Marcin Bogdan: Komu Powstanie Warszawskie staje ością w gardle?

Można powiedzieć, iż wraz z zakończeniem powstańczych walk, czy może ściślej rzecz ujmując, wraz z zakończeniem walk II wojny światowej, rozpoczęła się walka o godne upamiętnienie Powstania Warszawskiego. Walka o monument, o pomnik upamiętniający zarówno bohaterstwo powstańców i ludności cywilnej Warszawy, jak i upamiętniający ideę Powstania Warszawskiego, jako czytelnego dla wszystkich symbolu niezawisłości polskiego państwa. 6 lipca 1945 roku uczestnicy wielotysięcznej manifestacji na terenie Elektrowni Warszawskiej wystosowali do Warszawskiej Rady Narodowej uroczysty apel o budowę Pomnika Powstania Warszawskiego. Ale do realizacji budowy pomnika nie doszło, czy raczej nie mogło dojść. Nie chodziło bowiem o lokalizację, choć i takie „przeszkody” próbowano tworzyć, ale właśnie o nazwę, czyli o uczczenie Powstania Warszawskiego jako niepodległościowego zrywu, jako symbolu polskiej suwerenności.
Władze komunistyczne, nie negując idei zbudowania „jakiegoś” pomnika, były bardzo kreatywne w torpedowaniu idei nazwania monumentu Pomnikiem Powstania Warszawskiego. Proponowano a to Pomnik Powstańca, a to Pomnik Bojowników Warszawy, a nawet, co było absolutnym kuriozum, Pomnik Bojowników o Wolność i Demokrację. O dziwo nie dodano, iż chodzi o demokrację socjalistyczną, a najlepiej walczącą, co nie byłoby wprawdzie zgodne z historią ale jakże prorocze. Takie podchody trwały długie lata, aż na fali solidarnościowej odwilży, w listopadzie 1980 roku powołano Społeczny Komitet Budowy Pomnika Powstania Warszawskiego, który został oficjalnie zarejestrowany w maju 1981 roku, a w lutym 1983, mimo stanu wojennego, ogłoszono konkurs na projekt Pomnika. Spośród 65. zgłoszonych prac do realizacji wybrano projekt studenta V roku ASP Piotra Rzeczkowskiego i architekta Marka Ambroziewicza. Głównym motywem projektu były dwie monumentalne ściany, oddalone od siebie o 63 m, symbolizujące czas trwania Powstania.
Tego dla władz komunistycznych z Wojciechem Jaruzelskim na czele było za wiele. Zażądano od autorów projektu i przedstawicieli Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Powstania Warszawskiego zmiany nazwy pomnika na Pomnik Powstańców Warszawskich lub Żołnierzy Powstania Warszawskiego. Ci się jednak nie zgodzili, gdyż mieli świadomość, iż uczczenie samych żołnierzy jako uczestników Powstania nie zapobiegnie w przyszłości szkalowaniu Powstania Warszawskiego jako idei. W odpowiedzi władze komunistyczne opieczętowały lokal i zablokowały konta bankowe Komitetu. niedługo zawieszono też prezydium Społecznego Komitetu Budowy Pomnika i wyznaczono jego Zarząd Tymczasowy. Zarząd Tymczasowy ogłosił nowy konkurs, ale na projekt pomnika „Bohaterów Powstania Warszawskiego”. Spośród zaledwie 3 zgłoszonych prac do realizacji wybrano projekt krakowskiego rzeźbiarza prof. Wincentego Kućmy i inż. Jacka Budyna. Projekt nie spełniał oczekiwań społecznych nie tylko co do nazwy pomnika, ale był też krytykowany za socrealistyczną formę bliższą upamiętnienia sołdatów z Armii Czerwonej niż Żołnierzy Powstania Warszawskiego. Mimo sprzeciwu nie tylko społeczeństwa ale także wielu organizacji i środowisk artystycznych projekt skierowano do realizacji i w kwietniu 1988 roku rozpoczęto jego budowę.
