Międlar: Ukraińska wrażliwość na Podkarpaciu

myslpolska.info 6 godzin temu

Mordy, grabieże, akcje eksterminacji ludności polskiej przez Ukraińców wynikały z dalekosiężnych, obłąkanych wizji szowinistów z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz gloryfikowanej przez współczesne państwo ukraińskie Ukraińskiej Powstańczej Armii.

Te wizje rozpościerały się po Kresach Rzeczypospolitej długo przed wybuchem II wojny światowej, a podsycane przez wielu greckokatolickich popów — którzy zamiast pełnić rolę pasterzy wskoczyli w buty mecenasów zbrodni — opętały także ukraińską ludność cywilną, która, zgodnie z relacjami świadków tamtego okresu, z polskimi sąsiadami żyła jak bracia.

Niestety zwyciężyło zło i nienawiść, a fala zbrodni rozlała się nie tylko po Wołyniu i Podolu, ale także po ziemi lwowskiej, stanisławowskiej, Zamojszczyźnie i Podkarpaciu. I to właśnie z Podkarpacia — a dokładnie z powiatu lubaczowskiego — chciałbym przytoczyć Państwu wspomnienia wybranych Świadków dramatycznych wydarzeń, które jeszcze przed zakończeniem wojny polskiej ludności zgotowały ukraińskie bandy.

To wybrane fragmenty wspomnień Świadków z podkarpackiej ziemi, która — gdyby nie operacja „Wisła”, wspierana przez byłych partyzantów Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich i pozostałych uczciwych oraz dzielnych Polaków — wchłonęłaby wiele więcej niewinnej polskiej krwi.

Podkreślam: Polacy z tych terenów zaangażowani byli w operację „Wisła” nie z pobudek politycznych, by umacniać stalinowską okupację, ale po to, by mieć dostęp do broni i ratować swoje dzieci, żony, matki i wnuków przed stepowymi bandytami, których dziś Ukraina nazywa wyzwolicielami i wojownikami o niepodległość.

Relacja Świadka Władysława Rachwała: W miesiącu kwietniu 1944 r. rozpoczęły się morderstwa na ludności polskiej w całym powiecie lubaczowskim. Ludność szukała schronienia za Sanem na terenie powiatów leżących na terenie powiatów leżących na zachód od powiatu lubaczowskiego. Masowo opuszczała powiat lubaczowski. Droga prowadziła przez Las Bachorski [położonego pomiędzy Lipiną a Jarosławiem – przyp. JM]. Bandyci UPA mówili, iż nadeszły dla nich żniwa, więc mordowali wszystkich: dzieci, kobiety, starców. Pomordowani mieli niejednokrotnie połamane kości rąk, nóg, kręgosłupa i inne zniekształcenia ciała. Ciała pomordowanych były tak zmasakrowane przez zadawanie im różnych uderzeń, ciosów i innych tortur przy pomocy specjalnych narzędzi zbrodni, iż w wielu wypadkach trudno było ustalić tożsamość zamordowanej osoby. To było bestialstwo, którego nie da się opisać.

Relacja Piotra Piekły: W Lesie Bachorski mordowano masowo ludność polską uciekającą za San, żołnierzy Wojska Polskiego i żołnierzy radzieckich. Dziś jeszcze można spotkać tam ludzkie kości. Bandyci spod znaku UPA mordowali bezlitośnie swoje ofiary. Łamali kości, wpychali drut do oczu, wydziobywali oczy.

Relacja Michała Ważnego: Było to w roku 1944, to jest zaraz po wyzwoleniu powiatu lubaczowskiego spod okupacji niemieckiej. Nie pamiętam dokładnie daty, ale doskonale utkwił mi w pamięci straszny obraz zbrodni. Idąc, spotkałem w Lesie Bachorskim około 20 żołnierzy Wojska Polskiego pomordowanych przez bandę. Widok był straszny. Ciała żołnierzy zmasakrowane, bez mundurów, bez bielizny leżały na drodze.

To był rok 1944, zaraz po tym, gdy Sowieci wyparli wojska niemieckie (por. np. wywiad z Władysławem Zimoniem z Borownicy na Podkarpaciu). Od tego momentu, mimo iż wojna w zasadzie się zakończyła, Podkarpacie zaczęło jeszcze obficiej ociekać krwią niewinnych Polaków. Ukraińcy — zwłaszcza ci należący do dziś gloryfikowanej za Bugiem Ukraińskiej Powstańczej Armii — rozpoczęli masowe mordy naszych rodaków. Zabijali bez opamiętania.

