Bez koszenia polska przyroda straciłaby łąki w ciągu 200 lat. Miejsca, gdzie gniazduje 20 proc. światowej populacji wodniczki – małego ptaka wędrownego, zarosłyby nawłocią i rdestowcem.
Właśnie dlatego w Biebrzańskim Parku Narodowym co roku organizowane są mistrzostwa świata w koszeniu bagiennych łąk – nie tylko dla folkloru, ale dla ratowania siedlisk zagrożonych wyginięciem gatunków.
O tym, jak tradycyjne podejście może chronić bioróżnorodność nie gorzej niż rezerwat, rozmawiamy z kierowniczką działu edukacji Biebrzańskiego Parku Narodowego Beatą Głębocką oraz Karolem Szurdakiem, etnobotanikiem i biologiem.
- Czytaj także: Założyli unikalny ośrodek w Pieninach. „To laboratorium życia”
Kosa wraca do łask. Po 500 latach Polacy znów ratują łąki
Karolina Gawlik, SmogLab: Czym są sianokosy, zwłaszcza z perspektywy ekologicznej?
Karol Szurdak (K.S.): Sianokos to proces, który pozwala nam zachować łąki. Łąka nie jest docelowym miejscem w naszym klimacie. To siedlisko antropogeniczne, powstałe w wyniku działalności człowieka. Gdyby nie było sianokosów lub innego rodzaju użytkowania tych terenów, jak chociażby wypas, łąki zniknęłyby w Polsce za jakieś 200 lat.
Z perspektywy ekologicznej sianokosy dają nam większą liczbę siedlisk, bo oprócz lasów, zyskujemy przestrzenie otwarte. Dziś wiele łąk zostało porzuconych. Cofają się, jest ich coraz mniej, ponieważ zaprzestano na nich koszenia i wypasu. W efekcie pojawiają się na nich gatunki inwazyjne, jak chociażby nawłoć. Widzimy teraz w Polsce, iż niemal wszędzie jest od niej żółto.
Wodniczka, fot. Erni/ShutterstockPowrót do natury. Z czego wynika?
W Biebrzańskim Parku Narodowym co roku organizowany jest konkurs sianokosów.
Beata Głębocka (B.G.): To była już dwudziesta edycja tego konkursu. Ideą biebrzańskich sianokosów jest przede wszystkim ochrona dziedzictwa kulturowego, ale także promocja tradycyjnego, przyjaznego przyrodzie sposobu koszenia bagiennych łąk oraz zwrócenie uwagi na konieczność czynnej ochrony i zachowania unikalnych, otwartych ekosystemów bagiennych Doliny Biebrzy. Początki manualnego koszenia biebrzańskich łąk sięgają schyłku średniowiecza, czyli XIV i XV wieku. Tradycja manualnego koszenia nad Biebrzą ma więc co najmniej 500 lat.
Na początku używano wyłącznie sierpa. Kosa, jako nowoczesne narzędzie, pojawiła się dopiero w XVIII wieku. Siano pozyskiwano jako paszę i podściółkę dla zwierząt. Bagienne łąki były tradycyjnie użytkowane rolniczo jeszcze w latach 60. Niestety, w latach 90. koszenie łąk na terenie bagien biebrzańskich praktycznie całkowicie zanikło.
Niestety?
B.G.: Tak, ponieważ te tereny, koszone przez stulecia, są miejscami życia zwierząt i roślin, w tym bardzo rzadkich i zagrożonych wyginięciem gatunków, które przystosowały się do tutejszych specyficznych, unikatowych siedlisk. W przypadku ich zaniku, bądź też przekształcenia, te gatunki po prostu przestaną istnieć lub drastycznie obniżą swoją liczebność. Zaprzestanie koszenia spowoduje, iż w większości przypadków, siedliska przekształcą się w ziołorośla, czyli zbiorowiska zdominowane przez okazałe byliny lub po prostu w lasy brzozowe i olsy.
Tym narzędziem koszono w średniowieczu. Dziś znów chroni przyrodę
Co jeżeli łąki zastąpią lasy?
K.S.: Z perspektywy bioróżnorodności chcemy mieć i lasy, i łąki. Młody las, który zarasta łąkę, jest najczęściej złożony z gatunków powtarzających się wszędzie. Potrzebowałby kilkuset lat, żeby stać się uczciwie cennym przyrodniczo lasem. Dlatego warto myśleć o otwartych przestrzeniach, jednocześnie chroniąc biernie starodrzewie, puszcze.
Osobiście znam historię pięknej, wilgotnej łąki, gdzie znajdowało się zbiorowisko ważnych storczyków. Kiedy przyjechałem tam po kilku latach nieobecności, wszystko było zarośnięte rdestowcem, czyli wysoką rośliną, która po wyschnięciu wygląda trochę jak bambus, zacienia inne gatunki i praktycznie dominuje w 100 proc. Podobnie jest z nawłocią.
Rolnicy mogą zatem wspierać życie na łące?
B.G.: Najbardziej charakterystycznym krajobrazem dla Doliny Biebrzy są otwarte przestrzenie, które przez setki lat były kształtowane właśnie przez ekstensywne rolnictwo. jeżeli chcemy ten krajobraz zachować, potrzebne są zabiegi czynnej ochrony, czyli wykaszania łąk. Wiadomo, iż nie jesteśmy w stanie zrobić tego dzięki kos tradycyjnych, więc zabiegi wyglądają już trochę inaczej, niestety, przy użyciu cięższego sprzętu.
Dzięki temu zachowujemy siedliska odpowiednie dla życia wielu cennych, rzadkich, zagrożonych wyginięciem zwierząt. To chociażby wodniczka, której na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego gniazduje 20 proc. światowej populacji i wiele innych, jak chociażby dubelt, czy ptaki siewkowe, które mają coraz mniej odpowiednich miejsc, w których mogą bezpiecznie wyprowadzić lęgi, zdobyć pożywienie. Takie tereny są też bezpieczną ostoją dla łosia.
K.S.: Co ciekawe, znam przypadki, w których utworzenie rezerwatów na niektórych łąkach spowodowało, iż także zaczęły na nich dominować gatunki ekspansywne, bo lokalni ludzie przestali na nie chodzić ze swoimi krowami. Dlatego wypas, jako aktywna ochrona ekologiczna, pozwala na utrzymanie niektórych siedlisk cennych roślin.
Fot. Agnes Kantaruk/ShutterstockFinansowa metoda marchewki
Dopłaty dla rolników na koszenie łąk to szansa dla przyrody czy zagrożenie?
B.G.: Rolników obowiązują wtedy specjalne przepisy dotyczące koszenia. Chodzi przede wszystkim o dostosowanie terminów prac do okresu lęgowego ptaków, czyli umożliwienie im bezpiecznego wyprowadzenia młodych. Należy również wtedy przestrzegać odpowiedniej wysokości koszenia od podłoża. Chroni to mniejsze zwierzęta, które ukrywają się blisko ziemi. choćby koszenie mechaniczne można wykonywać w ten sposób, żeby było ono bardziej przyjazne środowisku.
K.S.: Bardzo istotną rzeczą jest też zbieranie siana, ponieważ pozostawienie skoszonej trawy, również jest szkodliwe dla łąki. Roślinom jest wówczas trudno się przebić, bo nie mają dostępu do światła. Rozkładająca się trawa generuje dużo związków organicznych, więc następuje proces przenawożenia, kiedy w glebie występuje za dużo azotu. Są gatunki roślin, które potrzebują go trochę mniej. Jako etnobotanik, prowadzący inwentaryzację cennych łąk, polecam rolnikom, by korzystali z dopłat w taki sposób, żeby mogli zarówno zachować różnorodność roślinności, jak i chronić określone gatunki ptaków, których ochrona może być lepiej dofinansowana w przyszłości. Przykładem jest chociażby derkacz w Bieszczadach. Wówczas łąkę można kosić dopiero w sierpniu, żeby ten wspaniały ptak zdążył wyprowadzić swoje młode.
