Lewicki: Władza znowu następuje na te same grabie

5 godzin temu

Efektem sprawowania władzy jest najczęściej arogancja, przeświadczenie o własnej nieomylności i lekceważenie przeciwników. Wszystko to razem jest przyczyną wielu błędów, w tym takich, których wynikiem jest późniejsza utrata władzy. Dotyczy to także obecnej władzy, która, z jakichś powodów, wydaje się choćby nie być zdolną do refleksji nad przyczynami utraty władzy w roku 2015, i znowu popełnia te same błędy.

Trudno oczywiście wymienić wszystkie obszary działania, które tego dotyczą, zatem skupmy się na najważniejszych, mogących zadecydować o wyniku obecnych wyborów prezydenckich. Nie trzeba być obdarzonym szczególnie dobrą pamięcią by wiedzieć, iż poprzednim razem Tusk i popierające go siły polityczne osiągnęły pełnię władzy po wygranych wyborach prezydenckich w roku 2010 i parlamentarnych w roku 2011. Jednak zaraz potem coś się zaczęło psuć i coraz szybciej narastało niezadowolenie społeczne. Władza zdiagnozowała sytuację w ten sposób, iż za przyczynę swoich problemów uznała działania mediów, które to miały rozsiewać informacje nieprzychylne jej politykom.

Jako sposób na to wdrożono działania ograniczające te możliwości mediów. Chodzi mi, przede wszystkim, o trwającą, przez ponad dwa lata (2012-2014), walkę Telewizji Trwam o miejsce na multipleksie. Władza źle zidentyfikowała przeciwnika, gdyż Telewizja Trwam ma charakter bardziej konfesyjny niż społeczny, czy polityczny i z tej przyczyny nie może stanowić, i nigdy nie stanowiła, głównego ośrodka, który by skupiał polityczne działania antyrządowe. Jednak z powodu błędnego rozeznania kontynuowano odmowę udzielenia wspomnianej koncesji, przez co powstał autentyczny i liczny ruch społeczny protestujących przeciwko temu, zaś liczba wysłanych listów, wzywającą do wydania koncesji, osiągnęła dwa i pół miliona, co przecież wielokrotnie przewyższyło liczbę widzów tej telewizji. Doszło też do setek demonstracji i cyklu marszy protestacyjnych, z których wiele pobiło rekordy frekwencyjne oceniane na pół miliona uczestników. Ostatecznie, gdy, na początku roku 2014, władza ustąpiła to uformował się już liczny ruch antyrządowy, który zaczął ważyć politycznie. W międzyczasie doszło do ujawnienia, przez tygodnik „Wprost”, nagrań z restauracji Sowa, na co władza zareagowała dwukrotnym wysłaniem, do redakcji tygodnika, ABW w wyniku czego doszło do szarpaniny z redaktorem naczelnym tego pisma, zaś sceny to pokazujące zostały upublicznione i zaszkodziły rządowi chyba bardziej niż sama afera podsłuchowa, czego ostatecznych efektem były przegrane z kretesem wybory prezydenckie i potem parlamentarne w roku 2015.

Nie przypominałbym tego wszystkiego, gdyby także i teraz nie obserwowano bardzo podobnych działań władzy wobec mediów, które uważane są chyba za sprawcę spadku poparcia dla rządu. Zupełnie niedawno WSA, wydał wyrok uchylający przyznanie koncesji do nadawania na multipleksie dla Telewizji Republika i wPolsce24. Bardzo wielu uznało ten, nieprawomocny jeszcze, wyrok za niesprawiedliwy, skandaliczny i niezgodny z prawem. Jest, moim zdaniem, pewne, iż jego skutki polityczne, będą dla władzy opłakane. choćby w Turcji, kraju powszechnie uznawanym za autorytarny, nie stosuje takich represji jak całkowite wyłączanie, związanych z opozycją, stacji telewizyjnych. Dotychczas, obie te wymienione stacje często konkurowały ze sobą i nie szczędziły sobie uszczypliwości, zaś kierownictwo Telewizji Republika usiłowało choćby mieszać się do frakcyjnych gier o pozycję polityczną w partii PiS, często przeciwko woli obecnego prezesa tej partii. Obecnie, wobec zagrożenia likwidacją, te spory stają się bezprzedmiotowe, zaś cała energia, i to zwielokrotniona determinacją, zostanie skierowana na walkę przeciwko PO, a szczególnie Tuskowi, Trzaskowskiemu i Bodnarowi. Jest to sytuacja w dużej mierze analogiczna względem tej z lat 2012-2014, kiedy to uparcie odmawiano koncesji dla Telewizji Trwam, przez co wygenerowano ruch sprzeciwu, gdzie niesnaski wewnętrzne w opozycji, których przecież wtedy także nie brakowało, zostały wyciszone na rzecz skupienia wszystkich sił do walki z rządem Donalda Tuska, a potem Ewy Kopacz. w tej chwili mam wrażenie pełnego déjà vu, zaś końcowy efekt polityczny może być analogiczny do tamtego.

