Niż genueński Gabriel przyniósł nie tylko intensywne opady, ale i zdymisjonowanie prezes Wód Polskich Joanny Kopczyńskiej
We wtorek 8 lipca minister infrastruktury Dariusz Klimczak odwołał z funkcji prezes Joannę Kopczyńską, a powołał na to stanowisko jej dotychczasowego zastępcę, Mateusza Balcerowicza. Decyzja weszła w życie natychmiastowo, co dowodzi, iż zapadła wcześniej. Uniknięto w ten sposób spekulacji, kto będzie kierował spółką, której wartości nie sposób oszacować.
Bo na ile wycenić 8638 km wałów przeciwpowodziowych, 32 792 jazy, przepusty, zapory i inne obiekty hydrotechniczne, 100 wielofunkcyjnych zbiorników retencyjnych, ok. 120 holowników, pontonów i wielozadaniowych barek, iż o 26 lodołamaczach nie wspomnę? Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie posiada też dziesiątki tysięcy hektarów gruntów, budynki administracyjne oraz inne cenne nieruchomości i ruchomości. Zatrudnia ok. 6,5 tys. pracowników, a jeden z byłych prezesów zarabiał miesięcznie 40 tys. zł.
Nic dziwnego, iż instytucja ta od lat jest źródłem natchnienia dla dziennikarzy śledczych tropiących tzw. nieprawidłowości w podmiotach podległych de facto partyjnym bonzom.
Bo Unia tak chciała
PiS powołało Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie (PGW WP) na podstawie ustawy Prawo wodne, która została przyjęta przez Sejm w roku 2017. Najważniejszym powodem jej uchwalenia była konieczność implementacji Ramowej Dyrektywy Wodnej Unii Europejskiej, przyjętej przez Parlament Europejski 23 października 2000 r. Określiła ona obszary wspólnotowego działania w dziedzinie polityki wodnej, mającej na celu ochronę europejskich rzek, jezior oraz innych zbiorników wodnych przed zanieczyszczeniem.
Polska nie śpieszyła się zbytnio z przyjęciem tych regulacji. W końcu Bruksela zagroziła Warszawie utratą 3,5 mld euro z funduszy europejskich, w tym na inwestycje przeciwpowodziowe, oraz nałożeniem stosownych kar przez Komisję Europejską.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości, publicznie demonstrujący obrzydzenie wobec unijnych – czytaj niemieckich – żądań, tym razem podeszli do sprawy z entuzjazmem, gdyż zorientowali się, iż to świetna okazja, aby powołać w kraju scentralizowany system zarządzania wodami i obsadzić go swojakami.
Nowa instytucja miała przejąć nie tylko zadania samorządów, obowiązki Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej oraz siedmiu regionalnych zarządów zajmujących się gospodarowaniem wodami, ale też krzepiąco wielki majątek.
Zdaniem rządzących można było równocześnie rozwiązać problem ciągłego niedofinansowania tych instytucji, dzięki dodatkowo pozyskanym środkom. Zakładano, iż pieniądze będą pochodziły głównie z opłat za usługi wodne, np. za pobór wód czy naruszanie warunków korzystania ze środowiska.
Jak postanowiono, tak zrobiono. To, co działo się później, stało się przedmiotem dociekań pracowników Najwyższej Izby Kontroli. W obszernym sprawozdaniu opublikowanym w roku 2020 opisali oni liczne patologie, do których doszło w związku z organizacją Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Zdaniem NIK proces ten przebiegał bez wystarczających środków finansowych, bez dostatecznej liczby wykwalifikowanych pracowników
Post Moloch do likwidacji pojawił się poraz pierwszy w Przegląd.