Czyli motywacja do ochrony łąki płynie z kwestii finansowych.
K.S.: Logika sianokosów od zawsze była w dużej mierze ekonomiczna. Gospodarowało się terenem tak, żeby jak najwięcej z niego skorzystać – uzyskać jak najwięcej siana, a jednocześnie nie kosić zbyt często, ta,k jak to robimy współcześnie na przydomowych trawnikach. o ile rzadziej kosimy, pojawia się więcej gatunków. Kiedy zaczynało się sianokosy pod koniec maja, czerwca, wiele gatunków wiosennych zdążyło już wypuścić swoje nasiona.
Zawody w ekologicznym koszeniu
W takim razie czemu w ogóle powrót do sianokosów, skoro mamy możliwość koszenia bardziej efektywnie, przemysłem cięższym?
B.G.: Tradycyjny sianokos nie generuje hałasu, nie emituje spalin. Jest przyjazny przyrodzie, nie zabija zwierząt żyjących w tym środowisku, nie niszczy struktury tej roślinności.
Od kilku lat, w sierpniu, Biebrzański Park Narodowy prowadzi warsztaty nauki tradycyjnego koszenia kosą. Pierwszy dzień ma charakter wykładowy o historii kosy i koszenia, zawiera informacje teoretyczne na temat tej umiejętności. Drugi dzień to już praktyczne warsztaty nauki koszenia i klepania, czyli ostrzenia kosy.
Co bardzo nas cieszy, warsztaty cieszą się dużym zainteresowaniem. Mamy ogromną satysfakcję, iż udało nam się przyczynić do tego, iż już kilkadziesiąt osób nauczyło się kosić bądź udoskonaliło swoją umiejętność w tym zakresie. Wykorzystują to później, aby w sposób przyjazny przyrodzie, kosić swój trawnik we własnym ogrodzie.
Tu czas stanął w miejscu
Kto przychodzi na takie warsztaty i bierze udział w waszym tradycyjnym konkursie?
B.G.: Biebrzańskie sianokosy to mistrzostwa świata w koszeniu bagiennych łąk. W zawodach biorą udział specjaliści rolnictwa z Doliny Biebrzy, którzy nauczyli się kosić od swoich ojców, dziadków. Są też pracownicy parków narodowych z Polski i zagranicy oraz turyści z Polski, którzy nauczyli się kosić i przyjeżdżają właśnie do nas sprawdzić swoje umiejętności. W warsztatach koszenia biorą udział adekwatnie ludzie z całej Polski, których interesuje ten temat.
Na czym polegają mistrzostwa? Co jest oceniane?
B.G.: Zawodnicy w zespołach dwuosobowych mają za zadanie wykosić odcinek o długości 50 metrów w czasie nie dłuższym niż 30 minut. Szerokość jednego pokosu nie może być mniejsza niż 1,5 metra. Sędziowie mierzą czas z dokładnością do jednej setnej sekundy dla wszystkich zawodnika oddzielnie. Po zakończeniu takiej konkurencji sędziowie techniczni oceniają również jakość koszenia. Przyznają punkty karne za nierówne ściernisko, pozostawienie wysokiego ścierniska, niedocięcie trawy. Dziesięciu zawodników z najlepszymi czasami, wyłonionych w konkurencji drużynowej, zostaje zakwalifikowanych do finału indywidualnego. Tam walczą o tytuł mistrza. Każdy zawodnik ma prawo do używania własnej kosy.
Piotr Tałataj/Materiały Biebrzańskiego Parku NarodowegoZamiast hałasu i spalin – świst kosy. Polacy odkrywają starą sztukę na nowo
Czy we współczesnych czasach, kiedy sianokosy zanikają, mają jeszcze szansę jakiegokolwiek powrotu do łask?
