Kiedyś w PiS teraz „Silny razem” – przegrał proces z Andrzejem Dudą

3 miesięcy temu

Polityka coraz bardziej zaczyna przypominać świat celebrytów i influencerów, gdzie bez codziennej sensacji nie ma życia. Konkurencja w tych branżach zrobiła się bardzo gęsta, kiedyś w roli oryginalnych osobowości występowały pojedyncze postaci, choćby kultowa postać Janusza Koriwna-Mikke. Dziś w Sejmie znajdziemy całą listę osobliwości, które udają osobowości, a przy tym zwracają na siebie uwagę przy pomocy „ups”. W tej materii górują panie, bo „ups” przeważnie dotyczy rozpiętego stanika albo odsłoniętych majtek, mężczyźni mają nieco gorzej.

Powszechnie też wiadomo, iż fani przejmują nawyki idoli, dlatego Internet stęka pod ciężarem wszelkiego rodzaju sensacji, od pożerania 100 pączków w kwadrans, po połykanie łańcucha od piły spalinowej. Stałym zwyczajem polityków są też procesy sądowe oraz zawiadomienia do prokuratury w najbardziej absurdalnych sprawach i dokładnie tym tropem postanowił pójść mieszkaniec Górnego Śląska. Gerard Weychert na co dzień mieszka pod Wodzisławiem Śląskim i jest prezesem Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Jastrzębiu-Zdroju.

Podjęta przez pana Weycherta aktywność procesowa wskazuje, iż nie darzy on sympatią Andrzeja Dudy i jak się można domyślić całego obozu „Zjednoczonej Prawicy”. Dobitnie postanowił to wyrazić dzięki kuriozalnego pozwu o naruszenie dóbr osobistych. Co interesujące pod tym kuriozum podpisał się prawnik:

(…) poprzez działania i zaniechania Prezydenta RP Andrzeja Dudy doszło do naruszenia zasad praworządności wynikających z Konstytucji, które z kolei naruszyły prawo powoda do życia w państwie — Rzeczpospolitej Polskiej, w którym organy władzy przestrzegają zasad praworządności.

Na pierwszy rzut oka widać, iż obaj panowie są zwolennikami ośmiogwiazdkowego hasła i mają coś wspólnego z grupą „Silni razem”, ale to nie takie proste. Gerard Weychert jest byłym członkiem PiS, ale wypadł z gry po konflikcie w regionalnych strukturach z posłem Grzegorzem Matusiakiem i jego bratem Andrzejem, radnym PiS. Weychert obu politykom zarzucał korupcję i bezkarność, ale nigdy te zarzuty się nie potwierdziły, stąd też nagle rozczarowany prezes spółdzielni mieszkaniowej ujrzał zniszczony wymiar sprawiedliwości.

Proszę zauważyć wszystkie akty prawne, które doprowadziły do zniszczenia wymiaru sprawiedliwości w Polsce, wszystkie te ustawy były wcześniej projektami poselskimi. Żadnej z nich nie można przypisać formalnie ani Jarosławowi Kaczyńskiemu, ani Zbigniewowi Ziobrze, tylko zupełnie przypadkowym posłom wyłapanym na sejmowych korytarzach. W związku z tym zostaje tylko jedna jedyna osoba, która swoim nazwiskiem podpisuje się pod tymi ustawami, które niszczą praworządność, i jest nią Andrzej Duda.

Przejście na drugą stronę barykady nie dziwi, niestety to często zjawisko, ale obywatele „uśmiechniętej Polski” najwyraźniej nie zauważyli, iż władza w Polsce się zmieniła z „putinizmu” na „terror praworządności” i w tym nowym państwie Andrzej Duda kilka ma do powiedzenia. Wypadałoby też wiedzieć, iż prawa człowieka i obywatela, to przeciwieństwo dóbr osobistych, co dokładnie wytłumaczył powodowi i pełnomocnikowi Sąd Okręgowy w Warszawie.

Prawo do życia w demokratycznym państwie prawa ma charakter dobra wspólnego dla wszystkich obywateli, ale już nie — dobra osobistego. Wpływa ono na jakość ludzkiego życia, ale jednak pochodzi z “zewnątrz” – fragment ustnego uzasadnienia, wygłoszony przez sędzię Magdalenę Antosiewicz.

Oczywiście sąd uznał pozew za bezzasadny i jak zawsze w takich przypadkach powód musi ponieść koszty procesowe, ale wygląda na to, iż prezes Gerard Weychert z kosztami się nie liczy, bo jego pełnomocnik mecenas Michał Migas już zapowiedział złożenie apelacji. Pan mecenas będzie się chyba też chciał douczyć, na co wskazuje jego oświadczenie, iż rozważa skierowanie do Sądu Najwyższego pytania prawnego: „Czy prawo do życia w demokratycznym państwie prawa jest dobrem osobistym”.

Gdyby pan mecenas uważnie uczestniczył w zajęciach na pierwszym roku studiów, to by potrafił odróżnić dobra wspólne od osobistych. Niestety coś z edukacją poszło nie tak, do tego stopnia, iż mecenas ze swoim klientem nie potrafią też odróżnić postępowania sądowego o malowania ośmiu gwiazdach na murach i kontach społecznościowych.

I byłoby to wszystko strasznie zabawne, gdyby nie fakt, iż takie „procesy” blokują poważnym obywatelom nie tylko ochronę dóbr osobistych, ale i rozstrzygnięcia sądowe mające fundamentalny wpływ na ich życie. Dlatego obojętnie, która strona sporu politycznego w ten sposób się zabawia, powinna z tego tytułu ponosić jak największe koszty procesowe, ale też społeczne.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału