Marcin Drewicz: TRACIMY ZIEMIĘ SKĄD NASZ RÓD, czyli kilka słów o wynikach spisów rolnych w Polsce. Część 1: Co komuniści zmienili, a czego nie?
Nie będziemy tu się rozpisywać o maleniu liczby ludności rolniczej, więc o zjawisku w niektórych krajach czy też regionach europejskich obserwowanym już ponad sto lat temu, gdy w innych dopiero w ostatnich dziesięcioleciach. Chociaż – owszem – powinniśmy by ludziom tłumaczyć, mężczyznom i kobietom młodego pokolenia, aby dla byle ulotnego kaprysu (!) z roli (czyli z gospodarstwa rolnego) nie odchodzili/ły, a tym bardziej by się roli-ojcowizny nie wyzbywali/ły. Trzymaj ziemię i trzymaj się ziemi! Po prostu!
Co innego wieledziesiąt lat temu, sto lat temu, gdy kilkuhektarowe gospodarstwo tego o jednego więcej dziecka już nie było w stanie wyżywić – i to dziecko „szło do miasta”, „jechało na saksy” (sic!) lub choćby „do Hameryki” (dopóki z Polski można było wyjechać) – a co innego dzisiaj.
Wielkie są to przyczynki do naszej polskiej społeczno-politycznej historii ostatnich pokoleń, na których szersze rozwijanie nie tutaj jest miejsce. Atoli owo przecież zwyczajne-sobie „kilkuhektarowe gospodarstwo rolne”, to sztandarowe w Polsce jeszcze z XIX wieku hasło socjalistyczno-ludowcowe (sic!), tak ochoczo podjęte i do cna wyeksploatowane w wieku XX przez komunistów, jeszcze nam tutaj pobrzmi.
Do niniejszych rozważań zabieramy się z niejakim opóźnieniem, tj. już aż pięć lat po ostatnim, z roku 2020, spisie rolnym. Był taki również w roku 2010, ale my to tutaj pomijamy. Sięgamy za to do opublikowanego w roku 2007 naszego autorstwa porównania ustrojów rolnych w Polsce z roku 1921 – tak! pierwszy w Odrodzonej Polsce spis powszechny – i z roku 2002 – „u progu trzeciego tysiąclecia” (Marcin Drewicz, „Prawo o wywłaszczeniu ziemian w Polsce w latach 1919-1952”, Warszawa 2007, rozdział: „Posłowie – ustrój rolny w Polsce dawniej i dziś”, ss. 125-134).
„Ustrój rolny” (w węższym rozumieniu) – ile jest w Kraju gospodarstw rolnych w poszczególnych GRUPACH OBSZAROWYCH (do 1 ha, 1-2 ha, 2-5 ha… itd.) i jaki jest łączny areał zajmowany przez gospodarstwa każdej z grup obszarowych. My tu będziemy operować liczbami zbiorczymi ogólnopolskimi, aczkolwiek i w tej dziedzinie regionalne zróżnicowanie Kraju niesie ze sobą arcy-ciekawe spostrzeżenia.
To był szok! Jaki wywołało w nas zestawienie obydwu tych tabelek-kolumienek, z roku 1921 i tej o bite osiemdziesiąt lat późniejszej, z roku 2002. Cóż to się w tej nieszczęsnej Polsce (niektórzy powiedzą: na ziemiach polskich, bo granice państwowe były przesuwane) nie działo w tamtej burzliwej epoce! Wojna, Okupacja, Rewolucja i Władza Ludowa pod wszystkimi względami i we wszystkich zakresach wyniszczyły, zmaltretowały, obrabowały nasz Naród, „obezhołowiając” go zarazem, czyli pozbawiając go owej przez wieki ukształtowanej oryginalnej polskiej warstwy społecznej kulturowo-przywódczej (jakąkolwiek nazwą własną byśmy jej nie określali; do progu XX wieku mówiono: „naród polityczny”).