W maju 1945 roku, po serii drastycznych morderstw, wystosowali bezczelny apel. Była to odezwa pełna kłamstw i cynizmu, mająca ułatwić Ukraińcom zdobycie terenów od Sanu na wschód, poprzedzone wypędzeniem i wymordowaniem polskich mieszkańców — co skutecznie utrudniali partyzanci biorący udział w operacji „Wisła”.

Mając pełną świadomość ludobójstwa przeprowadzonego przez swoją formację, zwłaszcza na Wołyniu, UPA rozpoczęła odezwę od słów, które spokojnie można by pomylić z narracją współczesnych Sakiewiczów i jemu podobnych. Nie ma tam mowy o sarmackim Katyniu (1652), męczeństwie św. Andrzeja Boboli, zbrodniach na lwowskich Orlętach ani o mieszkańcach podlwowskich wsi. Nie ma też mowy o ukraińskiej kolaboracji z III Rzeszą, bestialstwie ani o ludobójstwie, które sami zgotowali na Wołyniu czy Podkarpaciu — do których mieszkańców była skierowana ta odezwa.

Jest za to stek kłamstw o rzekomo wspólnej historii i wspólnej walce z Sowietami i Niemcami oraz zaproszenie do wspólnej walki z bolszewikami — walki, którą, jak twierdzą, prowadzą Ukraińcy… ćwiartując ciała polskich cywilów.

Cała odezwa kończy się, rzecz jasna, banderowskim pozdrowieniem, które należy rozumieć: „jeśli nie przejdziecie na naszą stronę — wytniemy was w pień”, co już udowodniliśmy. Oto wrażliwość bohaterów Ukrainy w pełnej krasie.

Czy czytaliście o tym w polskojęzycznych podręcznikach do historii? Czy mainstreamowe, reżimowe media doniosły Wam o wrażliwości bohaterów Ukrainy na Podkarpaciu w trakcie i po II wojnie światowej?

Ostatni Świadkowie wciąż żyją i pamiętają gehennę, którą zgotowali im Rusini — od czasów wojny sami siebie zwący Ukraińcami. Wielu z nich pozostawiło swoje wspomnienia na papierze. Inni tamte czasy wspominają przed moimi kamerami.

Jestem przekonany, iż te wspomnienia są skutecznym orężem w walce o prawdę, a zarazem cegiełką w budowaniu pomnika dla tych, których państwo ukraińskie i uległa mu filoukraińska władza osiedlona w Polsce skazują na zapomnienie. Setki relacji z tych tragicznych czasów już niebawem wydam w wielotomowej publikacji książkowej, która – jak sądzę – powinna znaleźć się w biblioteczce każdego polskiego patrioty, a jej treść powinna być przekazywana kolejnym pokoleniom.

Ten artykuł oraz wszystkie przeprowadzone przeze mnie, opracowane i opublikowane wywiady ze Świadkami potraktujcie jako preludium do lektury mojej najnowszej książki ze wspomnieniami Polaków ocalałych spod ukraińskiego topora. Tom I poświęcony jest zwłaszcza Polakom pomordowanym na Wołyniu, Podolu i w Małopolsce Wschodniej. W tomie II i kolejnych przemówią Świadkowie z Podkarpacia i Zamojszczyzny.

Podkreślam! Nie publikuję tych faktów ani wspomnień, by podsycać nienawiść do Ukraińców. Nie mówię tego, by kogokolwiek na nich napuszczać, krzywdzić czy postponować. Wręcz przeciwnie — mówię to po to, by oni również otrzymali od nas lekcję historii, której nie poznają w szkołach za wschodnią granicą ani w popkulturze.

Polacy, bądźmy ludźmi wobec Ukraińców: Dajmy im prawdę — na którą także, jako ludzie, po prostu zasługują. Dajmy im prawdę i bez kompleksów powtarzajmy, iż Polska nigdy nie będzie zbanderyzowana, a Naród Polski nigdy nie pozwoli na gloryfikację zbrodniarzy.

Jacek Międlar

Idź do oryginalnego materiału