Lewicka: Żadnych zahamowań. PiS wykorzysta wszystko i wszystkich do walki z Tuskiem

2 godzin temu
Początkowo PiS powódź zignorował. Kiedy woda zalewała pierwsze miejscowości, prezes snuł przed resortem sprawiedliwości swoją odwieczną opowieść o Platformie Obywatelskiej jako formacji zewnętrznej, niepolskiej, która zmierza spacyfikować kraj.


Kiedy wreszcie przy Nowogrodzkiej raczyli sobie zdać sprawę z tego, jaki się dramat dzieje na południu, zareagowali standardowo, odsądzając rząd od czci i wiary. Niby później usiłowano niuansować, pojawiły się wpisy np. Joachima Brudzińskiego w stylu: teraz pomagamy, solidaryzujemy się z powodzianami, a rozliczymy ten wstrętny rząd później, ale generalnie PiS nie potrafił się powstrzymać przed byciem sobą.

Wstręt do rządu rozlał się na całość elity politycznej


Okazuje się, iż żadna okoliczność nie jest w stanie skłonić tej formacji do zmiany tonu. Że nie da się zawiesić walki politycznej na kołku, choćby jeżeli akurat sytuacja jest nadzwyczajna. Że atak musi być prowadzony stale, bez żadnych przerw, często na oślep.

A armistycjum nigdy się nie wydarzy. Kolektyw analityczny Res Futura, śledząc to, co działo się w związku z powodzią w sieci, dostrzegł nie tylko, co oczywiste, absolutną dominację tego tematu, ale też rekordowe poziomy obrzydzenia do polityki, pojawiające się w większości (nawet 75 proc.) wypowiedzi internautów.

Polityków oskarżano o brak empatii i granie tragedią. Oczywiście, każda polityczna bańka miała swoich bohaterów i złoczyńców, ale łatwo dostrzec, iż emocję wstrętu do polityki wywoływał PiS. Miał to być wstręt do rządu, ale rozlał się szeroko, na całość elity politycznej.


Jedynie słuszna władza


PiS jako partia opozycyjna zawsze usiłuje wysadzić z siodła państwo, przerabialiśmy to już po katastrofie smoleńskiej. Wówczas podjęto próbę obarczenia odpowiedzialnością za lotniczy wypadek Donalda Tuska i jego współpracowników. Oznaczało to delegitymizację premiera, czy wręcz całego rządu. Będąc bowiem, w narracji PiS, mordercami – wespół w zespół z Putinem – prezydenta i reszty delegacji, tracili moralne prawo, by rządzić dalej krajem. Taka była intencja opowieści o zamachu.

PiS powstrzymywał się tylko do II tury wyborów prezydenckich, a od lipca 2010 roku, po przegranej Kaczyńskiego z Bronisławem Komorowskim, poszedł na całość i do dziś – co jakiś czas, wtedy, gdy uzna to za użyteczne – odgrzewa i tę narrację.

PiS jako partia opozycyjna nigdy nie uznaje rządzących. Tusk był i jest zdrajcą, teraz zaś staje się też autokratą – polecam okładkę tygodnika "Sieci", na której znajdziemy fotomontaż premiera palącego konstytucję, a poniżej przeczytamy, iż "Donald Tusk ogłosił koniec państwa prawa. III RP umarła. Przed nami rządy dyktatorskie".

PO to "formacja zewnętrzna" w służbie Berlina, ale też Moskwy czy Brukseli. Gdy w Pałacu Prezydenckim był Komorowski, to Kaczyński go nie uznawał, na posiedzenia RBN nie przychodził. PiS, gdy nie rządzi, zachowuje się tak, jakby Polską zawiadywał gabinet okupacyjny lub zaborczy, albo przynajmniej z okupantem kolaborujący. Zaś jedynie słuszna, "patriotyczna" władza to władza Nowogrodzkiej.