Ale ustrój rolny… poprzez tamto osiemdziesięciolecie, pomimo zmiany granic państwa, wojennych strat ludnościowych, niszczenia fachowych polskich kadr, w tym rolniczych, pomimo niszczenia polskich przedsiębiorców i polskiej własności oraz przedsiębiorczości, pomimo wywłaszczania, rozpędzania i mordowania ziemiaństwa oraz zamożniejszego włościaństwa (tzw. z rosyjska kułaków), czy też pomimo ogromnych wojennych i powojennych migracji pozostał ten sam! Owszem, bez przesady, zatem w niektórych zakresach nieco zmieniony, ale niewiele. Stąd się brał ów szok poznawczy, o jakim sygnalizujemy powyżej.
Jedni rewolucjoniści/reformatorzy bardziej chcieli zniszczyć tę, najprościej mówiąc, polską szlachtę, czy też polskie ziemiaństwo, rabując je z ziemi, czyli z materialnej podstawy egzystencji; no, ale w pewnych okresach także, po prostu, mordując. Jak widać – właśnie to rewolucyjne zniszczenie szlachty było starannie zrealizowanym celem owych REFORM ROLNYCH, a nie parcelacja ziemi aż do końca, skoro pozostawiono liczne o wielosethektarowych areałach Państwowe Gospodarstwa Rolne, a tamtejszych robotników rolnych bynajmniej nie uwłaszczano na rozparcelowanych działkach.
Inni zaś rewolucjoniści/reformatorzy też mieli ten cel, by zlikwidować ziemiaństwo jako grupę społeczną, ale bardziej od niszczenia kogoś akcentowali oni wywyższenie polskiego chłopa („chłop potęgą jest i basta”), ale nie każdego (!), przecież nie owego gospodarnego i zapobiegliwego „kułaka” pracującego na wielu włókach (na gospodarstwie tzw. wielkokmiecym, prawie jak szlachcic), ale tylko (i aż) tych mas małorolnych i bezrolnych obdzielając je rozparcelowaną „dworską” lub „kułacką” ziemią tak, by każda rodzina siedziała na tych kilku hektarach użytków rolnych.
Pamiętajmy zarazem o środkowo-wschodnio-europejskich uwarunkowaniach pierwszej połowy XX wieku. Pomimo strat ludnościowych zadanych przez pierwszą wojnę światową (1914-1918) wieś m.in. polska jest na wielu swych połaciach przeludniona (!). Co zrobić z ową ludnościową nadwyżką? Między innymi to:
- Nadwyżka może sobie jechać, jak w przedwojennych (przed rokiem 1914) dziesięcioleciach „do Hameryki” (tak to wtedy wymawiano). Jednak amerykański wielki kryzys roku 1929 zamyka te możliwości, dla innych Europejczyków także. Można też jechać do np. ówczesnych zagłębii węglowych Belgii i północnej Francji (tych ówcześnie na Zachodzie Europy rozsadników komunizmu!).
- Nadwyżkę ludnościową – o czym już wspomniano – można np. „uściubić” na wsi w owych niezliczonych kilkuhektarowych gospodarstwach – „żeby każdy obywatel Polski Odrodzonej był właścicielem; bo Polska jest matką, a nie macochą!” itd. ale najpierw trzeba wywłaszczyć ziemian – i do tego polski Sejm zabrał się przecież zaraz po swoim ukonstytuowaniu, bo już w roku 1919 – ich ziemię rozparcelować na te 5-10-hektarowe działki, ale zarazem owe rzesze najemnych robotników rolnych pozbawić ich dotychczasowych miejsc pracy (sic!). Albowiem o te nowe działki gruntu ścigali się chłopi „ze wsi” (prowadzeni przez stronnictwa polityczne ludowcowe) z „parobkami z folwarku” (prowadzonymi przez stronnictwa polityczne socjalistyczne), jako dwie osobne, a choćby konkurencyjne zbiorowości (sic!). Wbrew temu, co się powszechnie opowiadało w okresie PRL-u i powtarza w czasach post-PRL-u to nie to o galicyjskiej proweniencji Polskie Stronnictwo Ludowe, ale będące odmianą ruchu socjalistycznego pod zaborem rosyjskim PSL „Wyzwolenie” (wcześniej grupa „Zaranie”) było głównym motorem tych parlamentarno-rewolucyjnych zmian (ludowcy galicjanie ochoczo mu sekundowali).
