Na wiatrakach najwięcej zarabiają polskie firmy. Z kim walczy Nawrocki?

1 godzina temu

Gdy rząd za czasów PiS decydował się na rozwój energetyki jądrowej i przydomowej fotowoltaiki, lobbingiem z USA i Chin nie straszył. Gdy przyszło do podpisania ustawy wiatrakowej, prezydent Karol Nawrocki postanowił zawetować ją w ramach walki z „lobbingiem zza zachodniej granicy”. I bardziej pomylić się nie mógł: weto najbardziej uderza w Polski przemysł, który od lat przestawia się z inwestowania w technologie górnicze, na rzecz rozwoju OZE. Dotarliśmy do jednej z firm, która chce uruchomić produkcję polskich turbin wiatrowych.

Walka z wiatrakami trwa w Polsce już tak długo, iż pisanie kolejnego artykułu o walce z wiatrakami wręcz trąci kliszą. W pewien sposób słowo „klisza” jest jednak idealnym oddaniem tego, co o energetyce wiatrowej mówi prawa strona sceny politycznej. Powtarzanym od lat tym samym hasłom regularnie towarzyszy brak jakichkolwiek dowodów i argumentów na ich poparcie.

Nie inaczej jest tym razem, gdy nową odsłonę walki z wiatrakami postanowił rozpocząć Karol Nawrocki.

  • Czytaj także: Ustawa wiatrakowa zawetowana. Nawrocki wbrew większości Polaków, Tusk współodpowiedzialny

O Nawrockim, który nie ulega lobbystom

Pierwszą ustawą zawetowaną przez nowego prezydenta Polski jest nowelizacja ustawy wiatrakowej. Rząd chciał ułatwienia budowy wiatraków, zmniejszając ich minimalną odległość od zabudowy mieszkaniowej z obecnych 700 do 500 m, a także wyraźnie skracając czas oczekiwania na pozwolenia. Nawrocki ustawę jednak zawetował.

Choć każdy z jego argumentów mocno mijał się z prawdą, w tym tekście skupiamy się na jednym: lobbingu.

„Staję po stronie społecznej, a nie tych, którzy chcą mieszać kwestie cen energii z działaniami lobbingowymi” – mówił Nawrocki, gdy ogłaszał decyzję o wecie. Podczas konferencji prasowej prezydent przekonywał też, iż zapisy ustawy wskazują na „jasny lobbing środowisk biznesowych, środowisk korporacyjnych, także tych zza naszej zachodniej”.

Nawrocki podobnie wypowiadał się w czasie kampanii: „Pod naszymi osiedlami masowo staną farmy wiatrowe. Rząd przyjął projekt, który skraca maksymalną odległość od zabudowań do zaledwie 500 m. Rządzący po raz kolejny ignorują protesty Polaków i wybierają interesy niemieckich koncernów, które produkują wiatraki” – mówił ówczesny kandydat na prezydenta na jednym z przedwyborczych filmików, o czym przypomina portal Money.pl.

Problem w tym, iż jego teoretyczne sugestie kompletnie odstają od rzeczywistości.

  • Czytaj także: Referendum, obniżka rachunków i poparcie wiatraków? Przypominamy obietnice Karola Nawrockiego

Kto zarabia na wiatrakach? Polski przemysł i skarb państwa

W lutym portal wnp.pl przedstawił ranking dziesięciu firm, które posiadają w Polsce najwięcej zainstalowanych mocy w energetyce wiatrowej. Dwa pierwsze miejsca zajmują państwowe spółki PGE i Orlen, a w pierwszej szóstce są też Grupa Tauron i Polenergia. W pierwszej dziesiątce znajduje się zaś tylko jedna polska spółka zależna od niemieckiego przedsiębiorstwa – to RWE Renewables Polska, które zajmuje w zestawieniu trzecie miejsce.

„Liderami lądowej energetyki wiatrowej w Polsce są krajowe spółki energetyczne – blokując ich rozwój, osłabiamy własny potencjał inwestycyjny i gospodarczy. Brak ustawy wiatrakowej oznacza wolniejsze tempo transformacji, wyższe koszty i dalsze opóźnienia w dostarczaniu tańszej energii do sieci” – komentuje zapytana przez SmogLab Malgorzata Żmijewska-Kukiełka, rzeczniczka prasowa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).

Niezwykle pouczające jest też zapoznanie się z tzw. local content. To wskaźnik określający, w jakim stopniu dane realizacje wdrażane są przy udziale lokalnych (krajowych) przedsiębiorstw. Chodzi przy tym nie tylko o sam łańcuch dostaw i dostarczenie technologii (w postaci know-how bądź fizycznego obiektu – jak turbina wiatrowa), ale również usługi, logistykę, serwis, inżynierię, zatrudnienie itp.