Powódź uznano za kolejny, wspaniały pretekst, by ogłosić, iż pod rządami koalicji 15 października, zwanej koalicją 13 grudnia, upadło już polskie państwo, a "oni" – jak przekonywał na konferencji Mariusz Błaszczak – "nie mają kompetencji do tego, żeby Polską rządzić".

Czyli nie tylko zdrajcy i element obcy, ale też nieudacznicy. Stara to płyta, ale PiS założył, i skądinąd może to być słuszna strategia, iż ich elektorat jest jak inżynier Mamoń z "Rejsu" - i podoba się mu ta melodia, które już raz słyszał. Tyle iż refren tej wiecznie granej piosenki jest skierowany nie tylko przeciwko Tuskowi, ale też – pośrednio – przeciwko polskiemu państwo. I nie, nie dlatego, iż Tusk gdzieś ogłosił, niczym Ludwik XIV, iż państwo to on.

Demokracja parlamentarna to jest taki ustrój, w którym raz rządzą jedni, raz drudzy. By system był stabilny, to ci, którzy przegrają, muszą honorować zwycięstwo konkurentów. Nie muszą ich lubić, poważać ich programu, decyzji, ale muszą ich uznawać za legalnych, prawomocnych. Oraz ich mandat, pochodzący z wyborów, do rządzenia. Tymczasem PiS traktuje obecny rząd jak bandę uzurpatorów, siebie zaś niczym legalny rząd na uchodźstwie.

Jeśli część wyborców PiS w to wierzy (a wierzy), to wytwarza się klimat szkodzący państwu. Bo państwo – zgodnie z tą narracją – jest "ich", obcych, zdrajców. A do takiego państwa, które zostało wrogo przejęte, nie można mieć zaufania.

Właśnie, zaufanie. Socjologowie wylali morze atramentu na analizowanie naszego, Polaków, stosunku do państwa, po doświadczeniach zaborów, okupacji i ograniczonej suwerenności. Są to traumy idące w pokolenia, tzw. zjawiska długiego trwania. Państwo opresyjne lub wręcz prześladowcze, z obcym aparatem, niszczące lub wyzyskujące ludność zostawiło w nas trwały osad – niechęci, nieufności do państwa, myślenia w kategoriach: społeczeństwo to "my", a państwo to "oni".

Takie ujęcie nie pozwala lub utrudnia, do dziś, myślenie o państwie jako czymś, co współtworzymy w ramach zawartej umowy społecznej. Państwo jest dla nas wciąż bytem odrębnym od obywateli. A PiS te historyczne traumy wyzyskuje i umacnia.

Nie o Polskę Kaczyńskiemu chodzi


Konsekwencje takiej postawy są daleko idące. Nie mając zaufania do państwa, nie ma się zaufania do jego instytucji. Nie szanuje się wspólnego dobra. Ma się pobłażliwy stosunek do tych, którzy państwo oszukują, np. na podatkach. Nieufność uderza w nas wszystkich.

Jak pisze prof. Krystyna Skarżyńska w książce "Nieufność: źródła i konsekwencje", zaufanie nas buduje, a nieufność niszczy: Społeczności i całe społeczeństwa o niskim poziomie nieufności mają większe wskaźniki zadowolenia obywateli z życia oraz charakteryzuje je wyższy poziom zamożności, innowacyjności i wewnętrznej mobilizacji. Nieufność idzie więc w parze ze słabością kapitału społecznego na poziomie makro, ogranicza także indywidualne zasoby obywateli. Natomiast społeczne zaufanie służy indywidualnemu i społecznemu rozwojowi oraz jest fundamentem demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego.

PiS, podważając legalność i mandat obecnej władzy, uderza w nią, ale w i Polskę, która odmienia przez wszystkie przypadki. Ale przecież nie o Polskę Kaczyńskiemu chodzi, ale wyłącznie o panowanie nad nią. Stąd wszystkie chwyty dozwolone, o ile tylko mogą przysłużyć się PiS i powrotowi tej formacji do władzy.

Idź do oryginalnego materiału