Meandry okrągłostołowych układów spowodowały, iż odsłonięcia pomnika dokonał, jako Prezydent Polski, komunistyczny aparatczyk Wojciech Jaruzelski, a sam pomnik, choć poświęcony w swoim kształcie Bohaterom Powstania Warszawskiego uzyskał ostatecznie oficjalną nazwę Pomnika Powstania Warszawskiego. Wydawało się, iż u progu III RP przywrócono pamięć, cześć i szacunek nie tylko dla uczestników i cywilnych ofiar Powstania, ale także, a może przede wszystkim, dla idei zrywu niepodległościowego. Kolejne rocznice wybuchu Powstania gromadziły coraz liczniejsze rzesze uczestników różnorakich uroczystości. W roku 2006 z inicjatywy pracowników Muzeum Powstania Warszawskiego zorganizowano koncert "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki". Koncert ten stał się stałym elementem obchodów rocznicy wybuchu Powstania i każdego roku gromadził coraz większą liczbę uczestników. W roku 2019 na placu Piłsudskiego zgromadziło się na wspólne śpiewanie powstańczych pieśni ponad 100 tys. osób, a transmisję telewizyjną oglądało ponad 3 mln widzów. To był swego rodzaju fenomen, który łączył warszawiaków i Polaków ponad głównymi współczesnymi podziałami. Zauważając w tłumie różne znane mi osoby uświadamiałem sobie, iż choć tak dużo nas dzieli, z przykrością muszę napisać, iż chociaż prawie wszystko nas dzieli, to łączy nas ten dzień, to miejsce, łączą nas powstańcze pieśni, i co najważniejsze łączy nas idea Powstania Warszawskiego.
Myślałem nieraz, iż w tym współczesnym liberalnym świecie, w pędzie za europejskością i za mamoną, zapędziliśmy się „o jeden most za daleko”, poszliśmy kilka kroków w niewłaściwym kierunku. Że wystarczy cofnąć się ten jeden czy dwa kroki, by na fundamencie jakim się stały gruzy Warszawy wydanej Niemcom na pastwę przez Rosjan, by na tym fundamencie odbudować, czy może zbudować od nowa jedność i zrozumienie między Polakami. To nie była mrzonka. Choć wśród polityków nie było tej jedności, Tusk co roku w okolicy 1 sierpnia zapada się w niebyt, Trzaskowski uczestniczył w śpiewankach bodaj jeden raz a władze Warszawy próbują każdego roku blokować Marsz Powstania Warszawskiego, to ludzie gromadzą się na śpiewankach i uczestnicą w Marszu i innych uroczystościach rocznicowych ponad podziałami. A przecież nie o jedność i zrozumienie między politykami chodzi, ale o jedność i zrozumienie między zwykłymi ludźmi, miedzy sąsiadami, znajomymi, w pracy, w rodzinach. I to się działo na ulicach Warszawy co roku, 1 sierpnia. Z przesiąkniętych krwią powstańców warszawskich bruków zaczęła wyrastać nadzieja na pojednanie, na wzajemne zrozumienie i szacunek.
Pewnym symbolem tego pojednania, tego święta ponad podziałami, tego święta, które łączy a nie dzieli, był prowadzący przez 7 lat koncert "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki” dziennikarz telewizyjny Tomasz Wolny. Profesjonalista w swoim zawodzie, kojarzony właśnie z powstańczym koncertem a nie współczesnym dziennikarstwem politycznym. Człowiek, który oddał się całym sobą idei Powstania Warszawskiego, który rozmiłował się w uczestnikach i weteranach tego niepodległościowego zrywu. Lubiany i szanowany przez wszystkich uczestników corocznych koncertów, a co najważniejsze lubiany i szanowany przez żyjących uczestników Powstania, lubiany i szanowany przez Polskich Bohaterów. Ale niestety Donald Tusk jest do bólu wierny rzymskiej zasadzie „divide et impera!” (dziel i rządź!). Gotów jest zniszczyć i pohańbić wszystko co łączy Polaków. Dlatego już w zeszłym roku jego bojówkarze, którzy siłą zawładnęli państwową telewizję, odsunęli Tomasza Wolnego od należnego mu przywileju prowadzenia koncertu "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki”.