Już dziś, szczególnie po debatach w Końskich, można stwierdzić, iż kandydat PO, w postaci wiceprzewodniczącego tej partii Rafała Trzaskowskiego, jest faktycznie o wiele słabszy niż to się wcześniej wydawało, gdy przyjazne media i ośrodki sondażowe dawały mu pewne zwycięstwo. Widzę u niego brak sprawności retorycznej jak też słabą odporność na ciosy konkurentów w debacie. Zauważmy, iż w tej drugiej debacie w Końskich wystąpiło czterech uczestników związanych, w jakiś sposób, z siłami stanowiącymi obecną koalicję, dwóch z opozycji, jeden niezależny, ale ostro recenzujący rząd (pan Stanowski), oraz, występujący w charakterze takiego „Czarnego Luda”, pan Maciak, któremu, chyba choćby zasadnie, przypisano, rzecz w tej chwili absolutnie straszną, czyli sympatie względem Putina i Orbana, co ustawiało go w równym dystansie tak wobec Trzaskowskiego jak i Nawrockiego.

W takim otoczeniu, Rafał Trzaskowski powinien sobie dobrze radzić, gdyż faktycznie miał choćby trochę więcej uczestników debaty nastawionych wobec siebie niekonfrontacyjnie, niż Karol Nawrocki. Nie podołał jednak tej sytuacji i chociaż nie można powiedzieć, iż został znokautowany, to, szczególnie pod koniec, widać było, iż ledwo stoi już na nogach. Karol Nawrocki zaprezentował się, moim zdaniem, lepiej od niego i był choćby bardziej sprawny retorycznie. Ta różnica była na tyle widoczna, iż sam Trzaskowski nie wnosił żadnych pretensji do wygranej, a wezwał potem choćby aby „o tym zapomnieć”. Niektórzy wskazują, iż dobrze wypadł w tej debacie Szymon Hołownia. Można zgodzić się co do tego tylko pod warunkiem uznania, iż opcją dla niego było nie uczestniczenie w tej debacie, co byłoby już dla niego ewidentną stratą. Dla mnie retoryka zaprezentowana przez Hołownie była mocno śmieszna, iż przytoczę tylko tę frazę, gdzie wołał: „model polskiej energetyki musi być oparty o „polskie Słońce, „polski wiatr” (…)”. Doprawdy, wiele lat żyję, ale o „polskim Słońcu” usłyszałem po raz pierwszy. Taki styl to byłby dobry w kabarecie, ale nie jako prezentacja osoby kandydującej na urząd prezydenta Polski. No i te jego szczegółowe pytania o jakiś liczby i nazwiska, co wprost przywodzi na myśl teksty z serialu „Ranczo”.

Widać teraz, iż po tej debacie Trzaskowski jest w mocno niewygodnej sytuacji i będzie jeszcze bardziej odczuwał presję psychiczną, która wynika także i z tego, iż pięć lat temu już raz przegrał wybory prezydenckie. A to jest poważne obciążenie, które może wprost paraliżować mniej odporne jednostki. Z dotychczasowej historii wyborów prezydenckich w III RP wynika, iż jeszcze się nie zdarzyło, by wygrał je ktoś, kto startował wcześniej i nie odniósł wtedy sukcesu. Wybierano powtórnie tylko tych, którzy walczyli o reelekcję (Duda, Kwaśniewski), wyłączając jednak takich, którzy bardziej się ludziom narazili (Wałęsa, Komorowski). Tę zasadę, którą można by zwerbalizować następująco: raz przegrany – zawsze przegrany, zdają się znać dwaj w tej chwili najwięksi politycy, czyli Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Obaj raz tylko startowali w wyborach prezydenckich; nie odnieśli sukcesu i żaden z nich powtórnej próby już nie wykonał. Zaś Trzaskowski zlekceważył tę regułę i pewnie nie wyjdzie mu to na dobre.

Stanisław Lewicki

Idź do oryginalnego materiału