnych” samolotów pasażerskich, zdolnych do lotu za Atlantyk, a tym bardziej, zanim nastąpi wymiana całej obecnej floty pasażerskiej, minie bardzo wiele czasu. O ile oczywiście kiedykolwiek to nastąpi.

Zapowiedzi wprowadzenia samolotów elektrycznych, wodorowych lub choćby obietnice przejścia „zrównoważone paliwa lotnicze” o składzie podobnym do nafty, ale przynajmniej częściowo produkowanych z roślin należy traktować raczej jako greenwashing uprawiany przez linie lotnicze i producentów samolotów.

  • Czytaj także: Samoloty elektryczne czy na wodór? Firma, która to opracuje, zostanie zwolniona z opłat za lądowanie

Widać, iż technologia nas tu nie uratuje – nie ograniczy wystarczająco gwałtownie i skutecznie wpływu sektora lotniczego na klimat. Póki co zwiększanie natężenia ruchu lotniczego oznaczać więc będzie zwiększenie emisji CO2. Pozostaje ograniczać wszelki sposobami latanie. I to właśnie powinniśmy robić, zamiast budować nowe porty lotnicze.

Naiwny idealizm? Niekoniecznie

Możecie powiedzieć, iż takie podejście jest szalenie idealistyczne i rozbrajająco naiwne. A używanie argumentów moralnych w rodzaju „nie należy niszczyć Planety, na której żyjemy”, jest nie na miejscu, kiedy mowa o sprawach tak kluczowych, jak gospodarka i „interes narodowy”.

Przecież jeżeli choćby my, tu w Polsce nie zbudujemy swojego CPK, to ludzie będą dalej latać – dużo i coraz więcej. Tyle iż nie z Baranowa, a na przykład z Berlina lub Stambułu. A Niemcy – mistrzowie ekologicznej i klimatycznej hipokryzji będą dalej zarabiać na naszym cargo. Ot, Realpolitik. Niedawno ogłoszono, iż największy hub cargo w Europie — lotnisko Frankfurcie — zostanie rozbudowany do roku 2030. Co zresztą wywołało małą burzę w polskich mediach społecznościowych i było pretekstem do przerzucania się oskarżeniami przez dwie główne strony sporu politycznego w naszym kraju.

Można więc argumentować, iż rezygnując z CPK, zaszkodzimy Polsce, a klimatowi i tak nie pomożemy.

Będę się jednak upierał przy swoim — nie należy postępować nieetycznie. Po prostu dlatego, iż nie należy. Tak jak nie należy dolewać benzyny do ognia, gdy pali się nasz dom.

Po za tym, być może niedługo do ludzi naprawdę dotrze, w jakiej ciężkiej jesteśmy sytuacji, jeżeli chodzi o klimat, i podejmiemy wreszcie jakieś bardziej skuteczne i konkretne działania. Także, a choćby w pierwszej kolejności, jeżeli chodzi o ograniczenie lotów. W pierwszej kolejności, bo w przeciwieństwie do żywności czy energii elektrycznej latanie na wakacje nie jest czymś, co jest nam niezbędne do życia. Nie jest też niezbywalnym prawem człowieka.

  • Czytaj także: Wszystkie loty posłów. Czy Konfederacja lepiej dba o środowisko niż Lewica i Zieloni? [KOMENTARZ]

Uczciwie opodatkować lotnictwo

Może więc szybciej, niż sądzimy, sektor lotniczy zostanie wreszcie uczciwie opodatkowany. Może zostaną wprowadzone jakieś regulacje na poziomie Unii Europejskiej, tak jak dziś jest choćby w przypadku energetyki.

Regulacje, które znacznie zwiększą ceny biletów i sprawią, iż ruch w przestworzach przestanie wreszcie rosnąć. A wielkie nowe lotniska stracą rację bytu, a przynajmniej ich ekonomiczna opłacalność stanie pod znakiem zapytania.

Precedens już był. Blokada rozbudowy londyńskiego Heathrow

Mrzonki? Może tak, może nie. Już się dziś się to zdarza, iż rozbudowa lotniska zostaje powstrzymana – przynajmniej na jakiś czas – właśnie ze względu na to, jak bardzo lotnictwo szkodzi naszej planecie. Parę lat temu brytyjski sąd apelacyjny uznał, iż planowana rozbudowa londyńskiego lotniska Heathrow jest niezgodna z celami klimatycznymi Porozumienia Paryskiego i niemożliwa do pogodzenia z ochroną klimatu.

