
Para, nazywana najgłośniejszym politycznym duetem gejowskim w Polsce zajmuje się głównie podróżami po świecie – oczywiście na koszt podatników
Coraz głośniej mówi się w kuluarach Lewicy, iż cierpliwość wobec Roberta Biedronia się wyczerpuje. Założyciel Wiosny, dziś europoseł, częściej pokazuje w mediach społecznościowych zdjęcia z egzotycznych podróży niż konkrety polityczne – narzekają działacze.
– Zwiedzili cały świat, a nie dowieźli niczego dla ludzi pracy – żali się jedna z radnych z Pomorza, cytowana przez tygodnik Sieci.
Na celowniku jest nie tylko Biedroń, ale także jego partner, eurodeputowany Krzysztof Śmiszek. Para, nazywana najgłośniejszym politycznym duetem gejowskim w Polsce, miała w opinii wielu sympatyków ugrupowania zawieść oczekiwania. – Nierówności? Ubóstwo? Walka z korporacjami? Zero efektów. Zamiast tego – Instagram i podróże – komentują rozgoryczeni działacze.
Sam Biedroń nie ukrywa swojej pasji do wojaży.
„Chile jest krajem nr 100, który odwiedziłem. Każda taka podróż to jak sto przeczytanych książek” – chwalił się niedawno. Wcześniej relacjonował wyprawy m.in. do USA, Jordanii, Arabii Saudyjskiej czy Chin. Z każdej podróży publikuje zdjęcia i refleksje o równości i tolerancji, co jednak coraz częściej budzi zarzuty o pompatyczny ton i hipokryzję. Krytycy wytykają mu, iż odwiedza państwa, w których osoby LGBT+ są prześladowane, a następnie ubolewa nad losem tamtejszych mniejszości.
Wątpliwości podsycają też jego zarobki. Z oświadczeń majątkowych wynika, iż przez sześć lat w Parlamencie Europejskim Biedroń zarobił blisko 800 tys. euro. Jest współwłaścicielem czterech mieszkań o wartości około 3 mln zł, ma na koncie ponad 250 tys. euro i niemal pół miliona zł w obligacjach.
Coraz częściej wśród działaczy Lewicy pada pytanie, czy Biedroń i Śmiszek są jeszcze politykami, czy już celebrytami.
Na podst. i.Pl