Minęły trzy miesiące od wyborów prezydenckich, a koalicja wciąż nie wie, dlaczego przegrała. Gdyby nie powaga sytuacji, byłoby to choćby zabawne. Zamiast refleksji dostajemy obrażone miny, zestawy wzniosłych haseł i porównania. Ostatnio szczególnie modne: Rafał Trzaskowski na festiwalu chopinowskim kontra Karol Nawrocki jedzący kebaba i oglądający mecz na wiejskim boisku.
Oczywiście, porównanie ma być symbolem upadku. Że niby kiedyś byliśmy w „Europie”, a teraz jesteśmy przy budce z kebabem. Że światli, kulturalni, czytający Prousta przy fortepianie mieli prowadzić Polskę ku oświeceniu, ale niestety lud wybrał piłkę nożną, sos mieszany i śmiech. I zaufanie zdobyte nie w TVN-ie, tylko na trybunach.
Problem w tym, iż ten lud właśnie zagłosował. I nie na samozwańcze elity, tylko na tych, którzy mówią do niego po ludzku. A nie z pozycji zadartego nosa. Bo czasem młody człowiek ma ochotę zjeść kebsa, a nie organiczne kaszotto z jarmużem.
I może właśnie tu jest odpowiedź, której „elity” wciąż nie chcą usłyszeć. Że Polska to nie tylko filharmonia i debaty o klimacie. To też hot-dog na Orlenie przy trasie, mecz B-klasy i kebab o północy. Dopóki ktoś nie zrozumie, iż jedno nie wyklucza drugiego to będzie przegrywać.
Z kulturą wysoką nie ma problemu. Z pogardą – owszem.
Marcin Porzucek
Poseł na Sejm RP