I tak raport PSEW oraz Klubu Jagiellońskiego z 2021 r. wykazał, iż wykorzystywany potencjał lokalnych dostawców w zakresie komponentów i usług wynosi 55-60 proc. Gdyby władze publiczne zdecydowały się jednak na wsparcie rozwoju energetyki wiatrowej, „local conent” już do 2030 r. mógłby wzrosnąć do 70-75 proc. Mocne postawienie na tę technologię oznaczałoby też utworzenie blisko 100 tys. nowych miejsc pracy, ponad 900 mln zł dodatkowych wpływów do samorządów z podatków od nieruchomości oraz ponad 130 mld zł przyrostu do PKB.

„Wykorzystanie całości potencjału, czyli 75 proc. udziału local content, jest jednak w dużej mierze uzależnione od stabilnego rozwoju rynku i wsparcia nowych inwestycji w Polsce” – stwierdzili autorzy.

  • Czytaj także: Elektrownie wiatrowe niestabilne, a recykling łopat trudny? Sprawdzamy mity

Polska bez wiatraków straci

Jak podkreśla PSEW, brak wsparcia dla energetyki wiatrowej oznacza wyraźne straty dla gospodarki i przedsiębiorców. „Bez taniej i stabilnej zielonej energii polskie fabryki, zakłady produkcyjne i małe firmy tracą konkurencyjność wobec zagranicznych podmiotów, które od dawna korzystają z niskoemisyjnych źródeł” – twierdzi Żmijewska-Kukiełka.

I dodaje, iż rozwój energetyki wiatrowej wiąże się z korzyścią również dla polskich gospodarstw domowych.

„Każdy gigawat zainstalowanej energii z lądowych farm wiatrowych to cena energii niższa o ponad 9 zł za megawatogodzinę [MWh], co przyczynia się do wzrostu konkurencyjności polskiej gospodarki. Nowoczesna energetyka to fundament bezpieczeństwa energetycznego, rozwoju gospodarczego i niższych kosztów życia – każda decyzja hamująca jej rozwój uderza w interes obywateli i całej gospodarki” – zaznacza rzeczniczka.

Konieczna dla przemysłu

Warto przy tym dodać, iż ustawa wiatrakowa zyskała szerokie poparcie wśród środowisk polskich przedsiębiorców i pracowników. Na sierpniowej konferencji prasowej ministra energii Miłosza Motyki korzyści z jej przyjęcia wychwalali przedstawiciele Konfederacji Lewiatan, Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Pracodawców oraz Pracodawców RP. Według nich inwestycje w lądową energetykę wiatrową są niezwykle ważne, by w perspektywie długoterminowej zapewnić polskim względnie tanie i przewidywalne ceny energii.

„Ustawa wiatrakowa jest konieczna nie tylko w kontekście rozwoju OZE, ale również w kontekście rozwoju przemysłu” – tłumaczyła Paulina Grądzik z Konfederacji Lewiatan.

Marcin Popkiewicz, współzałożyciel Nauki o Klimacie, badacz megatrendów i autor książki „Zrozumieć transformację energetyczną”, zwraca zaś uwagę, iż lokalna i efektywnie wykorzystywana energia odnawialna przynosi naprawdę wiele korzyści.

„Dzięki niej przestajemy kupować ropę, gaz i węgiel za dziesiątki miliardów złotych rocznie, poprawiamy nasz bilans handlowy i bezpieczeństwo energetyczne oraz na wiele sposobów podnosimy jakość życia. Od pozbycia się zanieczyszczeń powietrza, przez ograniczenie ubóstwa energetycznego, po setki tysięcy nowych miejsc pracy w przyszłościowych sektorach z wielkim potencjałem eksportowym” – mówi Popkiewicz dla SmogLabu.

Kiedyś produkowali maszyny górnicze, dziś chcą budować wiatraki

To, iż przestawienie torów na bardziej niskoemisyjne jest możliwe, pokazuje historia Famur.

Polskie przedsiębiorstwo (obecnie część Grenevia), które przez wiele dekad nastawione było na produkcję maszyn do wydobywania węgla, w coraz większym stopniu stawia na technologie niskoemisyjne. Niedawno spółka zakupiła choćby licencję na produkcję turbin wiatrowych o mocy 4,0 i 4,8 MW, co ma umożliwić uruchomienie własnej produkcji w Katowicach i uniezależnienie się od importowanych technologii. „Produkcja ma ruszyć w 2026 roku” – podaje portal wnp.pl.

