Postawny szeryf przechadza się w tę i z powrotem przed kościołem Flipper Temple. Przez wąskie okulary przeciwsłoneczne obserwuje zgiełk na zewnątrz świątyni w zachodniej części miasta Atlanta, która została przekształcona w lokal wyborczy. To jedno z miejsc, w których obywatele stanu Georgia mogą oddać swój głos przed 5 listopada.
Obecność szeryfa nie jest jedynym środkiem bezpieczeństwa — wyjaśnia Regina Waller, komisarz wyborcza hrabstwa Fulton. — Przeszkoliliśmy nasz personel w szerokim zakresie, aby wiedzieli, co robić w każdej sytuacji — mówi. Waller obawia się najgorszego scenariusza: przemocy politycznej.
Stan Georgia był tym, w którym w 2020 r. Joe Biden wygrał z najmniejszym marginesem. Jego przewaga nad Donaldem Trumpem wyniosła zaledwie 0,22 p.p. — 11779 głosów.
W tym czasie republikanin próbował wszystkiego, co w jego mocy, aby odwrócić wynik. Zadzwonił choćby do republikańskiego sekretarza stanu w Georgii, Brada Raffensbergera, i poprosił go o „znalezienie” 11,8 tys. głosów na jego korzyść. Ten jednak odmówił.
Środki bezpieczeństwa w Waszyngtonie w obawie przed potencjalnymi zamieszkami, 1 listopada 2024 r.
„Narracja o zbliżającej się wojnie domowej”
W licznych sprawach sądowych twierdzenia Trumpa, iż doszło do oszustw wyborczych na dużą skalę, okazały się bezpodstawne. Ale w tym roku w stanie panuje duża nerwowość. Były prezydent nie przestał rozpowszechniać mitów na temat uczciwości wyborów.
Podobnie jak przed kościołem w Atlancie, w całym kraju zaostrzone zostały przepisy dotyczące bezpieczeństwa lokali wyborczych. Nie bez powodu. Jak wyjaśnił Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego w wewnętrznej notatce, ekstremiści „angażowali się w nielegalne przygotowania lub brutalne działania, które kojarzą się z narracją o zbliżającej się wojnie domowej” w związku z procesem wyborczym. Potencjał przemocy zdecydowanie istnieje.
W zeszłym tygodniu w Arizonie został aresztowany mężczyzna, który strzelał do pustego biura kampanii Demokratów. Na Florydzie mężczyzna został zatrzymany za grożenie pracownikom wyborczym, a w poniedziałek doszło do podpaleń skrzynek pocztowych w stanach Oregon i Waszyngton.
Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego nakazał wielu lokalom wyborczym i miejscom liczenia głosów, aby chroniły się przed bombami samochodowymi i szalejącymi przestępcami dzięki blokad drogowych, kuloodpornych szyb i przycisków paniki w środku. Po tym, jak biuro wyborcze w hrabstwie Fulton w stanie Georgia otrzymało listy z trucizną, prawie każdy lokal w 159 hrabstwach został wyposażony w odtrutki.
Strach przed szaleńcami
Za bezpieczeństwo wyborów w Georgii odpowiada biuro sekretarza stanu Raffensbergera. Kierownik jego biura, Gabriel Sterling, wita gości w wąskiej sali konferencyjnej. Jego wesołe powitanie przeczy powadze sytuacji. — Staramy się być o krok do przodu, ale to będzie trudne — mówi.
Głównym zmartwieniem Sterlinga nie jest to, iż dojdzie do przemocy ze strony zorganizowanych, uzbrojonych bojówek. — Znacznie bardziej niebezpieczni są niestabilni psychicznie szaleńcy lub niewielka grupa wariatów, którzy uważają, iż muszą uratować Amerykę — mówi. — Trudno nam się na to przygotować.
Taki scenariusz może się zdarzyć, jeżeli liczenie głosów przeciągnie się na wiele dni z powodu wyjątkowo podobnego wyniku, a Trump przegra zaledwie kilkoma głosami. W 2020 r. w Arizonie i Nevadzie przed centrami liczenia głosów odbyły się niespokojne demonstracje, kiedy stało się jasne, iż Trump jest w tyle.
