Uzurpator Karol Nawrocki najwyraźniej uwierzył, iż polska polityka potrzebuje własnego Donalda Trumpa. Ale choćby w tej roli — którą trudno nazwać szczególnie wyszukaną — wypada jak słabe, prowincjonalne naśladownictwo. Krzyki zamiast argumentów, czapeczki zamiast programu, prymitywne gesty zamiast wizji. To wszystko układa się w obraz polityka, który nie tyle prowadzi własną strategię, ile powtarza amerykańskie kalki dostarczone przez partyjnych strategów PiS, najwyraźniej przekonanych, iż polski wyborca da się nabrać na tanią imitację.
Występy Nawrockiego przypominają polityczny cosplay. Jest tu wszystko: wyrazista poza, ostentacyjne oburzenie, teatralne gesty i próba budowania wokół siebie mitu „antysystemowego wojownika”. Tyle iż wynik jest groteskowy.
Trump, jakkolwiek kontrowersyjny, był zjawiskiem politycznym — potrafił narzucać narrację, dominować przestrzeń medialną, wyznaczać tempo debaty. Nawrocki jedynie odtwarza schematy: podnosi głos tam, gdzie Trump krzyczał; stawia się w roli ofiary elit tam, gdzie Trump grał na resentymencie; zakłada czapeczki, jakby polska „kampania czerwonych bejsbolek” miała porwać tłumy.
Wszystko to sprawia wrażenie politycznej inscenizacji tworzonej przez marnych strategów PiS, którzy najwyraźniej doszli do wniosku, iż skoro nie ma pomysłu na przyszłość, trzeba odgrzać cudzą przeszłość. Problem w tym, iż publiczność widzi, kiedy ktoś jest aktorem z drugiego planu, a kiedy tylko statystą próbującym odegrać gwiazdę. Nawrocki nie tworzy własnej energii; on tylko powtarza cudze gesty, jakby liczył, iż sama forma wystarczy, by zamaskować brak politycznej treści.
Podpowiadamy życzliwie: Polska to nie Stany Zjednoczone. Oczekiwania wyborców, historia polityczna, styl debaty — wszystko jest tu inne. Kopiowanie trumpizmu w wersji light jest więc nie tylko nieporadne, ale także kulturowo nieprzystające. W efekcie to, co miało być „nową energią”, staje się karykaturą, a wyborca otrzymuje produkt, który choćby nie ukrywa, iż został sklejony na gwałtownie z cudzych scenariuszy.
Nawrocki może więc krzyczeć, robić groźne miny i udawać polskiego Trumpa, ale pozostanie jedynie nieudolną, niepełnoprawną kopią. Polityka, choćby ta ostra i emocjonalna, wymaga autentyczności. Kopie nigdy jej nie mają.
Jest uzurpatorem, nie prezydentem.

18 godzin temu