Co prawda niedługo później Sąd Najwyższy Zjednoczonego Królestwa uchylił decyzję sądu apelacyjnego i zezwolił na budowę trzeciego pasa startowego, ale przykład ten pokazuje, iż możliwa do pomyślenia i realna jest walka z branżą lotniczą i lotniskami w sądzie. Może więc być i tak, iż wraz z dalszym nasilaniem się zmiany klimatycznych, sądy będą coraz częściej stawać po stronie klimatu (czytaj: po stronie przetrwania życia na Ziemi) przeciwko coraz większej chęci zysku ze strony branży lotniczej i chęci nieograniczonego podróżowania samolotem ze strony (małej) części ludzkości.

  • Czytaj także: Złe wieści dla lotnictwa? Rośnie opór wobec rozbudowy portów

Będzie CPK, tylko… nie będzie po co latać

Nawet jeżeli do żadnych prawnych czy politycznych ograniczeń rozwoju branży lotniczej w Europie nie dojdzie, zmiana klimatu i tak może sprawić, iż budowa CPK nie będzie mieć większego sensu.

Przy obecnym tempie wzrostu temperatur na Ziemi, niedługo okaże się, iż wiele z dotychczasowych podróży przestanie mieć rację bytu. Na przykład, do wielu miejsc nie będzie po co latać na urlop, jeżeli będzie tam zbyt gorąco, by wytrzymać poza klimatyzowanym hotelem, na przykład na plaży. Plaż też może w całkiem nieodległej przyszłości już nie być – znikną na skutek podnoszenia się poziomu morza. Do tej pory turystyka – nie tylko latanie – mocno szkodziła (i wciąż szkodzi) klimatowi. Klimat zaczyna się jednak turystyce rewanżować i zadaje jej coraz cięższe ciosy.

  • Czytaj także: Tak Grecja traci swoje plaże. 250 km w 30 lat

Do tego dorzućmy destabilizację polityczną wielu krajów, która z dużym prawdopodobieństwem nastąpi na skutek zaostrzającego się gwałtownie kryzysu klimatycznego. Zamieszki, wojny, głód i migracje będą coraz częstszymi zjawiskami.

  • Czytaj także: Jemen. Katastrofalne powodzie uderzają w kraj, w którym toczy się zapomniany konflikt

To dzieje się tu i teraz

Przesada? Czarnowidztwo? Panikarstwo? Niekoniecznie, przecież początki tych procesów widzimy już dziś, a adekwatnie to już przynajmniej od kilku lat. Ekstremalne upały w rejonie Morza Śródziemnego, pożary lasów w Grecji i Turcji, susza w Hiszpanii i dramatyczny brak wody na Sycylii, by wymienić tylko przykłady z Europy i jej najbliższego sąsiedztwa.

Bardzo gwałtownie po ukończeniu CPK może się okazać, iż co prawda mamy piękny, nowy port lotniczy, tyle iż w wiele rejonów świata nie bardzo jest już po co latać. A my zostaniemy z wielkim lotniskiem w środku Polski jak Himilsbach z angielskim.

Są też i inne związane z klimatem powody, dla których nie należy realizować kuszącej wizji pięknego, nowoczesnego portu lotniczego w środku Polski. Poza ograniczaniem emisji gazów cieplarnianych powinniśmy też myśleć o adaptacji do nowej rzeczywistości. Czyli przygotowywać się, najlepiej jak się da, do zmiany klimatu i wszystkich jej konsekwencji.

Czy nie lepiej więc środki, które zamierzamy przeznaczyć na CPK, spożytkować na przykład na walkę z suszą? Czyli de facto na próbę ratowania polskich lasów i polskiego rolnictwa, które ma zapewniać nam bezpieczeństwo żywnościowe. A może, zamiast budować CPK, lepiej skupić się choćby na przystosowaniu naszych miast – budowanych przecież w zupełnie innych realiach klimatycznych – do coraz cieplejszego klimatu?

