Liberalne społeczeństwo wobec „Koncernu Autokracji”

3 tygodni temu

O kryzysie demokracji liberalnej napisano wiele książek, cennych diagnoz wyrywających nas ze strefy komfortu. Niektóre stawiały nas pod ścianą jedynie wskazując problemy, inne szukały odpowiedzi, rozwiązań mogących wyprowadzić liberalną demokrację z kryzysu. Książka Anne Applebaum Koncern autokracja. Dyktatorzy, którzy chcą rządzić światem, idzie jednak dalej, aż do pozornie tylko smutnej/pesymistycznej konstatacji, iż „nie istnieje już dziś liberalny porządek świata, a dążenie do jego stworzenia wydaje się w tej chwili nierealistyczne. Istnieją jednak liberalne społeczeństwa” (s. 224) i to w nich szukamy szansy/możliwości realizowania naszych wolności i wartości, a także tego, co – za Dzielskim – nazywam „rozumnym strzeżeniem wolności”.

Koniec wojny w Syrii? Wielu czekało na niego z utęsknieniem, śledząc najpierw losy wojny na miejscu, a następnie konsekwencje, jakie przyniosła dla regionu i dalej, dla naszego świata. Z jednej strony tragedia ludności cywilnej i skala zbrodni wojennych popełnionych przez reżim Baszara al-Asada, z drugiej ta sama ludność uciekająca ze swojego kraju, w części zmierzająca ku brzegom Europy. Ludność słusznie szukająca schronienia, uciekająca przed wojną i zagrożeniem, której przybycie stało się początkiem kryzysu migracyjnego, z jakim Europa mierzy się do dziś. Kryzysu, który z kolei nie pozostał bez wpływu na sytuację polityczną Zachodu – począwszy od wyborów parlamentarnych w Polsce w roku 2015, aż po wybory do Parlamentu Europejskiego AD 2024. Trudno jednak w pełni cieszyć się z owego końca, bo choć faktycznie stanowi on kres rządów rodziny Assadów, to jednak jest działem organizacji powiązanych z radykalnymi islamistami, na czele w Hajat Tahrir asz-Szam (HTS) i Abu Muhammadem al-Dżaulanim, przez część państw Zachodu wciąż uznawanym za terrorystę. Mimo deklaracji niedawnych rebeliantów, osłabienia pozycji Rosji czy Iranu, musimy dziś zastanawiać się, jaką drogę wybierze Syria. Bo to, iż nie przestanie być elementem układanki, którą Anne Applebaum określa jako „koncern autokracja”, jest niemal pewne.

O kryzysie demokracji liberalnej napisano wiele książek, cennych diagnoz wyrywających nas ze strefy komfortu. Niektóre stawiały nas pod ścianą jedynie wskazując problemy, inne szukały odpowiedzi, rozwiązań mogących wyprowadzić liberalną demokrację z kryzysu. Książka Anne Applebaum Koncern autokracja. Dyktatorzy, którzy chcą rządzić światem, idzie jednak dalej, aż do pozornie tylko smutnej/pesymistycznej konstatacji, iż „nie istnieje już dziś liberalny porządek świata, a dążenie do jego stworzenia wydaje się w tej chwili nierealistyczne. Istnieją jednak liberalne społeczeństwa” (s. 224) i to w nich szukamy szansy/możliwości realizowania naszych wolności i wartości, a także tego, co – za Dzielskim – nazywam „rozumnym strzeżeniem wolności”. Rozumność, a wraz nią realizm, wymagają jednak gruntownego poznania każdej ze stron, diagnozy stanu zagrożenia, czy wreszcie – by pójść za starożytnym mistrzem strategii Sun Tzu – poznania zarówno wroga, jak i siebie… To bowiem daje nam szansę wygranej, a przynajmniej oddala widmo porażki. Stąd też książka Applebaum, wprowadzając czytelniczki i czytelników w regiony mniej może znane, w sieć „koncernu autokracji” zasadzającego się na grze wspólnych interesów, wielopoziomowym wzajemnym wsparciu (częstokroć wbrew sankcjom przychodzącym z zewnątrz „układu”), kooperacji w ramach pozornie tylko egzotycznych koalicji, otwiera oczy na całościowy obraz, który zwykle widzimy we fragmentach. Dopiero przez złożenie tych wieloelementowych międzynarodowych puzzli dostrzegamy nie tylko realność zagrożenia, ale przede wszystkim sposób jego funkcjonowania i drogi, jakimi wpływa zarówno na swoje wewnętrzne narracje, jak i na postrzeganie ich z zewnątrz. Applebaum wskazuje owe zależności, system połączonych naczyń, swoiste „ręka w rękę” jako strategię obraną przez kraje autorytarne, kraje społeczeństw zamkniętych, społeczeństw zdominowanych przez siłę autokratów i tyranów, społeczeństw uwikłanych w wielką grę interesów.

