Szymon Hołownia wszedł do polityki jako świeży powiew – człowiek spoza partyjnych układów, obiecujący nową jakość i powagę w życiu publicznym. Dziś jednak coraz częściej wygląda na to, iż jego ugrupowanie błądzi, a on sam – zamiast prowadzić – wikła się w polityczne rozgrywki, które szkodzą zarówno jemu, jak i całej koalicji.
Ostatnie głosowanie nad prezydenckim projektem ustawy o Centralnym Porcie Komunikacyjnym to najlepszy dowód. Sejm nie odrzucił wniosku Lewicy, a projekt trafił do dalszych prac w komisji infrastruktury – dzięki głosom dziewięciu posłów Polski 2050, w tym samego Hołowni. Z perspektywy zwykłego wyborcy sprawa wydaje się prosta: jeżeli tworzy się koalicję rządzącą, powinno się grać do jednej bramki. Tymczasem lider Polski 2050 zademonstrował, iż bardziej interesuje go własna polityczna gra niż spójność rządu.
Nieprzypadkowo Rafał Trzaskowski mówił o przekroczonym „Rubikonie”: „Bo o ile rzeczywiście jakieś ugrupowanie polityczne jest w rządzie, a będzie się dzielić i głosować z prezydentem, to coś głęboko niepokojącego się dzieje”. To słowa trudne do zlekceważenia – w istocie bowiem Hołownia znalazł się w sytuacji, w której nie wiadomo, po której stronie stoi.
Sam zainteresowany zbył te zarzuty. „Jakoś nie mam takiego przekonania, iż zdanie Trzaskowskiego (…) może mieć jakieś daleko idące skutki” – mówił. Problem jednak nie leży w tym, jaką pozycję ma Trzaskowski w Platformie, ale w tym, iż Hołownia od miesięcy budzi wątpliwości co do swojej lojalności wobec partnerów.
Bartosz Arłukowicz ujął to dobitnie: „Koalicja w tak trudnej sytuacji politycznej i geopolitycznej (…) powoduje to, iż powinniśmy być jedną, zgraną drużyną”. Dalej podkreślił: „Uważam, iż ci, którzy mają wątpliwości, jak głosować w tego typu głosowaniach powinni podjąć decyzję – jesteśmy albo po stronie koalicji, albo po stronie prezydenta”. W tym prostym zdaniu kryje się sedno krytyki Hołowni – brak jasności, brak decyzji, brak przywództwa.
Równie mocne były słowa Roberta Biedronia: „Nie da się ukryć, iż Szymon Hołownia znów narobił nam problemów. Trochę szkoda, bo on naprawdę powinien już z tego politycznego przedszkola przejść do głównej ligi. (…) Widać, iż kolacje z Bielanem i Kaczyńskim mu szkodzą”. Obraz „politycznego przedszkola” działa na wyobraźnię – Hołownia, zamiast być dojrzałym liderem, jawi się jako ktoś, kto dopiero uczy się podstawowych zasad gry, a przy tym gubi się w sojuszach i flirtach z przeciwnikami.
Trudno nie dostrzec, iż Polska 2050 zaczyna sprawiać wrażenie partii wewnętrznie podzielonej i niezdolnej do konsekwentnych działań. choćby w głosowaniu nad projektem prezydenta nie wszyscy posłowie ugrupowania zagłosowali tak samo – 12 wstrzymało się od głosu. To kolejny sygnał, iż Hołownia nie panuje nad własnym klubem, a co dopiero nad polityczną strategią.
Wizerunek marszałka Sejmu miał być symbolem stabilności. Tymczasem kolejne miesiące pokazują coś odwrotnego – brak konsekwencji i brak jasnej linii. Lider ugrupowania, który miał wnieść nową jakość, coraz częściej wygląda na zakładnika własnych wahań i kalkulacji.
Dla wyborcy nie ma nic gorszego niż polityk, który nie potrafi jasno określić swojego miejsca. Hołownia chce być jednocześnie częścią koalicji i głosem odrębnym. Chce być liderem, ale nie umie narzucić dyscypliny swoim posłom. Chce uchodzić za człowieka dialogu, a jego decyzje coraz częściej wprowadzają chaos.
Można się zastanawiać, czy problem leży w samej osobie Hołowni, czy w projekcie politycznym, który od początku był budowany na wizerunku, a nie na spójnej ideologii. Jedno jest pewne: jeżeli Hołownia gwałtownie nie przestanie się miotać między partnerami, wyborcy sami zaczną traktować go jako kogoś, kto – jak mówił Biedroń – „zniknie ze sceny politycznej”.
W polityce, podobnie jak w życiu, nie da się ciągle siedzieć okrakiem na barykadzie. Trzeba wybrać stronę. Hołownia jak dotąd pokazuje, iż woli grać w swoją własną grę. Problem w tym, iż coraz mniej osób ma ochotę być jej widzem.