„Technologie niskoemisyjne są kluczowym elementem strategii Grupy Grenevia, stanowiąc podstawę jej transformacji biznesowej i długoterminowego rozwoju. W ostatnich latach przekształciliśmy się z producenta maszyn wydobywczych w holding inwestycyjny wspierający zieloną transformację” – pisze Famur w odpowiedzi na pytania SmogLabu.

Obecnie grupa rozwija działalność w czterech segmentach biznesowych, w większości związanych z transformacją energetyczną – poza energetyką wiatrową to m.in. wielkoskalowa fotowoltaika, magazyny energii i systemy bateryjne dla e-mobilności. „Chcemy, by do 2030 r. ok. 75 proc. przychodów Grupy pochodziło spoza sektora węgla energetycznego dzięki rozwojowi nowych segmentów – to jeden z naszych celów strategicznych” – komentuje Grenevia.

Spółka przyznaje przy tym, iż transformacja biznesowa była dla niej koniecznością. Nie oznacza to jednak, iż definitywnie chce się pożegnać z sektorem węglowym. „Naszym celem jest przede wszystkim dywersyfikacja źródeł przychodu i zmniejszenie zależności od sektora węgla energetycznego, a nie całkowite przejście w 100 proc. na technologie OZE w krótkim terminie” – zaznacza Grenevia.

To co z tym lobbingiem?

Wracając do oskarżeń Nawrockiego o lobbing, warto pochylić się nad tym głębiej – czyli nie tylko w ramach odniesienia do zarzutów prawicy względem wiatraków. Jak już wspomnieliśmy, „local content” w zakresie energetyki wiatrowej na lądzie stanowi mniej więcej połowę.

W przypadku wiatraków na morzu (offshore) odsetek ten wynosi już jednak zaledwie 20 proc. „Wyzwaniami są brak jasnej strategii wsparcia dla lokalnych firm i ryzyko „drenażu mózgów”, które mogą spowodować, iż Polska pozostanie odbiorcą zagranicznych technologii, a nie ich producentem” – komentuje portal GlobEnergia.pl.

Z kolei pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce (na Pomorzu) będzie opierać się w całości na technologii i know-how zagranicznym. Głównym wykonawcą i dostawcą technologii będą amerykańskie firmy Westinghouse i Bechtel. Teoretycznie „local content” na etapie ukończenia pierwszego bloku ma wynieść 40 proc., ale czy tak się stanie, dopiero się przekonamy.

W przypadku fotowoltaiki największy „wkład” pochodzi zaś z Chin. To właśnie ten kraj jest niekwestionowanym liderem w zakresie produkcji paneli fotowoltaicznych. Trudno określić, jaki jest polski „local content”. Instytut Energetyki Odnawialnej w 2021 r. szacował jednak, iż do 2025 r. może on wzrosnąć z 26 do 42 proc. Nie wiadomo, czy tak się stanie. jeżeli tak, wciąż będzie to jednak odsetek mniejszy niż w przypadku energetyki wiatrowej.

Walka z lobbingiem czy polityczna klisza? PiS u władzy wspierało OZE

To wszystko ma tym większe znaczenie, iż rozwój energetyki słonecznej, wiatrowej na morzu i jądrowej… wspierał rząd PiS i prezydent Andrzej Duda. Zarzutów o sprzyjanie lobbystom z Chin czy USA nikt jednak w obozie Zjednoczonej Prawicy nie podnosił, choć udział zagranicznych firm jest w tym przypadkach większy niż w energetyce wiatrowej.

Warto też pamiętać, iż rząd PiS początkowo planował umożliwić budowę wiatraków w odległości 500 m od zabudowy mieszkaniowej. Projekt ustawy zmieniono na ostatniej prostej, gdy podczas jednej z sejmowych komisji nieoczekiwaną „wrzutkę” zwiększającą odległość do obecnych 700 m zaproponował poseł Marek Suski.

Czy Nawrockiemu i obozowi PiS rzeczywiście chodzi więc o walkę z „zagranicznym, niemieckim lobbingiem”? Trudno nie oprzeć się wrażeniu, iż w tym wszystkim chodzi o coś innego. Czyli powtarzanie haseł, które choć jie są poparte żadnymi argumentami, to dają największy potencjał, by ucieszyć nieświadomego wyborcę.

Każda klisza jest skuteczną kliszą, dopóki działa. I wcale nie musi być kliszą prawdziwą.

Zdjęcie tytułowe: Martyna Jabłońska/SmogLab

Idź do oryginalnego materiału