Kto pojedzie do Moskwy?

myslpolska.info 12 godzin temu

Stany Zjednoczone ustalają właśnie nowe reguły geopolitycznej rozgrywki. Wyrazem tego jest najnowsza Narodowa Strategia Bezpieczeństwa, opublikowana przez administrację prezydenta Trumpa.

Postrzeganie tego dokumentu i ocena jego wymowy jest całkowicie odmienna z punktu widzenia różnych państw. Gdybym był mieszkańcem np. jednego z państw Ameryki Środkowej lub Południowej miałbym prawo czuć się zagrożony wyrażaną wprost intencją zacieśnienia amerykańskiej dominacji. Jednak nie jestem nim.

Dla nas, Polaków nowa amerykańska strategia bezpieczeństwa niesie więcej szans niż zagrożeń. Jedną z najważniejszych pośród tych pierwszych jest perspektywa relatywnie szybkiego zakończenia wojny o Ukrainę. Czytamy tam wprost: „Kluczowym interesem Stanów Zjednoczonych jest wynegocjowanie szybkiego zakończenia działań wojennych na Ukrainie, tak aby ustabilizować gospodarki europejskie, zapobiec niezamierzonej eskalacji lub rozszerzeniu wojny oraz odtworzyć stabilność strategiczną w relacjach z Rosją.”

Zanosi się więc na oczekiwany przez wielu, przez niektórych z nadzieją, przez innych zaś z przerażeniem, reset Zachodu w stosunkach z Rosją. Zachodu, którego integralną choć marginalną częścią jest także Polska. To adekwatny moment by zamiast zaklinać rzeczywistość infantylnymi rusofobicznymi tyradami, rozważyć podjęcie konkretnych, pragmatycznych kroków w celu restytucji relacji politycznych, gospodarczych i kulturowych z Rosją.

Może być to jednak trudniejsze niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Kto miałby bowiem być twarzą owego resetu? Politykiem na tyle znaczącym i wiarygodnym by reprezentować stronę polską, a na tyle nieuwikłanym w niszczenie wzajemnych stosunków by nie stało to na przeszkodzie z rosyjskiego punktu widzenia.

Z całą pewnością do takiej misji nie nadaje się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Człowiek, który bardziej niż o interes Polski zabiega o własny wizerunek. Czyni to na przykład sypiąc na prawo i lewo równie widowiskowymi i efekciarskimi co pustymi i pozbawionymi realnego znaczenia groźbami w kierunku Rosji. Sikorski jako minister konsekwentnie psuł relacje polsko-rosyjskie. Wyrazem tego poza jego niewyparzonym językiem były także konkretne działania, takie jak zamykanie rosyjskich konsulatów w Polsce, zresztą ze szkodą dla zamieszkujących Rosję Polaków. Zatem narcyz, bufon i szkodnik Sikorski oczywisty sposób nie nadaje się. Podobnie zresztą jak Donald Tusk, który jako Prezes Rady Ministrów politykę Sikorskiego firmował i wciąż firmuje.

Nie lepiej jest z drugiej strony. Prezydent Karol Nawrocki to człowiek, który swą polityczną pozycję budował niszcząc upamiętnienia poległych radzieckich żołnierzy. Człowiek, który ze swojego antykomunizmu, stanowiącego w gruncie rzeczy fasadę nieudolnie maskującą wściekłą rusofobię, uczynił oś swojej tożsamości. Który odmówił spotkania z Viktorem Orbanem tylko dlatego, iż ten utrzymuje relacje z Władimirem Putinem.

Zresztą całą tę trójkę, pomimo dzielących ich różnic, łączy wściekła antyrosyjskość i konsekwentne wojenne podżegactwo. choćby Nawrocki, werbalnie dystansujący się od polityków europejskich i stawiający na administrację Trumpa, nie potrafi powstrzymać się od prowojennych i rusofobicznych pohukiwań.

Poza dwoma głównymi obozami politycznymi sytuacja nie jest bynajmniej lepsza. Abstrahując od faktu, iż w relacjach międzynarodowych Polskę reprezentować może wyłącznie prezydent lub rząd, w szeregach mniejszych partii i tak nie sposób odnaleźć jakiegokolwiek potencjalnego kandydata do rozmów z Rosją. Polskie Stronnictwo Ludowe, które jeszcze kilka lat temu i jawiło się jako oaza umiarkowania i realizmu wśród oszalałej polityki krajowej, dziś, pod kierownictwem Władysława Kosiniaka-Kamysza, stało się prowincjonalną przystawką do Koalicji Obywatelskiej. Lewica od dawna nie zajmuje się już żadnymi realnymi problemami, heroicznie walcząc o własne przeżycie. Liderzy Konfederacji nie mają natomiast odwagi zająć w kwestii polityki wschodniej własnego stanowiska, miotając się między rzadkimi przebłyskami politycznego realizmu, a hurapatriotyczną fanfaronadą w stylu PiS. Z kolei Grzegorz Braun, choćby jeżeli inkryminowanej misji zechciałby się podjąć, ze względu na swoje liczne wybryki przez nikogo w Europie i na świecie nie będzie traktowany poważnie. Zatem mamy pat.

Konkluzja, choć ponura, jest oczywista. Wśród polskich elit politycznych nie ma osób, a choćby formacji politycznych, zdolnych do porozumienia z Moskwą. W tej sytuacji Wielki Brat zza oceanu ma zasadniczo dwa wyjścia. Albo wykreuje w Polsce nową siłę, której politycy będą w większym stopniu rozumieć otaczający ich świat, albo uzna, iż nie ma takiej potrzeby, iż Polska wcale nie musi porozumiewać się z Rosją. Wtedy w kolektywnym Zachodzie odgrywać będziemy rolę harcownika. Kuriozalnego ratlerka, który co prawda nie ma żadnej siły, ale dzielnie obszczekuje wszystkich w koło.

Przemysław Piasta

Myśl Polska, nr 51-52 (21-28.12.2025)

Idź do oryginalnego materiału