B.G.: Myślę, iż w małej skali tak. To dla nas szansa, żebyśmy zrobili coś w swoim ogródku, w najbliższym otoczeniu, co jest działaniem bezpośrednio przyjaznym przyrodzie. Miejmy też świadomość ochrony bardzo cennego dziedzictwa kulturowego.
Powierzchnia naszego parku to 60 tys. ha, z czego około 30 proc. powierzchni stanowią obszary, na których prowadzono wypasania, więc nie dałoby się o nie zadbać wyłącznie kosą tradycyjną. Tam jest to fizycznie niemożliwe, ale na pewnych bardzo cennych przyrodniczo obszarach, prowadzimy zabiegi przynajmniej z użyciem manualnej kosy spalinowej.
K.S.: Myślę, iż nie, choć dzięki programom rolno-środowiskowym, możemy ochronić te łąki, które wymagają corocznego koszenia. Tylko iż wtedy nikt tego nie robi tradycyjną kosą. Wszystko się modernizuje, rolnictwo także. My też rzadko kiedy już używamy tarki do prania, tylko pralek automatycznych. Trudno oczekiwać od rolników, iż oni będą kosić kosą tradycyjną. Mimo to, ludzie zgłaszają się na warsztaty, czy konkursy, bo to przyjemna, integrująca, manualna czynność. Sam wychowywałem się na wsi, więc umiem kosić kosą i cenię sobie, iż mam tę umiejętność. To też rodzaj sztuki. choćby jeżeli to kwestia folkloru, wciąż jest on bardzo ważny. Zwłaszcza w takich rejonach, jak na przykład okolice Biebrzy.
Wyzwania współczesnego rolnictwa
Co tracimy, gdy zanikają tradycyjne sianokosy?
B.G:. Największym współczesnym problemem jest tak naprawdę utrata różnorodności biologicznej, ale również zmiany klimatu. Wiążą się z tym: większe susze, coraz mniejsza ilość wody. A jak wiemy, woda to życie.
Niestety, we współczesnym krajobrazie rolniczym, mozaika łąk, pastwisk, pól ustępuje miejsca monokulturom, czyli wielkopowierzchniowym, jednogatunkowym uprawom rolnym. Do tego dochodzi duża ilość nawozów chemicznych. Powstawanie takich gospodarstw wielkoobszarowych spowodowało, iż zanikają enklawy dzikiej przyrody. Często przeszkadzają w pracach polowych, głównie w manewrowaniu ciężkimi maszynami rolniczymi i nie przynoszą dochodów, a więc są uznawane za bezużyteczne. Tymczasem to miejsca życia, schronienia wielu gatunków roślin i zwierząt.
Im miedze są większe, tym większe jest ich znaczenie dla świata roślin i zwierząt. Są to miejsca nieużytkowane rolniczo, pasy porośnięte zwykłą roślinnością. Powszechnie błędnie uznane za chwasty, na ogół stanowią bardzo pożyteczne rośliny, są źródłem pożywienia dla niezliczonej liczby owadów i ptaków. Takie łąki charakteryzują się ponad dwukrotnie większą liczbą ptaków niż monokultury – zarówno w okresie lęgowym, jak i zimą.
- Czytaj także: Gleby w opałach. Zmiana klimatu i monokultury to droga do piekła
–
Zdjęcie tytułowe: Piotr Tałataj/Materiały Biebrzańskiego Parku Narodowego
Tekst jest częścią naszego cyklu „Żyć wolniej”, w którym przyglądamy się idei „slow life”, polskiej kulturze pracy, alternatywnym formom edukacji i spędzania wolnego czasu. Pokazujemy miejsca, które opierają się tradycyjnym procesom, rozmawiamy z ekspertami i ludźmi, którzy postanowili zwolnić i iść wbrew głównemu nurtowi. Wszystkie teksty można znaleźć pod TYM LINKIEM. Cykl we współpracy z Fundacją Better Future.

2 godzin temu















