Na prądzie oszczędza sześciokrotnie. Magazyny energii ratują prosumentów

3 godzin temu

Od kwietnia 2022 roku prosumenci rozliczają się w nowym systemie net-billingu, który zastąpił wcześniejszy net-metering. Wielu właścicieli paneli narzeka, iż teraz energia sprzedawana jest taniej, a kupowana drożej. Ale specjaliści podkreślają, iż to także szansa: system zachęca do inwestowania w magazyny energii, uniezależnienia się od wahań cen i budowania prawdziwie zielonej niezależności energetycznej.

Mimo to, Polacy wciąż decydują się na montaż fotowoltaiki. Nasz rozmówca, Dariusz Białoń ze Starachowic, postanowił uniezależnić się od zawirowań na rynku energetycznym i kupił panele fotowoltaiczne. Nie chciał przy tym zaburzać naturalnego, wręcz dziewiczego charakteru ogrodu. Znalazł rozwiązanie, które pomoże mu produkować energię i pozwoli zachować dzikość terenu. Po czasie okazało się, iż przydatny będzie magazyn energii. Czy dziś jest zadowolony z zastosowanych rozwiązań?

– Oczekiwałbym, żeby jednak prąd był od nas odbierany po normalnych stawkach, bo co w tym złego, iż ludzie chcą za własne pieniądze produkować prąd i odstawiać go do sieci? Mówi się, iż problemem naszej planety jest spalanie paliw kopalnych, a tutaj jest darmowa energia, której nikt nie chce – mówi pytany przez SmogLab.

Fot. D. Białoń

Niecałe 11 kW niezależności

Pan Dariusz ma dwie sąsiednie posesje o pow. 2,5 tys. m2. Na jednej stoi jego dom, na drugiej również jest nieruchomość, ale teren w dużej mierze porastają stare sosny, na zachowaniu których mu zależało. – Staraliśmy się o kompromis między tańszym i własnym prądem, a naturalną, dużą i dziką działką. Chcieliśmy zachować leśny charakter terenu. Naszym zdaniem industrialny wygląd budynku nie wkomponowałby się tam dobrze. Nie chcieliśmy więc paneli na dachach.

W listopadzie 2022 roku, na specjalnie do tego wybudowanej wiacie, zostały zamontowane dwie instalacje fotowoltaiczne, łącznie 54 panele. – Jedna instalacja, o mocy 3,5 kW, zasila mniejszy dom, a druga – 7,11 kW. – Wysłaliśmy zgłoszenie do PGE, ale ono przyłączyło panele fotowoltaiczne do sieci trochę później, na przełomie 2022/23 i od tego czasu instalacja działa. Zaczęliśmy się z nimi rozliczać dopiero od końca marca 2023 roku – mówi nam pan Dariusz.

Wiata, którą postawili, pełni też funkcję garażu.

– Chcieliśmy mieć tańszy prąd, nie martwić się podwyżkami.

Wybuch wojny za wschodnią granicą i ceny energii też miały wpływ na decyzję o montażu paneli. – Wtedy wydawało mi się to złotym interesem. Nie chciałem się przecież na tym dorobić, tylko wyjść na zero. Przyłączyliśmy się już na nowych zasadach i – jak się okazało, one są średnio dobre. Po 2,5 roku doszliśmy do wniosku, iż nie ma to większego sensu bez magazynu energii – mówi. Pan Dariusz zdecydował się dołożyć dwa magazyny energii. – W lipcu zamontowaliśmy po jednym na każdej instalacji. Dziś wychodzą sporo taniej, niż 3 lata temu, bo pojawiła się nowa forma dotowania Programu Mój Prąd.

  • Czytaj także: Mój Prąd 6.0 z obowiązkowymi magazynami energii. Co jeszcze się zmienia?

Do fotowoltaiki pan Dariusz dołożył magazyn energii

Pan Dariusz mówi, iż brak sensu posiadania instalacji było widać na rachunkach za prąd.

Od listopada do lutego, a choćby marca, instalacja nie ma szans sensownie pracować. Uzyski w tych miesiącach są rzędu 2-3 „letnich” dni i to przez cały miesiąc. Taki mamy klimat i tego się nie przeskoczy. W lutym tego roku było stosunkowo dużo słońca, ale dzień jest wtedy krótki, słońce operuje niżej, kąt padania promieni słonecznych jest niewielki i uzyski są słabe. Nie wiem, jak będzie teraz z magazynem energii.

Fot. D. Białoń

Za to w lecie prądu jest aż za dużo. Wtedy pan Dariusz musi oddawać go do PGE. – Oni kupują od nas prąd za ok. 0,20 zł (kwiecień, maj) do 0,22-0,28 (lipiec, sierpień, wrzesień, październik), 0,5 (marzec), 0,54 (luty), 0,59-0,66 (styczeń, luty), 0,70-0,72 zł (listopad , grudzień) wylicza. Teraz weszły w życie tzw. taryfy dynamiczne. – Czyli nie ma ustalonej ceny prądu, tylko ona się zmienia z godziny na godzinę. Prognozy kosztów są na 24 h do przodu. W tym przypadku ma to sens właśnie z magazynem energii, bo można sobie zaplanować te godziny, kiedy korzystamy z własnego prądu i te, gdy wykorzystujemy zmagazynowaną energię.

