No więc tak… Nie tak, nie tak dawno jeszcze, objawili nam się pastafarianie, czyli członkowie kościoła Latającego Potwora Spaghetti, a teraz z podziemi wylazł Kościół Ludzi Słońca. Kolejna religia parodystyczna? Niewykluczone, ale przynajmniej mają oni jedną, niezwykle istotną przewagę nad wszystkimi pozostałymi kościołami i religiami (wliczając w to te abrahamowe) – ich bóg, czyli Słońce, przynajmniej istnieje, i co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Pozostałych bogów, w tym tego jakoby najważniejszego, nie zobaczymy choćby w zawilgoconej piwnicy.
Nowy kościół został w Polsce zarejestrowany w lutym, no i teraz, moim zdaniem całkiem słusznie, domaga się wprowadzenia „swojej” religii do szkół, no bo niby dlaczego nie. Tym bardziej, iż „religijna oferta” wydaje się dość interesującą a choćby atrakcyjną. Żadnego pierdolenia o sfiksowanym facecie, który niby chodził po wodzie i żył o wodzie, kradł ryby, chleb i fałszował wino, ponoć w imię naszego zbawienia, tylko bliższy ciału konkret.
Uczniowie wybierając tę religię, mieliby szansę poznać – tu cytuję przekaz ewangeliczny – „prawa przyrody, oraz mogłyby nauczyć się, jak dbać o planetę, nie niszcząc jej zasobów. Równie ważne dla nas jest promowanie równości wszystkich ludzi niezależnie od płci, orientacji, pochodzenia czy wyznania”. Czyli coś, czego za żadne skarby nie może uznać i zaakceptować kościół katolicki. To jest sprzeczne i z jego zasadami i z praktyką jego działania.
Kilka dni temu, przedstawiciele Kościoła Ludzi Słońca wysłali do Ministerstwa Edukacji projekt porozumienia w sprawie wymagań wobec katechetów i liczą na szybką odpowiedź, przy czym są elastyczni, jeżeli bowiem trzeba będzie coś na prośbę ministerstwa zmienić, czy doprecyzować, chętnie to zrobią. Liczą, iż od września nowa religia będzie w szkołach nie tylko obecna, ale będzie również religią pierwszego wyboru, biorąc pod uwagę atrakcyjność przekazu.
Program nauczania religii Kościoła Ludzi Słońca w szkołach, będzie się opierał na fundamentalnych wartościach, to znaczy na wiedzy (szach-mat katole), oraz równości i trosce o świat (szach-mat katole). Uczniowie i uczennice będą się mogli uczyć, iż Słońce symbolizuje życie, oraz cykl natury, z którym to człowiek powinien żyć w zgodzie. Kluczowym elementem programu miałaby być również ochrona środowiska, to znaczy, dzieciaki będą się uczyć jak zadbać o planetę, i nie niszczyć w bezmyślny sposób jej zasobów. Istotne będzie „promowanie równości wszystkich ludzi niezależnie od płci, orientacji, pochodzenia czy wyznania oraz rozwijanie empatii i szacunku dla innych, oraz dla samych siebie”. W do cna opresyjnej ideologii kościoła katolickiego, coś takiego po prostu nie ma prawa bytu. No więc szach-mat a potem gilotyna katole.
Jeszcze raz warto więc podkreślić, najlepiej wężykiem Jasiu: to co proponuje Kościół Ludzi Słońca, wszystko to jest jawnie wbrew wartościom wyznawanym i promowanym przez tak zwany kościół katolicki, najbardziej zacofaną, represyjną i bezduszną instytucję jaka istnieje. Więc zakładam, iż nowy kościół za moment stanie się celem ślepych, zaciekłych i wściekłych ataków biskupów, podżegających z zasady głupich i ograniczonych umysłowo wiernych do rozprawienia się z wysłannikami szatana.
Już abstrahując od powagi całego tego przedsięwzięcia i szans na zrealizowanie pomysłu (wychodzę mimo wszystko z założenia, iż dziś jakikolwiek kościół i jakakolwiek związana z nim religia, to objaw poważnej choroby po podłożu psychiatrycznym), bardzo bym chciał i oczekuje wręcz tego, aby ministerstwo dało „słonecznym” zielone światło i zaleciło wprowadzenie tego do szkół, dobrowolnie rzecz jasna, w sensie jeżeli znajdą nie chętni. A to dlatego, iż po prostu chciałbym usłyszeć to wycie i ten skowyt jezusolubnych, którzy bardziej od siebie (a siebie jak wiemy nienawidzą pasjami), nienawidzą wszelkiej konkurencji. Widok zapluwających się z oburzenia katolików, zawsze wywołuje u mnie zachwyt. Lubię ten ich ekumeniczny smród o poranku, niczym pułkownik Kilgore lubił o poranku zapach napalmu.