Zresztą, proste obliczenia wykazywały, iż choćby przy hipotetycznym „rozparcelowaniu wszystkiego” (czego do dzisiaj nie wykonano!) przez cały czas kilkumilionowa rzesza ludzi w Polsce (gdzie indziej podobnie) pozostanie bez żadnej gruntowej własności.
- Uprzemysłowienie Kraju, rozwój rzemiosł, handlu i usług, więc wysłanie owej ludnościowej nadwyżki z roli – najlepiej gdy poprzez różnego rodzaju kursy i szkoły – do warsztatów, pracowni, magazynów, sklepów, hurtowni, do miasteczek, do miast, do fabryk i do innych zakładów wytwórczych oraz handlowych.
Bo to – na przekór temu, co się nam przez cały czas wmawia – wcale nie był pomysł komunistów zawłaszczających Polskę (i inne kraje) dopiero na przełomie roku 1944/1945 i w latach późniejszych! „Z roli do fabryk, ze wsi do miast…” – jak porywająco śpiewano w czasach stalinizmu. To było hasło stawiane najpóźniej w czasach pierwszej wojny światowej, więc o co najmniej pokolenie wcześniej, przez ówczesną tzw. starą endecję, czyli przez polski ruch narodowo-demokratyczny zorganizowany wówczas w mającym masowe poparcie, Związku Ludowo-Narodowym.
No, ładnie… Ale różnego rozmiaru przemysł i handel – znaczną jego część – trzymali na ziemiach polskich w tamtych czasach, widoczni na co dzień i wszędzie obecni Żydzi (aczkolwiek na ziemiach odzyskanych od Królestwa Prus obecni mało lub wcale). I tu się otwiera jeszcze inna historia. Najkrócej mówiąc: gdy jedni Żydzi, ich polityczne organizacje, planowały kolejną w dziejach tego narodu aliję, czyli wyemigrowanie w tym przypadku z ziem polskich, to inni nie. A piszemy tu o czasach przeludnienia i względnego niedostatku nie tylko licznych siedlisk polskich, ale i żydowskich. I o czasach żydowskiego niezadowolenia z powodu niepowodzenia w powołaniu w latach pierwszej wojny światowej owej „Judeopolonii”.
Dzisiejszy młody człowiek polski na wsi i tym bardziej w mieście na takie historyczne wiadomości o owych „pięciu hektarach” na rodzinę wzrusza ramionami. ale niech on wie i pamięta, iż dla pokolenia jego dziadków, pradziadków i tego jeszcze wcześniejszego było to zagadnienie podstawowe, wywołujące u niejednego najwyższe namiętności, prowadzące niekiedy wprost do zbrodni, i to często zbrodni w majestacie (ówczesnego) prawa.
To podobnie jak w późniejszym nieco PRL-u ów, nie zbrodniczy już, ale na rozpychaniu się łokciami i choćby na tratowaniu innych i na podstępie oparty wyścig do miejskich nowo budowanych blokowisk, czyli do „mieszkania z wygodami” (tak to się wtedy nazywało!). Zauważmy, iż także i w tym zakresie, miejsko-mieszkaniowym… dzisiejsze (pra)wnuki uciekają z owych blokowisk, do jakich ich (pra)dziadowie w swojej młodości parli z wielkim zapałem. Takie między innymi są skutki fałszywych doktryn, opartej na nich błędnej polityki, wyrażającej się w m.in. ogromnych i w znacznej części chybionych inwestycjach, więc na wyrzucaniu pieniędzy w błoto i na marnotrawieniu zbiorowego i indywidualnego ludzkiego wysiłku.
„Bu-do-wa-liśmy socjalizm ii-ii… na nic wię-cej nie star-czy-ło nam czasu…” – jakże celnie zawodzono w latach 80. XX w. na którymś z recitali „piosenki prawdziwej”.
Jak to się wszystko gwałtownie zmienia! Co to będzie dalej? Na co takiego kolejnego ludzie się teraz rzucą hurmą, aby jeszcze w tym samym, najdalej w najbliższym pokoleniu odwracać się od tego czegoś ze wzgardą? Zbiorowe kaprysy – jeden za drugim!