Jest to ograniczone głównie do planowania włączania pralki oraz zmywarki. – Do tej pory, gdy nie mieliśmy magazynu energii, musieliśmy się ściśle kierować tym, iż skoro świeci słońce, to wszystko możemy sobie włączyć. A teraz, gdy świeci, to nadmiarowa energia jest gromadzona w magazynie.

Pan Dariusz korzysta z niej, kiedy chce i potrzebuje, a nie wtedy, gdy wymuszają to ceny energii. Latem jego magazyny są stale całkowicie naładowane. – W tej chwili w ogóle nie czerpiemy prądu z sieci, tylko na bieżąco korzystamy z prądu, który produkujemy sobie dzięki panelom. Oscylujemy więc między tym, a tym, który mamy już wyprodukowany i zmagazynowany.

„Dotacje działały dość sprawnie, ale koncerny rzeźbią klientów”

– Korzystaliśmy z dotacji Mój Prąd i poszło to szybko, bo dotację otrzymaliśmy po kilku tygodniach. Co do magazynów energii, to dokumenty w naszym imieniu złożyła firma, która nam je zainstalowała. To świeża sprawa, więc nie wiem, kiedy dostaniemy zwrot.

W 2023 roku nasz rozmówca otrzymał dotację do instalacji fotowoltaicznej w kwocie 5 tys. zł na każdą z dwu powstałych instalacji. – Łączny koszt obu instalacji wyniósł 51 tys. zł. Skorzystaliśmy też z ulgi podatkowej należnej w przypadku instalacji fotowoltaicznej.

– Jestem przekonany, iż koncerny nie są zainteresowane tym, żeby prosumenci przesyłali prąd do sieci.

Tłumaczy, iż gdy świeci słońce, prosument bez magazynu energii po prostu nie ma co zrobić z prądem, dlatego przesyła go do sieci. Zauważa istotną zależność. – Koncerny to monopole i na pewno porozumiewają się między sobą, jak tych klientów „rzeźbić”. To jest o tyle smutne, iż cały czas się mówi o ekologii – my też się nią trochę kierowaliśmy, chcąc wytwarzać swój prąd. Ale jak to ma działać na takiej zasadzie, iż ja produkuję prąd, który później oddaję za grosze, a następnie kupuję go za właśnie bandyckie stawki, to mija się to z celem.

Każdy prosument, a także użytkownik prądu, niezależnie od ceny ustalanej za kWh, płaci szereg opłat z tytułu: opłaty sieciowej stałej, opłaty przejściowej, opłaty jakościowej, opłaty sieciowej zmiennej nocnej i dziennej, opłaty OZE, opłaty kogeneracyjnej, opłaty mocowej i abonamentu. – W strukturze ceny każdej kWh zużytego prądu ok. 56 proc. stanowią koszty uprawnień do emisji CO2, 5 proc. to koszty własne PGE, a 4 proc. stanowią koszty obowiązków OZE. Sam koszt wyprodukowania 1 kWh prądu to tylko ok. 33 proc. tego, co płacimy PGE za ową 1 kWh.

Fot. D. Białoń

„Czuję się w pewnym sensie oszukany”

Wielu prosumentów mówi wprost, iż czują się wręcz karani przez państwo za to, iż chcieli zrobić coś dobrego dla bezpieczeństwa energetycznego kraju i środowiska. – W pełni popieram to zdanie. Czuję się w pewnym sensie oszukany, ale nie zwykłem narzekać. Wie Pani, w przypadku ewentualnej wojny, prościej jest zniszczyć jedną elektrownię i wyłączyć jedną trzecią kraju z dostępu do prądu, niż zniszczyć takie instalacje fotowoltaiczne w ogródkach. Tego by się przecież nikomu nie opłacało niszczyć.

Magazynem energii przydaje się też w zimie, gdy słońca jest mało. – Prąd kupuje się od koncernu w nocy, gdy jest najtaniej. Wtedy można go sobie magazynować i wykorzystać dowolnego dnia. Gdy mam prąd kupiony w po dwadzieścia groszy, a w dzień jest on po złoty dwadzieścia, no to jest to sześciokrotna oszczędność. Brakuje uczciwego podejścia, bo każdy, kto widzi na papierze, iż sprzedaje prąd po dwadzieścia groszy, a kupuje po 1,20 zł, musi się czuć oszukanym. Tym bardziej, iż instalacja kosztowała w moim przypadku 50 tys. zł i dodatkowo 40 tys. zł za magazyny energii.

Jak zmieniło się zużycie prądu i rachunki?