Nie ma tu mowy o Zimnej Wojnie 2.0, a tym bardziej o formowaniu listy międzynarodowych złoczyńców i ich kryształowych przeciwników. Odcienie czerni i bieli porzucamy raczej dla wszelkich odcieni szarości, by zobaczyć jak niebezpieczne dla nas, liberalnych demokratów, może okazać się ich ignorowanie; jak przeciekają do naszego świata mniej czy bardziej postrzeżenie, podszeptując postawy, sącząc dezinformację, siejąc niepokoje, rozwijając różne postacie wojny; jak stają się obecne coraz bardziej nie jako odległe, ale działające obok nas, obecne tuż za rogiem. Widzimy zatem autokracje zbrojne w technologie, strategie, interesy, usieciowane, osadzone w handlu i dyplomacji, zdeterminowane aby nie oddać władzy. Applebaum postrzega je jako fakt, jako zagrożenie, ale także jako toczący się proces, którego zrozumienie jest elementem kluczowym dla zachowania naszego, zachodniego świata w porządku, w jakim chcemy go widzieć. To moment zderzania się wartości i kolejny krok by przypomnieć, iż nie miał racji Fukuyama, gdy z takim przekonaniem zapewniał nas o zwycięstwie liberalnej demokracji, o jej panowaniu. Tymczasem Applebaum rozwiewa ów miraż, konfrontując nas z całą serią mniejszych czy większych przykładów, w których na studium przypadku widzimy, jak działa opisana przez nią sieć, w której rządzą proste prawa, a jedno z podstawowych może brzmieć „ciągnie swój do swego” (vide s. 67).

W tej opowieści pełno jest tematów, które niegdyś uznalibyśmy za pochodzące z opowieści science-fiction czy dobrego kryminału. Sieć zła – znacznie bardziej wysublimowana i racjonalna niż w przypadku filmowych opowieści o Jamesie Bondzie; system inwigilacji obywateli obserwujący ich oczami setek milionów kamer, którego nie powstydziłby się Philip K. Dick; wsadzająca obywateli na „karuzelę fałszu” propaganda zawłaszczająca medialną narracje tak dalece, iż Telewizja Polska za czasów poprzedniej władzy wydaje się wersją stworzoną w najlepszym razie przez nastolatka. „Cel jest jeden – pisze Applebaum – nagłaśniać te same narracje, z których autokraci korzystają na własnych podwórkach, utrwalać skojarzenie między demokracją a chaosem i degeneracją, podważać wiarygodność demokratycznych instytucji i obrzucać błotem już nie tylko broniących demokracji aktywistów, ale także sam ten ustrój” (s. 113). To tylko jeden z elementów działalności „koncernu”, z jakim musimy się mierzyć. Jeden, ale niezwykle skuteczny, gdy idzie o podpiłowywanie nóg demokratycznego stolika – a zatem praworządności, wolności mediów, niezależności nauki i edukacji oraz wolności procesu wyborczego – stanowiącego gwarancję naszych wszelkich wolności i praw. Praw, które w wielu państwach „koncernu” nie są w najmniejszym choćby stopniu poważane. Stan idealny wspólnych instytucji, opisywany niegdyś przez Grotiusa czy Kanta, nie jest tu w cenie. Przeciwnie, kraje te „atakujące język praw człowieka, ludzkiej godności i praworządności powoli budują własne instytucje” (s. 141), wobec których również nie możemy pozostawać obojętni. One nie „wydarzają się” sobie a muzom, ale dla „koncernu” są realną alternatywą wobec oferty kultury Zachodu i jej wiary w liberalną demokrację.

Co robić? To pytanie zadajemy sobie od dawna, choćby na własnych podwórkach średnio radząc sobie z ruchami antydemokratycznymi, populizmami czy nacjonalizmami. A przecież one – przynajmniej teoretycznie – powinny być „łatwiejsze w obsłudze”, skoro takie lokalne, takie „nasze”. Gdzie im do wielkich autokratów, a co dopiero do „koncernu”? Opcją jest zawsze szukanie sprzymierzeńców w opieraniu się zakusom „koncernu”, w oddalaniu widm jakie na nas sprowadza, w codziennym odrabianiu lekcji z praw i obowiązków, z odpowiedzialności jaką mamy względem własnej wolności i własnych społeczeństw czy wspólnot. Drogę ku temu, ku budowaniu skutecznych strategii, po części wyznacza swoją książką Applebaum, nie tylko uzmysławiając nam fakty (wraz z ich porażającą skalą), ale dając skuteczne narzędzie do poznania przeciwnika. A to już połowa sukcesu. Czego jeszcze uczy nas Applebaum? Uważności. Wyczulenia na niedemokratyczne aspekty, które stanowią początek osuwania się każdego z państw w stronę opisywanych przez nią reżimów. Uważności, która wyrywa nas z pewności i samozadowolenia, czy wreszcie z myślenia z gatunku „moja chata z kraja”. Szczęśliwie dedykuje swoją książkę optymistom… bo chyba najwyższy czas żeby zechcieli się obudzić.

Idź do oryginalnego materiału