„Migracja okazała się bólem głowy”. Kolejne rządy w Wielkiej Brytanii upadają jak domki z kart. Brexit wpędził kraj w otchłań

news.5v.pl 1 miesiąc temu

W przeszłości brytyjscy przywódcy wielokrotnie zmagali się z migracją. Oto, jak sobie radzili.

Tony Blair

Za czasów Blaira, trzykrotnego zwycięzcy wyborów z ramienia Partii Pracy, nastąpił ogromny wzrost ogólnej migracji do Wielkiej Brytanii. Roczna migracja netto do Wielkiej Brytanii zwiększyła się z 46 tys. 800 do 222 tys. 600 w latach 1997-2004, co stanowi pięciokrotny wzrost.

Wraz z rozkwitem brytyjskiej gospodarki ówczesny premier zdecydował się nie stosować przejściowych kontroli wobec migrantów z Europy Wschodniej w rozszerzonej Unii Europejskiej.

W tym samym czasie wzrosło znaczenie migracji dla brytyjskiej opinii publicznej. W kwietniu 2007 r., dwa miesiące przed rezygnacją Blaira, badanie sondażowni Ipsos Mori wskazało, iż była to druga najważniejsza kwestia dla społeczeństwa, zaraz po przestępczości.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Po odejściu ze stanowiska Blair wezwał do zaostrzenia kontroli imigracji, próbując zapobiec brexitowi. Niedawno doradził Starmerowi, by „zamknął drogi” skrajnej prawicy, utrzymując ścisłą kontrolę nad liczbą imigrantów.

Gordon Brown

Wraz ze wzrostem popularności w sondażach prawicowej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) i, w mniejszym stopniu, ekstremistycznej Brytyjskiej Partii Narodowej, sukcesor Blaira, Brown, przedstawił w przemówieniu z 2009 r. bardziej rygorystyczne przepisy imigracyjne.

Brown został gwałtownie skrytykowany przez lewicę za użycie sformułowania „brytyjskie miejsca pracy dla brytyjskich pracowników”. Było to postrzegane jako naśladowanie języka partii prawicowych, które deptały po piętach Partii Pracy.

Najbardziej dotkliwym momentem dla Browna w kwestii imigracji była jednak monumentalna gafa podczas kampanii wyborczej w 2010 r.

Gillian Duffy zapytała go, skąd „przybywają Europejczycy z Europy Wschodniej”. Polityk myśląc, iż nikt go nie słyszy, w rozmowie ze swoimi pomocnikami w samochodzie nazwał emerytkę popierającą Partię Pracy, która rzuciła mu wyzwanie na w kampanii, „bigoteryjną kobietą”. Moment ten uchwyciła telewizja Sky News.

Incydent ten stał się wielkim skandalem, który jeszcze bardziej zaszkodził kampanii Browna. Wyemitował on przeprosiny w telewizji, ale nie zdołał odwrócić sytuacji na swoją korzyść. Ugruntował natomiast pogląd, iż jego centrolewicowa partia w kwestii migracji straciła kontakt z wyborcami.

David Cameron

Cameron, jako świeżo upieczony premier Wielkiej Brytanii z ramienia torysów, zaczął zmagać się dokładnie z tym samym problemem migracji.

Cameron zobowiązał się — a następnie nie wywiązał się z tej obietnicy — do ograniczenia migracji netto do Wielkiej Brytanii do „dziesiątek tysięcy”. Choć później z niej zrezygnowano, obietnica ta była przez cały czas przypominana Konserwatystom aż do tegorocznej miażdżącej porażki wyborczej.

Jeśli chodzi o samego Camerona, imigracja odegrała dużą rolę w jego politycznym upadku.

Wyczuwając zagrożenie ze strony UKIP, która łączyła politykę antyimigracyjną z eurosceptycyzmem, a także własnych niespokojnych torysów, Cameron zobowiązał się do przeprowadzenia referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.