W tym roku Powstańcy postanowili zapobiec powtórzeniu zeszłorocznej decyzji i wystosowali do obecnych władz Muzeum Powstania Warszawskiego i Telewizji Polskiej apel, domagając się powierzenia Tomaszowi Wolnemu prowadzenia tegorocznego koncertu. W swoim liście napisali: „My, żyjący weterani Powstania Warszawskiego – żołnierze, sanitariuszki, łączniczki, ostatni naoczni świadkowie czasów hekatomby II Wojny Światowej, zwracamy się z prośbą o wysłuchanie naszej woli, aby kolejny uroczysty koncert »WARSZAWIACY ŚPIEWAJĄ (NIE)ZAKAZANE PIOSENKI« organizowany tradycyjnie 1 sierpnia każdego roku, poprowadził pan Tomasz Wolny – dziennikarz, harcerz, wolontariusz, ale nade wszystko nasz wieloletni, niezawodny druh i przyjaciel, a dla wielu z nas niemal przybrany wnuk. (…) Jeżeli, jak deklarują organizatorzy, ten niezwykły koncert ma być faktycznym hołdem dla poległych i dla nas — wciąż żyjących Powstańców Warszawskich, to liczymy, iż przedmiotowy apel spotka się ze zrozumieniem i aprobatą.”
Apel nie spotkał się ani ze zrozumieniem ani z aprobatą. Nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Dosłownie żadnej. Całkowicie zignorowano głos Polskich Bohaterów. 81 lat od wybuchu Powstania wrzucono niemiecki granat na fundamenty odbudowującej się jedności Polaków. Z obowiązku dziennikarskiego obejrzałem jedynie fragment tegorocznego koncertu. Nie byłem w stanie uczestniczyć w propagandowej hucpie reżimowej telewizji, która nie poważa profesjonalnego dziennikarza, nie poważa widzów i uczestników koncertu, ale co najgorsze i niewybaczalne, nie poważa żyjących uczestników Powstania Warszawskiego, nie poważa idei Powstania Warszawskiego. Czy Tuskowi i jego telewizji uda się zniszczyć ten ostatni fundament jednoczący Polaków?
Przypuszczam, iż gdyby jakiś apel do obecnych, samozwańczych władz polskiej telewizji wystosowali żyjący jeszcze podkomendni Heinza Reinefartha, kata Warszawy, to taki apel spotkałby się i ze zrozumieniem i z aprobatą. Zagalopowałem się? Tak, rzeczywiście. Ludzie pokroju podkomendnych Heinza Reinefartha nie muszą do władz polskiej telewizji wystosowywać żadnych próśb i apeli. Ich oczekiwania są wyczuwane i rozpoznawane z wyprzedzeniem. Czy odsuwając Tomasza Wolnego od prowadzenia koncertu "Warszawiacy śpiewają (nie)zakazane piosenki” władze państwowej telewizji wyczuwały, iż takie są oczekiwania niemieckich weteranów i niemieckich Führerów? Przepraszam, dziś się mówi niemieckich Kanclerzy. Przecież Polakom wolno tylko płakać na grobach poległych ale nie wolno czcić ich czynu zbrojnego. Polakom nie wolno czcić idei Powstania Warszawskiego. Oni uważają, iż nam nie wolno. Ale my wiemy co nam wolno, my to wiedzieliśmy wtedy i wiemy teraz:
„Warszawskie dzieci pójdziemy w bój
Za każdy kamień twój
Stolico damy krew
Warszawskie dzieci pójdziemy w bój
Gdy padnie rozkaz twój
Poniesiem wrogom gniew”
Marcin Bogdan
Osoby, które są zainteresowane posiadaniem książki, prosimy o dobrowolną wpłatę na cele statutowe Stowarzyszenia Solidarni2010 oraz przesłanie informacji na adres [email protected]
Oto nr konta:
67 2490 0005 0000 4520 4582 2486
Książka wydana została staraniem i środkami członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 w ramach działań statutowych.