Znaczną część poniedziałku, czyli dnia, w którym okazało się, iż Polski nie będzie podczas szczytu w Waszyngtonie, spędziłem na próbie wyjaśnienia, jak to się stało, iż dwaj najważniejsi polscy politycy nie zdołali się ze sobą porozumieć w sprawie tego, który z nich poleci za ocean. Cały dzień zakładałem bowiem, iż mamy do czynienia z powtórką niesławnej "wojny o krzesło" pomiędzy Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem. Okazuje się tymczasem, iż żadnej wojny nie było.