Czy dzisiejsi ludzie odwrócą się kiedyś od na przykład… telefona? Czy przestaną temu urządzeniu okazywać zainteresowanie… quasi-religijne (sic!)? W rzeczy samej – pogański kult! A jeżeli się odwrócą, to ku czemu innemu się oni – zamiast do telefona – zwrócą? I czy się oni, w jak najbardziej tradycyjnym sensie i znaczeniu tego słowa… nawrócą?
Wtedy zaś, w połowie XX w.: Naród Polski jako zbiorowość 5-hektarowych właścicieli rolnych, a miejska jego część jako „wielkoprzemysłowa klasa robotnicza”. Dzisiaj takie hasło wywołuje grymas niezrozumienia lub szyderczy uśmieszek, ale w końcu XIX wieku i przez większą część XX wieku, przez trzy-cztery pokolenia (!) wyrażało ono marzenie czołowych grup i postaci sięgającej po totalną władzę polskojęzycznej lewicy, więc i tzw. socjalistów/ludowców post-szlacheckich inteligenckich (!); i to hasło „5 hektarów” zostało w znacznym stopniu ZREALIZOWANE w – paradoksalnie – półwieczu komunistycznego PRL-u.
No bo pojęcie „komunistyczny” przywołuje ów „kołchoz” lub „sowchoz”, w warunkach polskich ów PGR, czyli gospodarstwo rolne państwowe, zbiorowe, o dużej powierzchni użytków rolnych, obrabiane przez najemnych robotników rolnych (w Sowietach – przez „kołchoźników”), a nie to indywidualne-własnościowe-małe-drobnochłopskie. Aczkolwiek – jak uczy historia – próby „kolektywizacji” tych indywidualnych gospodarstw w pierwszym okresie komunizmu w Polsce też były czynione. W innych KDL-ach takie kolektywizacje były normą, w odróżnieniu od Polski.
Tak więc w najszerszym zakresie tego pojęcia ustrój rolny PRL-u był swego rodzaju mieszanką socjalistyczno-komunistyczną (Moskwa na to przemieszanie pozwoliła), z jak najbardziej adekwatnym dla tego ustroju państwowym monopolem na dostawy środków do produkcji rolnej oraz z państwowym skupem płodów rolnych.
„Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski!” – głosiło jedno z głównych PRL-owskich haseł. „Sojusz”? Jako coś nowego? To znaczy, iż w przeszłości, skoro nie było „sojuszu”, to była jakaś robotniczo-chłopska zwada? Zwada może nie koniecznie, ale istotne polityczno-partyjne rozróżnienie. Przed drugą wojną światową pojęcie „Polska Socjalistyczna” implikowało rządy nad tym krajem partii właśnie socjalistycznej, wówczas przede wszystkiem PPS – Polskiej Partii Socjalistycznej (z przybudówkami), zarazem partii miejskiej, właśnie „robotniczej”. Natomiast pojęcie „Polska Ludowa” kojarzyło się z sięgającym po rządy nad krajem Stronnictwem Ludowym, zatem z partią wiejską, „chłopską”, większościową, skoro około 80 procent ludności w ówczesnych krajach naszej części Europy mieszkało na wsi.
Po tej myśli idąc „sojusz robotniczo-chłopski” mieliśmy już w roku… 1920 (sic!), kiedy to premierem polskiego Rządu Obrony Narodowej był ludowiec Witos (jemu pomnik w Warszawie postawił w roku 1985 generał Jaruzelski; jako ciekawostkę podajemy, iż w tymże samym roku Jaruzelski spotkał się w Ameryce z czołowym kapitalistą Davidem Rockefellerem), a wicepremierem socjalista Daszyński (jemu pomnik w Warszawie postawił w roku 2018 prezydent Duda; ale pomnik nagrobny na krakowskim Cmentarzu Rakowickim stoi od wielu lat). Ci ludzie tak właśnie rzecz wówczas pojmowali. I oto w owym szczególnym wojennym roku 1920 uchwalono tę pierwszą ustawę „o reformie rolnej” – wzór dla następnych. Komuniści w roku 1944 się na niej wzorowali, wszakże wprowadzając od siebie pewne zmiany.
