Burzę wywołał pewien wpis na Twitterze red. Tomasza Terlikowskiego i oprócz rzeczowej polemiki, wylała się na niego ogromna fala hejtu, był odsądzany od czci i wiary, posypały się na niego niewybredne, a choćby wulgarne epitety, spośród których „debil” czy „heretyk” należały do najłagodniejszych. Hejt zdecydowanie potępiam, także ten, który wylał się na polemizującego z Terlikowskim senatora Jana Filipa Libickiego.
Cóż takiego napisał redaktor Terlikowski, iż tak wzburzył twitterową opinię? Jego wpis brzmiał: „Każdy z nas zna kogoś, kto był skrzywdzony, w każdej parafii, w każdej wspólnocie, w każdym zakonie i zgromadzeniu, w każdym seminarium są skrzywdzeni seksualnie. Odkrycie, iż to oni są w centrum Kościoła, zmienia myślenie. Nie da się już wrócić do tego, co było”. Tweet ten był „zajawką” obszerniejszej wypowiedzi, w której wyrażał zdziwienie i sprzeciw wobec wydanego przez poznańską kurię zakazu spotkania z nim w jednym z duszpasterstw akademickich i wygłoszenia prelekcji na temat „Dlaczego warto być w Kościele”. Rozumiem rozżalenie redaktora z powodu odgórnego odwołania zapowiadanego spotkania, a zwłaszcza argumentacji ze strony kurii, iż nie przyniesie ono korzyści duchowej. Nie usprawiedliwia to jednak stwierdzeń generalizujących, a przez to nieprawdziwych, których nie da się inaczej rozumieć, jak w taki oto sposób, iż każda parafia, wspólnota katolicka, zakon, zgromadzenie czy seminarium to miejsce, gdzie byli lub są osoby wykorzystane seksualnie, skoro każdy zna kogoś skrzywdzonego (w domyśle przez duchownego) i w każdej ze wspomnianych instytucji i wspólnot są skrzywdzeni. To przecież oczywiste mijanie się z prawdą, bo nie ma na to żadnego dowodu. To, iż w wielu miejscach, nie znaczy, iż tak jest w każdym. Pewnie nie trudno byłoby wskazać zarówno parafię, jak i zgromadzenie zakonne, gdzie nie było i nie ma żadnej osoby skrzywdzonej.
Posypały się oświadczenia osób, iż nikogo takiego nie znają, co nie znaczy, iż w ich środowisku kogoś takiego nie ma, bo polemika dotyczyła wprost stwierdzenia Terlikowskiego: „każdy zna”, „w każdej parafii…”. Na obalenie tezy rozpoczynającej się od słowa „KAŻDY” wystarcza jeden kontrprzykład, a tu było ich wiele. Przytaczam kilka podpisanych imieniem i nazwiskiem, ale dużo było wpisów internautów ukrywających się pod jakimś nickiem.
„Nie znam, także nie mogę służyć przykładem. Argument »bo wszyscy« zwykle trafia w próżnię” – napisała Magdalena Łysiak.
„Działając w Kościele, spędziłem lata w wielu miejscach: na plebaniach i klasztorach przespałem z rok, jak nie lepiej. Księży poznałem setki. Nikogo takiego, o kim Pan pisze, nie znam” – oświadczył Robert Bagiński.
„Nie, nie każdy zna takie osoby. Co nie znaczy, iż to małe zjawisko, bo mało kto się przyznaje do takich przejść. Takimi sformułowaniami sprowadza Pan realny problem i dramat do przerzucania się anegdotycznymi »argumentami«, naprawdę nie schodźmy w taką »dyskusję« – przestrzegała Blanka Aleksowska.
„Ja również nie znam. Dlaczego pan kłamie?” – napisał Piotr Wasilewski.
„Nie zostałem nigdy skrzywdzony, ani nikt z moich bliskich i nie znam nikogo skrzywdzonego. Nie należę do »każdego«”– odpowiedział Andrzej A. Mroczek.
„Mam podobne doświadczenia z wielu lat życia blisko Kościoła, znajomości osób duchownych i zakonnych (często dużo wcześniej niż nimi zostali): też się nigdy z tym problemem nie spotkałem. Na pewno on jest, ale pisanie, iż na każdym kroku to nieprawda” – stwierdził Piotr Surowiecki.
„Nie znam” – oświadczyli zgodnie Jan Śliwa i Rafał Dudkiewicz.
„Proszę nie pisać, iż w każdym, bo tą metodą wszystkie następne pana argumenty będą mniej wiarygodne. Że to nie są przypadki pojedyncze, nie oznacza jeszcze, iż w każdym miało to miejsce” – przestrzegł senator Jan Filip Libicki, a dla wzmocnienia swojej argumentacji dodał w następnym tweecie: „Żarliwość, z jaką redaktor @tterlikowski stawia w centrum każdą ofiarę pedofilii w Kościele rodzi we mnie – przyznaję, iż złą – pokusę, by przestać się nimi aż tak przejmować. Na razie walczę z tą pokusą skutecznie, ale nie wiem jak długo…”.
