Wizja francuskiego prezydenta dotycząca silnej Europy gotowej do niezależnego działania nie jest nowa, ale wywołała falę komentarzy po obu stronach Atlantyku.
Dlaczego Emmanuel Macron wrócił do pomysłu „strategicznej autonomii” po pandemii Covid i w cieniu wojny na Ukrainie? Czy naprawdę chce zreformować UE, aby stała się „trzecim biegunem” w dobie deglobalizacji, czy też chce po prostu odwrócić uwagę od wewnętrznych napięć politycznych? Szukaliśmy odpowiedzi na te pytania.
Emmanuel Macron wydaje się być prawdziwy w stereotypowym powiedzeniu: siał wiatr i zbiera burzę. choćby teraz, prawie tydzień po ich wypowiedzeniu, słowa francuskiego prezydenta wciąż ekscytują polityków i analityków na całym świecie, mimo iż nie po raz pierwszy opowiada się za Europą, która jest bardziej niezależna, przedkładając własne interesy nad interesy amerykańskie.
Jego przekonanie, iż UE musi odzyskać swoją „strategiczną autonomię”, iż „musimy zmniejszyć naszą zależność, jeżeli chcemy zachować naszą europejską tożsamość” i iż nie zawsze możemy „podążać za innymi” po światowych wydarzeniach politycznych, podnieca tylko tych, którzy zapomnieli – lub nie słyszeli – tego, co powiedział w wywiadzie dla „The Economist” w listopadzie 2019 r.:
„Europa (…) stoi na krawędzi. jeżeli się nie obudzimy (…) istnieje znaczne ryzyko, iż na dłuższą metę znikniemy geopolitycznie, a przynajmniej, iż nie będziemy już kontrolować swojego losu. Wierzę w to bardzo głęboko”. Europa okazała się niezdolna do samodzielnego skutecznego radzenia sobie z pandemią koronawirusa i kryzysem na Ukrainie. Jednak każdy wyciągnął inne wnioski z wydarzeń ostatnich ponad trzech lat.
Jedna Europa, dwie drogi
Zdaniem Polaków i państw bałtyckich nie ma alternatywy dla integracji euroatlantyckiej i musimy wzmocnić nasze relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Rzym uważa cel Emmanuela Macrona za „tylko” nierealistyczny, ponieważ „strategicznej autonomii” brakuje najbardziej podstawowego warunku: potężnej siły. W Hiszpanii jego słowa zostały przyjęte ze spokojnym zrozumieniem, gdzie prezydent Republiki Francuskiej jest postrzegany jako „pragmatyczny marzyciel”, który stara się przewodzić UE, która dostosowuje się do burzliwej globalnej sytuacji deglobalizacji, nie porzucając współpracy, ale wymuszając wzajemność ze Stanami Zjednoczonymi.
W epoce Merkel byliśmy przyzwyczajeni do tego, iż Berlin ma ostatnie słowo w sprawach dzielących UE, ale dziś – by zapożyczyć frazę z „Gwiezdnych Wojen” – od czasu do czasu czują się „zdezorientowani w Mocy”. Kanclerz Martin Scholz (SPD) był pierwszym europejskim przywódcą, który odwiedził Chiny po pandemii Covid, aby zadeklarować wiarę w dalszą ścisłą współpracę gospodarczą między dwoma krajami, pogrążając swój rząd w niewielkim kryzysie koalicyjnym. Minister spraw zagranicznych rządu Annalena Baerbock z Partii Zielonych chce rozluźnić stosunki między Berlinem a Pekinem tam, gdzie to możliwe. Według niej Chiny są coraz bardziej „systemowym rywalem” Europy i Zachodu, a teraz udała się do Azji z okrzykiem, iż „naprawi” to, co Macron zrobił źle. Tym samym niemieckie kierownictwo oczekuje, iż nikt nie będzie naruszał kanonu euroatlantyckiego, ale jednocześnie nie jest całkowicie zjednoczone w ocenie kwestii chińskiej.
Dywersja czy rzeczywistość?
„Silna Europa” Emmanuela Macrona nie ma więc zwolenników, ale prawdą jest również, iż francuski prezydent nie wydaje się zdeterminowany, aby znaleźć potężnych i potencjalnych sojuszników. Być może dlatego, iż istnieją wewnętrzne polityczne powody, aby podgrzewać temat.
Jeśli spojrzymy wstecz, rok 2019 był dla niego trudnym rokiem: gwałtowne demonstracje „żółtych kamizelek” odbywały się jedna po drugiej, Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen otrzymało najwięcej głosów w wyborach do PE, USA kontestowały dodatkowy podatek od firm technologicznych, a pod koniec jesieni ogłoszenie reformy emerytalnej przywróciło ludzi na ulice. Obecna sytuacja jest podobna: w wyborach 2022 blok polityczny stojący za prezydentem Republiki stracił 105 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym w porównaniu z poprzednim wynikiem, na Macrona głosowało o 2 mln osób mniej, a reforma emerytalna znów znalazła się na porządku dziennym, czemu ponownie towarzyszyło powszechne oburzenie społeczne. Czasami Paryż wydaje się próbować odwrócić uwagę od utrzymujących się napięć wewnętrznych swoją silną polityką zagraniczną
Pod presją czasu
Według Eszter Petronella Soós ostatnie półtora roku nie było triumfem Emmanuela Macrona: jego popularność gwałtownie spadła, a jego międzynarodowe pole manewru zawęziło się. Z drugiej strony „autonomia strategiczna” jest tematem, z którym większość we Francji zasadniczo się zgadza. „Co najwyżej toczy się debata na temat rankingu różnych „elementów suwerenności”, ale nie ma debaty o tym, iż Europa musi pozostać w grze”, powiedziała ekspert, a z jej słów jasno wynikało również, iż w ostatnich dniach wszyscy o niej mówili, a to przydało się prezydentowi RP. Tak więc jego wywiad i przemówienie w Hadze z pewnością przyniosły korzyści wewnętrzne, ale Macron prawdopodobnie poważnie uważa, iż Europa powinna stanąć na własnych nogach.
Ale sytuacja nie jest dobra dla Emmanuela Macrona. Podczas prezydentury Donalda Trumpa można było powiedzieć: „Patrzcie, Stany Zjednoczone się zbliżają, są izolacjonistyczne, możemy liczyć tylko na siebie!”. Ale wraz z Joe Bidenem Ameryka wróciła do Europy, a Covid i wojna wzmocniły atlantyzm Bałtów, Polaków i Rumunów, a także Niemców, mimo iż Olaf Scholz nie uważał wcześniej „strategicznej autonomii” za diabła, podkreśliła Eszter Petronella Soós.
Na koniec zauważyła, iż Emmanuel Macron odbywa swoją drugą, a zatem ostatnią kadencję, która upływa w 2027 r., A jego plan jest imponujący, co najmniej 5-10 lat na realizację, jeżeli w ogóle. Innymi słowy, jest pod presją czasu, dlatego był w stanie wymyślić swój pomysł teraz.
Aron Nagy
fot. profil fb Xi Jinpinga
Za: Magyar Nemzet