W kampanii, która nastąpiła później, probrexitowa kampania forsowała przesłanie „odzyskaj kontrolę” („take back control”), które uderzało w swobodę przemieszczania się w UE.

Kampania Leave.EU („opuścić UE”) prowadzona przez Nigela Farage’a opublikowała słynny już plakat „Breaking Point”, który przedstawiał zdjęcie nie-białych syryjskich uchodźców uciekających przed konfliktem i ostrzegał: „Musimy uwolnić się od UE i odzyskać kontrolę nad naszymi granicami”. Plakat został potępiony przez przeciwników Farage’a, w tym niektórych po stronie pro-brexitowej.

Jednak sondaże przeprowadzone w okresie poprzedzającym referendum wykazały, iż imigracja była głównym powodem ówczesnego rządu do niepokoju. Argumenty za „przywróceniem kontroli” nieznacznie przeważyły — kończąc premierostwo Camerona.

Theresa May

Kwestia migracji okazała się bólem głowy dla Theresy May — która objęła najwyższe stanowisko po długim okresie pracy w brytyjskim ministerstwie spraw wewnętrznych.

Dziennikarka The Guardian Amelia Gentleman ujawniła, iż setki obywateli urodzonych w krajach Wspólnoty Narodów, zostało niesłusznie zatrzymanych i zagrożonych deportacją oraz utratą świadczeń socjalnych. W co najmniej 83 przypadkach niektórzy z nich zostali niesłusznie deportowani przez ministerstwo spraw wewnętrznych.

Skandal wstrząsnął rządem May w czasie, gdy premier skupiona na brexicie najmniej tego potrzebowała — i doprowadził do rezygnacji jej własnego ministra spraw wewnętrznych.

Pierwsze osoby ubiegające się o azyl, które przybyły do Wielkiej Brytanii małą łodzią, zostały zarejestrowane 31 stycznia 2018 r., podczas premierostwa May. Kwestia ta zdominowała rządy jej następców.

Boris Johnson

Pod rządami Johnsona przeprawy małymi łodziami przez kanał La Manche stały się kwestią o dużym znaczeniu — miesiąc po miesiącu za jego premierostwa odnotowywano rekordową liczbę osób odbywających tę niebezpieczną podróż.

Brandon Bell/Getty Images / Getty Images

Boris Johnson

Aby rozwiązać ten problem — i „zatrzymać te łodzie”, jak nazwał to Johnson — on i jego minister spraw wewnętrznych Priti Patel opracowali plan. Osoby ubiegające się o azyl, które przepłyną kanał La Manche, miały być wysyłane do Rwandy.

Jednak dwa miesiące po jego ogłoszeniu, plan — forsowany przez Johnsona jako środek odstraszający — pogrążył się w kryzysie po tym, jak pierwszy lot został odwołany na kilka minut przed startem. Powodem był wydany w ostatniej chwili nakaz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Johnson podał się do dymisji miesiąc późnie — pozostawiając plan dotyczący Rwandy w rękach swoich następców.

Johnson przyznał, iż migracja wzrosła do zbyt wysokiego poziomu pod jego przywództwem — pomimo obietnicy z 2019 r., iż będzie wręcz przeciwnie.

Liz Truss

Kłótnia o imigrację obecna była także podczas niefortunnego premierostwa Liz Truss.

Po tym, jak została zmuszona do rezygnacji ze stanowiska sekretarza spraw wewnętrznych w rządzie Truss, prawicowa toryska Suella Braverman wysłała ostry list do premier, w którym wyraziła swoje „poważne obawy” co do jej zaangażowania w realizację obietnicy z 2019 r. dotyczącej obniżenia imigracji.

Chociaż nigdy nie doczekaliśmy się rezultatów, Truss podobno planowała zliberalizować brytyjskie przepisy imigracyjne w ramach dążenia do poprawy kondycji brytyjskiej gospodarki.