Ten ostatni wpis senatora Libickiego wyzwolił z kolei hejt przeciw niemu. Rzecznik prasowy PSL Miłosz Motyka wydał oświadczenie w imieniu partii: „Jako @nowepsl stanowczo odcinamy się od wpisu senatora @jflibicki. Ten tweet w żaden sposób nie oddaje zdania naszego ugrupowania. Przepraszamy”.
Internauci nie przebierali jednak w słowach.
„Odczuwam wielki wstyd, iż pochodzi Pan z Poznania. W zasadzie odczuwam też wielki wstyd, iż po takim wpisie, przez cały czas będzie nosił Pan miano człowieka. To wbrew wynaturzeniu, jakie Pan tutaj przedstawił. Wstyd – napisał Paweł Kirchner.
„Najchętniej zgwałcone dzieci schowalibyście do szafy i udawali, iż nic się nie stało. To jest ta wasza wiara. Obrzydliwym typem jesteś” – to ocena Beaty Skwarskiej.
„Pan to naprawdę napisał? Aż żal komentować. Kolejny, który dla utrzymania „magii” kościoła jest wstanie na najgorsze rzeczy w tym pedofilię. Jesteś… ugryzę się w język” – .powstrzymał się od epitetu Marcin Samsel.
Ukrywający się pod różnymi nickami internauci już się w język nie gryźli, ale z zasady anonimów nie cytuję.
Senator Libicki odniósł się do tych zarzutów w tekście Czy jesteśmy z redaktorem Terlikowskim w tym samym Kościele. Kilka słów komentarza [LINK], opublikowanym na portalu Salon24.pl. „Uważam bowiem takie stwierdzenie za nieprawdziwe. Co więcej, uważam, iż formułowanie takich opinii powoduje, iż przytępia się wrażliwość opinii publicznej na te przypadki kościelnej pedofilii, które rzeczywiście miały miejsce. I tego właśnie dotyczył mój tweet” – czytamy w tekście Libickiego.
Tomasz Terlikowski opublikował obszerne uzasadnienie, w którym podtrzymał swoje stanowisko, a faktycznie stwierdzał, iż w tweecie, który wywołał burzę, miał na myśli co innego niż faktycznie napisał. A więc ponoć nie twierdził, iż „każdy zna”, tylko iż w otoczeniu każdego jest osoba skrzywdzona (przecież to co innego, skoro pisze, iż zna, to trudno domyślać się, o co mu chodziło), a po drugie, iż nie miał na myśli tylko księży, bo najwięcej krzywdzących dzieci jest w rodzinach, a są także w innych środowiskach.
Tylko dlaczego tych „nieksięży” widział w każdej parafii, zakonie, zgromadzeniu czy seminarium, a nie w szkole, na boisku czy w rodzinnym domu?
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego brnąc niepotrzebnie i idąc w zaparte, nie wypowiedział jednego prostego zdania: „Przepraszam, wyraziłem się nieprecyzyjnie, miałem na myśli to a to”. Stać go było jedynie na komentarz do tekstu Libickiego: „Panie Senatorze, proponuję przeczytać, co napisałem. Polemizuje Pan z cytatem, którego u mnie nie ma. To wygodne, ale wyjątkowo słabe”.
Każda przesada jest przeciwskuteczna i to właśnie próbował przekazać senator Libicki. Że to szkodzi samym pokrzywdzonym, tak zrozumiałam jego drugiego tweeta, bo znieczula na ich krzywdę. Zgadzam się z tym. Wokół tych bolesnych spraw nie powinno być tyle szumu i hałasu, nikt też nie powinien się na nich lansować. Potrzeba skutecznych działań, wdrażania procedur przez adekwatne, powołane do tego organy.
Wiele już się zmieniło w podejściu do tych spraw. Pisze o tym red. Tomasz Krzyżak w artykule Kościół na pewno nie szuka ofiar? [LINK] opublikowanym na portalu deon.pl. „Niesprawiedliwością będzie też stawianie tez, iż Kościół wciąż lekceważy osoby pokrzywdzone, iż niczego im nie oferuje, iż ich nie szuka, a w mentalności kilka się zmieniło. A przecież od paru lat funkcjonuje Fundacja św. Józefa, na którą solidarnie składają się księża z całej Polski, i która oferuje różnorakie formy pomocy dla pokrzywdzonych. W kilku miastach w Polsce działają regionalne punkty kontaktowe dla wykorzystanych, w których mogą zostać wysłuchani i otrzymać pomoc. Nie tylko psychologiczną, ale także prawną. Nie można także zapomnieć o tym, iż każda diecezja ma specjalnego duszpasterza dla osób pokrzywdzonych, który jest niemal na każde zawołanie. A zatem oferta dla ofiar jest. Trzeba tylko po nią sięgnąć” – czytamy we wspomnianym tekście. Może aż tak dobrze, jak pisze Krzyżak, nie jest, ale są procedury i instytucje, których kiedyś nie było.
Z pewnością generalizowanie i uogólnianie, jak każda przesada, niczemu dobremu nie służy. Uważam, ba, jestem tego pewna, iż spierającym się publicznie zupełnie niepotrzebnie redaktorowi Terlikowskiemu, jak i senatorowi Libickiemu chodzi w gruncie rzeczy o to samo. O dobro ofiar i dobro Kościoła.