– Liczne decyzje prezydenta Trumpa, nie tylko na polu ekonomicznym, są po prostu oparte na nieracjonalnych przesłankach, są fałszywe, są szkodliwe i dla USA, i dla innych, mówiąc językiem popularnym, są chore – ocenia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria prof. Grzegorz Kołodko, b. minister finansów, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego.
Wskazuje jednocześnie m.in. na chaos spowodowany wprowadzaniem, zawieszaniem i przywracaniem ceł. Ekonomista w książce „Trump 2.0. Rewolucja chorego rozsądku” analizuje trumponomikę, a więc ekonomię i politykę gospodarczą pomysłu prezydenta oraz jej wpływ na gospodarkę, przestrzega przed zagrożeniami i wskazuje sposoby wyjścia z nasilającego się globalnego zamieszania. Autor ocenia też negatywnie pozaekonomiczne aspekty działalności amerykańskiego prezydenta z wyjątkiem jednego aspektu.
Błędne rozumowanie ekonomiczne
– Uważam, iż jego założenia odnośnie do tego, co nazywa czynieniem Ameryki znowu wielką, opierają się na błędnym rozumowaniu ekonomicznym. W szczególności to szaleństwo z nakładaniem taryf celnych, a potem ich zawieszaniem, odwoływaniem i ponownie nakładaniem szkodzi międzynarodowej wymianie handlowej, współpracy gospodarczej, zakłóca normalne gospodarowanie, a przy okazji także nasila procesy inflacyjne, choćby w samych Stanach Zjednoczonych, czy powoduje zaburzenia na rynkach finansowych – wylicza prof. Grzegorz Kołodko. – W kategoriach zdroworozsądkowych to są decyzje trochę szaleńcze i do końca tego nie rozumiem.
Druga prezydentura Donalda Trumpa rozpoczęła się 20 stycznia 2025 r., gdy efektywna stawka taryfowa USA wynosiła 2,5 proc. Pierwszym celem polityki nowej administracji stali się najwięksi partnerzy handlowi, czyli Meksyk i Kanada, a także UE i Chiny. 2 kwietnia Trump ogłosił tzw. dzień wyzwolenia, kiedy to zaprezentował listę kilkudziesięciu państw ze zróżnicowanymi stawkami celnymi od 10 proc. do 49 proc.
Zachowania prezydenta Trumpa zmuszają wszystkich partnerów handlowych, żeby z nim negocjować
W efekcie stawka efektywna podskoczyła do 27 proc. Większość ceł została jednak zawieszona na 90 dni (do 9 lipca). Po drodze jednak amerykański prezydent zagroził UE 50-proc. stawką, która miała obowiązywać od czerwca, po czym zawiesił ją także do 9 lipca. Zawieszeniem ceł nie zostały objęte Chiny. Nowa odsłona wojny handlowej z Państwem Środka doprowadziła do podniesienia ceł w USA na chińskie towary do 145 proc. oraz – w odpowiedzi – do podniesienia ceł w Chinach na amerykańskie towary do 125 proc. Ostatecznie oba kraje osiągnęły porozumienie w sprawie obniżenia ceł o 115 pp., przy czym utrzymano dodatkowe 10-proc. cło. Porozumienie dotyczy jednak przejściowego okresu negocjacji.
– Trump albo niektórzy jego zwolennicy czasami mówią, iż to jest element negocjacji. Samo straszenie nakładaniem ceł powoduje, iż musimy się do tego dostosować, trzeba coś w tym zrobić. Patrząc na to instrumentalnie, zachowania prezydenta Trumpa zmuszają niejako wszystkich partnerów handlowych, żeby z nim negocjować. Może to także skłonić nas do pewnych zachowań, które będą na rękę, w krótkim okresie, gospodarce amerykańskiej, ale w dłuższym okresie, i tego akurat trumponomika nie rozumie, to zaszkodzi wszystkim – ocenia prof. Grzegorz Kołodko. – Aczkolwiek uważam, iż w większym stopniu straty ponoszą na tym Amerykanie niż na przykład Chińczycy czy UE, chociaż na dobrą albo raczej złą sprawę trumponomika traktuje częstokroć UE jeszcze gorzej niż Chiny.
USA będą się dalej rozwijały, ale w wolniejszym tempie
Polityka celna spowodowała nie tylko krach na giełdach (po zawieszeniu nastąpiło odbicie) oraz rewizję prognoz gospodarczych dla USA. W marcowej projekcji Rezerwy Federalnej prognoza wzrostu PKB na 2025 r. została obniżona do przedziału 1,5–1,9 proc. wobec 1,8–2,2 proc. prognozowanych w grudniu 2024 r. Mediana prognoz na ten rok wynosi w tej chwili 1,7 proc. (wobec 2,1 proc. w grudniowej projekcji). Lekko obniżona została także mediana prognoz na 2026 i 2027 rok. Niższą perspektywę wzrostu przewiduje także OECD. W raporcie z początku czerwca organizacja przewiduje, iż amerykańska gospodarka urośnie w 2025 r.o 1,6 proc., a nie o 2,2 proc., jak przewidywano w marcu. Prognoza na 2026 r. została obniżona do 1,5 proc. z wcześniejszych 1,6 proc.
– USA będą się dalej rozwijały, ale w wolniejszym tempie, niż byłoby to w przypadku kontynuacji poprzedniej polityki. Będzie to dalej wielki kraj, ale nie w taki sposób, jaki pragnie tego Trump, bo on chciałby wzmocnić pozycję amerykańską, osłabiając innych: Chiny, naszą Unię Europejską, na dobrą sprawę resztę świata, bo wypowiedział wojnę handlową całemu światu – wskazuje były minister finansów. – I to już widać i to także rozumie wielu amerykańskich ekonomistów i polityków, iż tak zwana trumponomika, a więc ekonomia i polityka gospodarcza według Trumpa, szkodzi amerykańskim interesom gospodarczym i te szkody będą coraz bardziej wyraźne z biegiem czasu.
Cła dolicza się do cen, które są potem obowiązujące na rynku amerykańskim
Prof. Kołodko zwraca uwagę na fakt, iż wyższe cła nie spowodują proporcjonalnie większych wpływów do budżetu, ponieważ handel przestanie być opłacalny i jego wolumen spadnie. Dodatkowo te produkty, które mimo ceł zostaną wwiezione do Stanów, staną się mniej dostępne dla konsumentów ze względu na wyższą, podbitą przez cła cenę.
– Trump myśli w ten sposób: importujemy, kupujemy z zagranicy towarów za 100 mld dol., jak nałożymy na te towary 50-proc. cła, to oni zapłacą 50 mld dol. Podwójny błąd, pierwszy, nie oni, czyli my, którzy tam eksportujemy, tylko Amerykanie, bo cła dolicza się do cen, które są potem obowiązujące na rynku amerykańskim. Po drugie, jeżeli nakłada się takie cła, chociażby 50-proc., jak te z pogróżek wobec UE, to w ślad za tym spada wartość, wielkość naszego eksportu do USA i choćby jeżeli te cła są ściągane, to od zdecydowanie mniejszych kwot, niż sobie to wcześniej zakładał Trump. Z tego punktu widzenia szkodzi to nie tylko handlowi, ale to również pogarsza sytuację finansową, w tym budżetową USA, a i tak już jest w opłakanym stanie, bo amerykański deficyt tak potężnego, bogatego państwa wynosi już około 7 proc. ich dochodu narodowego i uginają się pod ciężarem długu, a ten dług dalej rośnie – przypomina ekonomista.