Sam Sterling znalazł się na celowniku zagorzałych zwolenników Republikanów. On i jego szef są uważani za zdrajców, ponieważ nie zastosowali się do telefonicznej prośby byłego prezydenta o manipulację cztery lata temu — ale zamiast tego udowodnili swoją lojalność wobec konstytucji.
Donald Trump, 1 listopada 2024 r.
Tym razem Trump jest lepiej przygotowany
Dzieci Sterlinga również musiały otrzymywać ochronę policyjną. Dla niego to tylko kolejny powód, by się nie poddawać. — Nikt nie zmusi mnie do rezygnacji z pracy. To tylko wzmacnia moją determinację, by zapewnić rzetelne wybory — mówi.
Jednak nie tylko groźba przemocy zagraża uczciwości wyborów. Zarówno umiarkowani Republikanie, tacy jak Sterling, jak i Demokraci obawiają się nadchodzących batalii prawnych.
W 2020 r. zespół Trumpa złożył liczne pozwy pod hasłem „Stop kradzieży”, próbując doprowadzić do uznania wyników za nieważne z powodu rzekomego oszustwa. Wysiłki te były utrudnione nie tylko przez nieistniejące dowody, ale także przez nieudolność prawników Trumpa. Niektóre zarzuty nie zostały choćby uwzględnione z powodu błędów technicznych.
Tym razem jednak Trump jest lepiej przygotowany. Centrala Partii Republikańskiej ma 200 prawników na służbie na szczeblu federalnym. Partia jest również przygotowana w poszczególnych stanach. Richie Stone, rzecznik Republikanów w Georgii, powiedział w rozmowie z dziennikarzami w Atlancie: „przygotowujemy się na wszystkie scenariusze”. — Nasi prawnicy są gotowi — dodał.
Eksperci uspokajają
Stone jest jednym z tych, którzy uważają, iż w 2020 r. doszło do oszustwa. Unika jednak pytań o dowody. Sam Trump już kładzie retoryczne podwaliny pod zakwestionowanie wyborów w 2024 r. pod tym pretekstem. Na wiecach wyborczych regularnie powtarza, iż druga strona może wygrać tylko wtedy, gdy oszukuje. Jak dotąd odmówił również stwierdzenia, iż zaakceptuje wynik wyborów.
Jednak niezależni eksperci odrzucają pomysł, iż w tym roku istnieje możliwość oszustwa. Centrum Cartera, bezstronne centrum monitorowania wyborów w Atlancie, nie ma na to dowodów.
— Nie widzimy żadnych poważnych problemów, które mogłyby podać w wątpliwość uczciwość wyborów — mówi zastępca dyrektora Jonathan Stonestreet. Opiera się on na doświadczeniu instytucji w obserwacji wyborów w 129 krajach. Jego zdaniem istnieje duże zaufanie do profesjonalizmu lokali wyborczych. — Ale jeżeli ktoś chce gdzieś zobaczyć oszustwo, to gdzieś je ogłosi — tłumaczy.
„Robią to, by zastraszyć i wyprzeć wyborców”
Po stronie Demokratów istnieją obawy, iż Republikanie zakwestionują prawo ludzi do głosowania. Przepisy stanu Georgia pozwalają każdemu wyborcy na masowe kwestionowanie prawa do głosowania tysięcy osób.
W rzeczywistości, według badań agencji prasowej AP, tak się już stało. Dotyczyło to 60 tys. wyborców. Jednak tylko 800 z nich zostało ostatecznie usuniętych z rejestru wyborców w wyniku kontroli sądowej. Max Flugrath, rzecznik demokratycznej organizacji Fair Fight, uważa jednak, iż jest to poważny problem. — Robią to, by zastraszyć i wyprzeć wyborców — mówi.
Gabriel Sterling uważa oba oskarżenia za nieuzasadnione. — W Georgii nie ma oszustw wyborczych ani tłumienia głosów — mówi stanowczo. Pytanie tylko, czy po wyborach wszyscy będą to tak postrzegać.