Migranci w Polsce. Niewygodna prawda o polityce PiS

4 dni temu
Zdjęcie: PiS


Politycy Prawa i Sprawiedliwości od lat przedstawiają się jako najtwardsza zapora przeciwko napływowi migrantów do Polski. W kampaniach wyborczych słyszeliśmy hasła o „obronie granic”, „bezpieczeństwie Polaków” i „braku zgody na niekontrolowaną migrację”. Problem w tym, iż te deklaracje mają się nijak do faktów. A te są bezlitosne: to właśnie za rządów PiS granice naszego kraju szeroko otwarto dla przybyszów z najróżniejszych zakątków świata, także z regionów, które same władze określają jako szczególnie niebezpieczne.

Wystarczy spojrzeć na dane dotyczące zezwoleń na pracę i pobyt. W latach rządów PiS liczba wydawanych dokumentów dla cudzoziemców rosła lawinowo. Do Polski trafiali nie tylko pracownicy z Ukrainy czy Białorusi, co mogło być uzasadnione bliskością geograficzną i kulturową. Otwarto drzwi również dla migrantów z Azji, Afryki czy Ameryki Południowej. I nie chodzi tu o jednostkowe przypadki. Wśród krajów, z których przybysze coraz liczniej pojawiali się w Polsce, znalazła się m.in. Kolumbia – państwo znane nie tylko z egzotycznej przyrody, ale też z wysokiego wskaźnika przestępczości i problemów związanych z mafią narkotykową.

Trudno nie zauważyć sprzeczności. Z jednej strony PiS straszył Polaków migrantami, powtarzając w kółko obrazy z kryzysu na granicy z Białorusią. Z drugiej – prowadził politykę migracyjną, która w praktyce sprowadziła do naszego kraju setki tysięcy osób spoza Europy. Jak to się ma do zapewnień o bezpieczeństwie narodowym? Czy nie mamy prawa pytać, dlaczego przez osiem lat władzy PiS to właśnie cudzoziemcy z najbardziej kryminogennych rejonów świata otrzymywali wizy i pozwolenia na pobyt?

Warto przypomnieć jeszcze jeden fakt: za rządów PiS Polska biła rekordy w liczbie wydanych wiz. Procedury przyspieszano, opłaty rosły, a jednocześnie pojawiały się poważne wątpliwości co do przejrzystości całego systemu. To właśnie w tym czasie media ujawniały niepokojące informacje o „biznesie wizowym” – o niejasnych powiązaniach, o pośrednikach zarabiających fortuny na sprowadzaniu obcokrajowców, o braku należytej kontroli.

PiS stara się odwracać uwagę opinii publicznej, wskazując na działania obecnego rządu i powtarzając hasła o „obronie granic”. Ale każdy, kto spojrzy na dane, widzi jasno: to za ich rządów w Polsce pojawiła się rekordowa liczba migrantów. I to nie w wyniku kryzysu humanitarnego, ale w wyniku świadomej decyzji politycznej, mającej na celu łatwe zasilenie rynku pracy tanimi rękami do pracy.

I tu dochodzimy do sedna problemu. Polityka migracyjna PiS nie była wcale budowana wokół troski o bezpieczeństwo obywateli. Była podporządkowana doraźnym interesom – szybkiemu zasypaniu braków kadrowych, poprawie statystyk gospodarczych, pokazaniu, iż „gospodarka rośnie”. Nikt jednak nie zadbał o długofalowe konsekwencje: integrację migrantów, kontrolę nad tym, kto naprawdę trafia do Polski, czy system monitorowania zagrożeń związanych z przestępczością transgraniczną.

Dziś, gdy politycy PiS grzmią o „niebezpieczeństwie”, warto przypominać, iż to właśnie oni szeroko otworzyli granice. Nie można jednocześnie straszyć migrantami i budować swojej popularności na strachu, a w tym samym czasie prowadzić politykę masowego ich wpuszczania. To hipokryzja, której nie da się obronić.

Polacy mają prawo oczekiwać uczciwości od swoich polityków. Mają prawo wiedzieć, iż za deklaracjami idą czyny. W przypadku PiS było odwrotnie: ostre słowa na użytek kampanii, a potem – cicha, masowa migracja, w tym z krajów, które same władze określają jako potencjalnie niebezpieczne. To fakt, którego żadna propaganda nie przykryje.

Dlatego dziś, gdy politycy tej partii próbują obarczać odpowiedzialnością innych, warto im przypomnieć: to wy otworzyliście granice. To wy sprowadziliście migrantów z najdalszych, często kryminogennych zakątków świata. I to wy odpowiadacie za to, iż Polska nie była przygotowana na konsekwencje tej polityki.

Idź do oryginalnego materiału