Liczą się nie tylko pieniądze

Co ważne, przez „środki” rozumiem tu nie tylko pieniądze. Realizacja tak ogromnego przedsięwzięcia, jakim jest CPK, nie tylko pochłonie określone, ogromne ilości materiałów – stali, cementu, piasku, ale także – a może przede wszystkim – zaangażuje znaczną liczbę wykwalifikowanych pracowników: robotników i inżynierów. Tych ludzi i surowców z konieczności zabraknie więc gdzie indziej. Zabraknie na projekty, które z punktu widzenia naszego przetrwania są potrzebne i pożyteczne, a nie szkodliwe.

Oczywiście, można wyśmiać takie argumenty i dalej negować widoczne gołym okiem fakty, uznając, iż problemu zmiany klimatu nie ma. Liczy się rozwój ekonomiczny i wskaźniki gospodarcze. Tylko jak długo będziemy w stanie się tak oszukiwać? Niektórzy pewnie całkiem długo, bo współczesna kultura dość skutecznie wmawia nam, iż „prawa” nauki społecznej, jaką jest ekonomia, są ważniejsze od praw fizyki i chemii. A szerzej: od materialnej rzeczywistości. Tym bardziej bolesny będzie moment przebudzenia, o ile oczywiście nastąpi.

Jakie inwestycje realizować, a jakich nie?

Wszelkie projekty infrastrukturalne – i małe, i wielkie – powinny być oceniane przede wszystkim pod kątem ich wpływu na klimat i ich niezbędności w gwałtownie zmieniających się realiach klimatycznych i środowiskowych. Argumenty ekonomiczne są tu drugorzędne, co działa w obie strony. To nie wysoki koszt jest głównym zarzutem wobec CPK.

Na przykład rozbudowa sieci kolejowej (i modernizacja istniejącej), w tym budowa kolei dużych prędkości, jest bardzo kosztowna, ale jak najbardziej ma sens. Ma sens, bo bardzo potrzebujemy w Polsce sprawnego, niskoemisyjnego transportu, a na razie nic lepszego niż kolej nie wymyślono.

Podobnie, jeżeli chodzi o elektrownie jądrowe. Tak, są drogie, ale konieczne, jako stabilne, niskoemisyjne źródła energii. Zresztą są i tak dużo tańsze niż koszty zaniechania ich budowy.

Nawiasem mówiąc, zarówno elektrownia jądrowa, jak i kolej wielkich prędkości (a tym bardziej zwykła kolej) wpływają negatywnie na życie zamieszkałych w pobliżu osób w znacznie, znacznie mniejszym stopniu, niż wielkie lotnisko. Elektrownia jądrowa przede wszystkim przez zakłócenie estetyki krajobrazu, jeżeli ktoś nie lubi widoku chłodni kominowych.

Natomiast realizacja CPK oznacza, iż setki osób stracą swoje domy, a okolica zmieni się nie do poznania, zmieni się w stopniu porównywalnym chyba tylko z budową w jakimś miejscu kopalni odkrywkowej. Nic więc dziwnego, iż mieszkańcy Baranowa i okolicznych gmin byli w większości przeciwni budowie lotniska. I iż czują się zawiedzeni – delikatnie rzecz ujmując – tym, iż obecny rząd chce jednak kontynuować budowę CPK.

  • Czytaj także: Jakie manipulacje kryją się w terminie „odnawialne źródła energii”?

Budowa CPK byłaby świetnym pomysłem, gdyby nie zmiana klimatu

Gdyby jednak budowa CPK naprawdę miała sens, tak jak ma sens budowa elektrowni jądrowych czy kolei, interes całego społeczeństwa powinien przeważyć nad interesem lokalnej społeczności. Tyle iż w rzeczywistości, w jakiej się znaleźliśmy, w świecie z gwałtownie postępującą zmianą klimatu, CPK sensu nie ma.

Wybudowanie nowego, dużego portu lotniczego najpewniej doprowadzi do zwiększenia emisji gazów cieplarnianych, dokładając się do katastrofy klimatycznej. Pochłonie też cenne zasoby, i środki, których należałoby pilnie użyć gdzie indziej. No a koniec końców może się okazać, iż ta sama zmiana klimatu, która sprawia, iż budowa CPK jest po prostu nieetyczna, sprawi, iż inwestycja ta okaże się też niepotrzebna.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Grand Warszawski

Opinie i komentarze publikowane na łamach SmogLabu wyrażają poglądy autora i nie muszą odzwierciedlać stanowiska redakcji.

Idź do oryginalnego materiału