Po przegranych wyborach prezydenckich w Koalicji Obywatelskiej narasta napięcie.
Dwa tygodnie temu warszawscy radni zajmowali się nocną prohibicją. Projekt zakazu sprzedaży alkoholu w całej stolicy złożył Rafał Trzaskowski, ale ku zaskoczeniu obserwatorów – sam go wycofał.
Radni przyjęli zamiast tego uchwałę zaproponowaną przez klub KO, ograniczającą zakaz sprzedaży alkoholu w nocy jedynie do Śródmieścia i Pragi-Północ.
Media nie miały wątpliwości: był to poważny cios w prezydenta Warszawy i przykład politycznego upokorzenia we własnym obozie. Według spekulacji, w tle miał działać minister spraw wewnętrznych i administracji oraz szef warszawskiej PO Marcin Kierwiński. Nie brakowało głosów, iż sam Tusk dał mu „zielone światło”, by uderzyć w Trzaskowskiego.
Tusk: wybory były nie do wygrania
Renata Grochal opisuje wprost, iż KO zdecydowała się „przyciąć” Trzaskowskiego, odreagowując własną porażkę.
– Frustrację czuć na każdym kroku – podkreśla.
Sam Tusk, jak wynika z relacji współpracowników, miał już w noc wyborczą ocenić, iż wobec „fali populizmu” zalewającej Zachód, wybory w Polsce były z góry przegrane.
Pojawia się pytanie, dlaczego w roli kandydata KO na prezydenta wystawiono właśnie Trzaskowskiego, a nie np. Radosława Sikorskiego. Jeden z bliskich Tuska przyznał, iż premier po prostu dotrzymał obietnicy: kiedy wrócił na polską scenę polityczną, zawarł układ z włodarzem Warszawy – Trzaskowski nie podważa przywództwa Tuska, w zamian dostaje szansę w wyborach prezydenckich.
Trzaskowski bez pomysłu na siebie?
Problem w tym, iż – jak donoszą źródła – sam Trzaskowski dziś nie ma jasnej koncepcji swojej dalszej kariery. Choć pozostaje prezydentem stolicy, a to teoretycznie mocna pozycja, sprawa nocnej prohibicji pokazała jego słabość choćby na własnym podwórku. To partia, której powinien być twarzą, zdecydowała się go ukarać.
Na podst. i.Pl