– W 2019 roku zapłaciłem za prąd 4698 zł. Rok później 4623 zł, W 2021 – 6473 zł, a w 2022 roku za prąd w tym większym domu, w którym mieszkam, zapłaciłem w sumie 4789,60 zł. W 2023, gdy były już panele, zapłaciłem za prąd 2313,75 zł. A w 2024 roku zapłaciłem za prąd 4727,70 zł, choć wzrost cen zaburza odbiór i byłoby lepiej podać, ile kW zużywam miesięcznie lub rocznie. Roczne zużycie prądu w latach 2019-2024 wygląda w moim domu następująco: 8263 kWh, 8850 kWh, 8851 kWh, w przełomowym roku 2022: 2981 kWh, później 3806 kWh i w tamtym roku było to 889 kWh – wylicza pytany przez SmogLab.

  • Czytaj także: Historyczny moment. W czerwcu więcej prądu z OZE niż z węgla

Branża broni nowego systemu rozliczeń

Eksperci z branży energetycznej podkreślają, iż choć zmiany mogą być bolesne dla części prosumentów, nowy model rozliczeń lepiej odzwierciedla realia rynkowe i w dłuższej perspektywie może przynieść korzyści.

Jak zauważa Forum Energii, poprzedni model net-meteringu działał jak darmowy magazyn energii i nie sprzyjał elastyczności systemu. Zmiana sposobów rozliczania ma zachęcać do inwestowania w magazyny energii, korzystania z energii wtedy, gdy jest tańsza i dostępna, a także aktywnego udziału prosumentów w rynku. „Net-billing: w odróżnieniu do net-meteringu wycenia zarówno każdą kWh energii elektrycznej pobranej z sieci (po cenie taryfowej), jak i każdą kWh pobraną z sieci (po cenie zależnej od sytuacji na giełdzie w danym miesiącu) – czytamy w raporcie Pułapka cen energii dla gospodarstw domowych. Jak z niej wyjść?.

Z kolei analizy Ember pokazują, iż tego typu reformy są częścią szerszej transformacji energetycznej w Europie Środkowo-Wschodniej, która coraz bardziej opiera się na OZE i inteligentnym zarządzaniu energią. Analitycy zgodnie podkreślają: elastyczność, integracja i magazynowanie to przyszłość, a net-billing wpisuje się w ten kierunek.

Panele się starzeją. Każdego roku ich sprawność spada

– Mam nadzieję, iż dzięki kolejnej inwestycji rzędu kilkudziesięciu tysięcy, będzie dużo lepiej i to rozwiąże problem. Życzyłbym sobie też partnerskiego podejścia państwa do prosumentów i nieprzerzucania odpowiedzialności na jednostki. Moim ideałem byłoby, to żeby po zainstalowaniu tego wszystkiego można było nie płacić za prąd.

– Zanim zwrócą mi się zainwestowane pieniądze, miną lata. Trzeba brać pod uwagę też to, iż te panele się przecież starzeją i co roku produkują trochę mniej prądu, bo z roku na rok spada ich sprawność.

Pan Dariusz obawia się, co będzie się działo z instalacją i czy prosumenci uzyskają pomoc w jej utylizacji. Może się okazać, iż po tych piętnastu latach, gdy teoretycznie instalacja mogła się spłacić, to trzeba będzie to wszystko wymienić i kupić kolejne, nowszej generacji.

To szczególnie ważne w kontekście informacji, które niedawno pojawiły się na stronie Programu Mój Prąd. „Uprzejmie informujemy, iż zgodnie z obowiązującymi oraz nowelizowanymi przepisami prawa, wszyscy Grantobiorcy programu Mój Prąd są zobowiązani do postępowania zgodnie z przepisami dotyczącymi gospodarowania zużytym sprzętem, na który uzyskano dofinansowanie”. Dotyczy to urządzeń takich jak:

  • panele fotowoltaiczne,
  • magazyny energii,
  • pompy ciepła,
  • magazyny ciepła,
  • kolektory słoneczne,
  • inne urządzenia jak np. inwertery, objęte wsparciem finansowym w ramach programu.

Nowe opłaty dotkną m.in rolników i właścicieli firm

Od kilku miesięcy zapowiadano, iż jesienią ma wejść w życie nowelizacja ustawy o zużytym sprzęcie elektrycznym i elektronicznym. Według zapowiedzi obowiązek opłacenia utylizacji zużytego sprzętu będzie ciążył na użytkownikach końcowych. Dotychczas była to rola producentów. „Nowe przepisy mają na celu zapewnienie bezpiecznego i zgodnego z zasadami gospodarki obiegu zamkniętego zagospodarowania odpadów powstałych z urządzeń OZE” – czytamy na stronie.

9 października br. weszły w życie przepisy dotyczące opłat za fotowoltaikę. Pojawiła się nowa opłata recyklingowa za utylizację paneli fotowoltaicznych, ale dla konkretnych grup. Jak informuje Radio ZET, „właściciele instalacji sprzed 2016 roku muszą przygotować się na wyższe stawki. Nowe przepisy obejmą rolników, podmioty publiczne i firmy. Nie dotyczą one zwykłych gospodarstw domowych”. Jak będzie to działać w praktyce? Prosumenci przekonają się już niebawem.

Zdjęcie tytułowe: fot. D. Białoń

Idź do oryginalnego materiału