Rishi Sunak

Rishi Sunak zdawał sobie sprawę z wyborczego potencjału migracji, ale jego osiągnięcia w tej kwestii można różnie oceniać.

Obwiniając rząd Johnsona (w którym był głównym ministrem finansów) za wysoki poziom migracji, Sunak obiecał sprowadzić to zjawisko do „zrównoważonego poziomu”.

W grudniu ubiegłego roku zaproponował on drakońskie nowe przepisy wizowe, które m.in. znacznie utrudniły sprowadzanie do Wielkiej Brytanii małżonków niebędących Brytyjczykami.

Nowe dane dotyczące wniosków wizowych dla imigrantów wydają się pokazywać, iż plany te zadziałały, chociaż zostały złagodzone przed wdrożeniem w obawie przed uderzeniem w brytyjską gospodarkę.

Ale Sunak prawdopodobnie przysporzył bólu głowy w związku z nieuregulowaną migracją — przyrzekając całkowite „zatrzymanie łodzi” i czyniąc z tego zobowiązania główny punkt swojego premierostwa..

Sunak pokładał swoje nadzieje głównie w planie Johnsona dotyczącym Rwandy. Poświęcił wiele energii i kapitału politycznego, wprowadzając poprawione wersje przepisów, aby spróbować ominąć sądy i w końcu uruchomić loty.

Loty te miały wreszcie wystartować w lipcu tego roku. Wówczas natomiast Sunak rozpisał wybory, przegrał je, a kosztowny plan został odrzucony przez Starmera.

Keir Starmer

Podczas gdy Wielka Brytania ma nadzieję na okres spokoju po zamieszkach, Starmer stoi przed pytaniem, jak rozwiązać podstawowe kwestie, które wywołały tak wiele zamieszek. Jednocześnie nie chce on być postrzegany jako ustępujący wobec żądań skrajnej prawicy.

Niewielu Brytyjczyków sympatyzuje z uczestnikami zamieszek. Natomiast kwestia imigracji w ogóle — według sondaży — zyskała na popularności wśród Brytyjczyków od czasu objęcia urzędu przez Starmera. Jego sojusznicy zdają sobie sprawę z politycznego zagrożenia, jakie stanowi zdecydowanie antyimigracyjna Partia Reform Wielkiej Brytanii.

Przeprawy małymi łodziami realizowane są od czasu objęcia urzędu przez Starmera, a on sam zrezygnował z planu dotyczącego Rwandy. W jego miejsce Starmer chce powołać nową jednostkę „Border Security Command” („Służba Kontroli Granic”), która ma ograniczyć liczbę przepraw przez kanał La Manche poprzez rozprawianie się z przemytnikami ludzi. Jego krytycy z Partii Konserwatywnej uważają to za zwykłe podrabianie pomysłów, które Konserwatyści już wypróbowali.

Gdy opadnie kurz po zamieszkach, posłowie i stratedzy Partii Pracy chcą skupić się na przyczynach wykraczających poza samą migrację. Jeden z doradców Starmera, Morgan McSweeney, wypowiadając się anonimowo na temat strategii, powiedział w wywiadzie dla POLITICO, iż chodzi o podstawy — takie jak poprawa wzrostu gospodarczego i usług publicznych dla ubogich obszarów, a jednocześnie bycie „naprawdę, naprawdę proaktywnym w komunikowaniu tego”.

Była szefowa sztabu Starmera, Claire Ainsley, w tej chwili pracująca w think tanku Progressive Policy Institute, dodała, iż „niezadowolenie, które wzbudzają ekstremiści, nie rozprasza się łatwo”.

— Centrolewica musi mieć lepszą odpowiedź na wyzwania stojące przed ludźmi niż polityczna prawica. Nasza kultura integracji i tolerancji musi zostać przywrócona — dodała

Idź do oryginalnego materiału