Do rekonstrukcji rządu Koalicji 15 października zostało nam co najmniej kilka miesięcy. Z zapowiedzi premiera Donalda Tuska wynika, iż odbędzie się ona po wybraniu nowego prezydenta, czyli najpewniej w czerwcu. Dla wielu polityków jest to jednak dobry moment, żeby zacząć działać na rzecz poprawy swoich notowań. Jasno wskazuje na to sondaż Instytutu Badań Pollster na zlecenie "Super Expressu".
Najlepiej oceniani politycy w rządzie Tuska. Oni powinni zachować stołek
Zacznijmy może od tego, których członków rządu uczestnicy sondażu ocenili najlepiej. Niekwestionowanym liderem jest Radosław Sikorski. Szef naszej dyplomacji regularnie zyskuje w oczach wyborców m.in. stanowczymi wypowiedziami nt. wojny w Ukrainie. Aż 48 proc. badanych wskazało, iż to właśnie on powinien zachować tekę.
Drugim najlepiej ocenianym ministrem jest szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz. Jak widać plany umacniania wschodniej granicy naszego kraju dobrze wpłynęły na jego notowania, a wyborcy zapomnieli już m.in. o zgubionych minach. Za tym, żeby wicepremier pozostał na stanowisku, jest 42 proc. badanych.
Politykiem, którego docenili uczestnicy badania, jest także Adam Bodnar. Za jego pozostaniem na stanowisku ministra sprawiedliwości było 41 proc. badanych. kilka gorszym wynikiem, bo 40-procentowym poparciem, cieszy się szef MSWiA Tomasz Siemoniak.
Ostatnia szansa dla polityków z rządu Donalda Tuska. Mają najgorsze wyniki w sondażu
Najnowszy sondaż wskazał też, którzy politycy powinni zacząć bardziej zabiegać o to, żeby zachować swoje stanowiska. Czerwoną kartkę lada moment może zobaczyć szefowa resortu klimatu Paulina Hennig-Kloska. Jej odwołania chce aż 52 proc. uczestników sondażu.
Dalej znaleźli się kolejno minister rolnictwa Czesław Siekierski, a także ministra zdrowia Izabela Leszczyna. Za dymisją dla pierwszego z nich jest 48 proc. uczestników badania. Odejścia Leszczyny chce natomiast 53 proc. Polaków.
Pojawienie się w tym gronie zwłaszcza szefowej resortu zdrowia nikogo chyba nie dziwi. Od lat to właśnie ministrowie z tego resortu są tymi najgorzej ocenianymi. Pod jej adresem pada wiele zarzutów, a ten główny dotyczy opieszałości działania ministerstwa. Zresztą z tempa reformy dotyczącej szpitali powiatowych zadowolona nie była sama ministra.
– Boli mnie, iż nie udało mi się w ubiegłym roku przeprowadzić ustawy o ratowaniu szpitali powiatowych, o przekształcaniu ich w taki sposób, żeby odpowiadały rzeczywistym potrzebom zdrowotnym mieszkańców – mówiła Leszczyna w rozmowie z "Pulsem Medycyny".
Podkreśliła jednak, iż przeforsowanie nowych rozwiązań nie będzie łatwe. – Przekonałam się o tym na własnej skórze, ale się nie poddaję. Z jednej strony – ograniczone zasoby, zwłaszcza kadrowe, wymagające mądrego zarządzania. Z drugiej – potrzeba zapewnienia pacjentom szybkiego i skutecznego leczenia. Z trzeciej – przyzwyczajenie, które jest drugą naturą człowieka. A przecież system szpitalny powinien być uszyty na miarę pacjentów, a nie administracyjnych schematów – dodała ministra Izabela Leszczyna.