Stronnictw Ludowych (Ludowcowych) było zresztą „przed wojną” kilka; to rywalizowały one pomiędzy sobą, to znów dążyły do zjednoczenia, nad którym to procesem pracowali wyspecjalizowani w zagadnieniach wiejskich działacze właśnie socjalistyczni, autorzy zarówno tych przedwojennych (1920, 1925), jak i powojennych (1944-1945) „reform rolnych” w Polsce.
Tak więc rzesze właścicieli rolnych w Polsce, wielkich, średnich, a choćby tych mniejszych, zostały na przestrzeni osiemdziesięciolecia 1921-2002 – ściślej zaś biorąc już w pierwszej połowie tego długiego okresu – wywłaszczone, obrabowane, w czasie rewolucyjno-wojennym w znacznej części wyniszczone, wymordowane, poza tym rozproszone i zniweczone jako osobna grupa społeczo-kulturowa. Ten cel rewolucjonistów-reformatorów został osiągnięty, a fatalne tego skutki my wszyscy odczuwamy nadal. Naród nasz jest już od dawna niekompletny, bez adekwatnej mu historycznej warstwy przywódczej, której w ostatnim 35-leciu wszakże nie odbudowano (!).
ale – o dziwo – pochodzący z jeszcze przełomu XIX/XX wieku ustrój rolny – ten w węższym zakresie tego pojęcia, podanym na początku – się u nas (prawie) utrzymał aż do początków stulecia XXI. Bo to nie o jego zmianę szła tamta dziejowa rewolucyjna walka, prowadzona wszakże pod przewrotnym hasłem… właśnie jego, czyli ustroju rolnego zmiany (!). Co za genialne posunięcie propagandowe! W dzisiejszych czasach też obserwujemy, w różnych dziedzinach życia, przejawy podobnie złowieszczego propagandowego geniuszu! Strzeżmy się!
Oto kilka cytatów z przywołanej wyżej naszej książki z roku 2007, sformułowanych po analizie zamieszczonych tam tabelarycznych zestawień wyników spisów rolnych z lat 1921 i 2002:
„Widzimy, iż wywłaszczenie polskiego ziemiaństwa w pierwszej połowie XX wieku i utrzymywanie tego stanu do dzisiaj nie było warunkiem upełnorolnienia polskiego chłopstwa. Zatem oba te procesy nie były współzależne. Ziemiaństwa bowiem jako warstwy społecznej nie ma, obecny zaś ustrój rolny (2002) kilka różni się od tego z 1921 roku” (str. 129).
„W grupie gospodarstw zwanych niegdyś karłowatymi (do 2 ha użytków rolnych) obserwujemy na przestrzeni minionego osiemdziesięciolecia wyraźny wzrost liczebny (…). Względna liczba gospodarstw zwanych niegdyś małorolnymi, ale w grupie o areale użytków rolnych 2-3 ha wykazuje nieomalże stagnację (…). Natomiast o ponad siedem punktów procentowych zmalała liczba gospodarstw małorolnych w przedziale 3-5 ha. (…) Zasięg tego rodzaju biedy został w Polsce poszerzony i utrwalony, pomimo dawno już temu dokonanej parcelacji ziemiańskich majątków. Zmalała też, w wymiarze względnym i bezwzględnym, liczba owych średniorolnych gospodarstw, w przedziale 5-20 ha, będących przecież nadzieją przedwojennych reformatorów naszego rolnictwa” (str. 129).
Tak więc w następstwie drugiej wojny światowej i poprzez dziesięciolecia PRL-u, acz w wymiarze ogólnostatystycznym „biedni pozostali biednymi, a bogatsi nieco się wzbogacili” (str. 130). Owszem, ludzie nieco tylko „bogatsi” od sąsiadów, ale tylko tacy – o czym wzmiankowaliśmy już wyżej – którym PRL-owska „komuna” w ogóle pozwoliła pozostawać i pracować na wsi.
C.D.N.
Polecamy również: Koalicja Tuska wprowadza cenzurę. Chodzi o nowelizację Kodeksu Karnego