Karol Nawrocki i słowo „genderqueer” w niszczarce. Kandydat na prezydenta Polski szczuje i powtarza przekaz prosto z Kremla

mnw.org.pl 2 dni temu

W końcu nadszedł ten czas — Karol Nawrocki, kandydat na prezydenta de facto z ramienia PiS-u postanowił już na dobre wejść w buty poprzednika Andrzeja Dudy i poszczuć starą, dobrą „ideologią gender”. Na spotkaniu z wyborcami w Oławie pokazał wydrukowaną okładkę komiksu o niebinarności, pogrzmiał trochę o konieczności chronienia dzieci przed indoktrynacją i „nawoływaniem do zmiany płci”, a następnie wrzucił okładkę do niszczarki. Wszystko oczywiście z Rafałem Trzaskowskim w tle, bo komiks miał rzekomo być polecany dzieciom w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Pora na szczegóły. Komiks, który wywołał takie oburzenie, to autobiograficzna opowieść o dorastaniu i odkrywaniu swojej tożsamości. „Gender Queer” autorstwa Mai Kobabe wydano w Polsce w 2021 roku. Już wcześniej pojedyncze, wyrwane z kontekstu strony przedstawiające akt seksualny pojawiały się na Twitterze/X na potrzeby dezinformacji — komiks przedstawiano jako materiał edukacyjny rozpowszechniany w celu „deprawacji” dzieci. Teraz okazało się, iż „Gender Queer” był jedną z pozycji w księgarni przy Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tym sposobem środowisko PiS ma pretekst, by oskarżać Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy i głównego rywala Karola Nawrockiego, o naruszanie „bezpieczeństwa i komfortu dzieciństwa naszych dzieci”.

Tuż po spektaklu odegranym przez Nawrockiego politycy PiS rozpoczęli grzanie tematu. Na antenie Polsat News robił to Przemysław „Oni nie są równi normalnym ludziom” Czarnek, na Twitterze/X szef sztabu wyborczego kandydata i Sebastian Kaleta, były sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości. Najwyraźniej to, iż w różnych księgarniach w Polsce można kupić komiks o niebinarności, jest wysokiej wagi problemem. Jak w praktyce wygląda skala „deprawacji”, którą straszy prawica, najlepiej obrazuje oświadczenie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Można w nim przeczytać, iż „książka nie jest już dostępna w ofercie w księgarni. Jej jedyny egzemplarz kupił dziennikarz TV Republika”.

Trzeba to powiedzieć wprost: Nawrocki i PiS brną w kremlowską propagandę. „Musimy chronić nasze dzieci przed deprawującą ideologią gender” to zdanie wprost z podręcznika putinowskiej szczujni. Podręcznika napisanego po to, aby społeczeństwa państw europejskich i Stanów Zjednoczonych polaryzowały się wokół wyimaginowanych problemów jak „edukacja seksualizująca dzieci”, zamiast zajmować tymi palącymi jak nierówności ekonomiczne i społeczne czy agresja Putina. Im słabsze, bardziej zdekoncentrowane kraje Zachodu, tym mocniejsza Rosja — to po prostu zasada dziel i rządź zastosowana w praktyce. Nieważne, czy tym razem chodzi o niebinarną, transpłciową tożsamość, nieheteronormatywną orientację seksualną czy o edukację seksualną poświęconą tematowi bezpieczeństwa i ochrony przed przemocą seksualną. Prawicowych demagogów nie interesuje, jak ich wojenki wpływają na dobrostan nastolatków, liczbę niechcianych ciąż czy możliwych do uniknięcia chorób przenoszonych drogą płciową, byle tylko wciąż udawać, iż seksualność pojawia się u człowieka z chwilą wstąpienia w heteroseksualny związek małżeński.

Donald Trump straszył osobami trans w kampanii i zwyciężył, a tuż po inauguracji ogłosił, iż instytucje federalne uznają wyłącznie płeć męską i żeńską i iż nie da się jej zmienić. Nazwał to „powrotem do biologicznej prawdy”, co ma kilka wspólnego z wiedzą naukową. Ten podniosły ton i odnoszenie się do niezaprzeczalnych wartości, które cechują wyłącznie luźno zdefiniowanych „Nas”, powinny wszystkich niepokoić. „Bezpieczeństwo naszych dzieci” i „przywracanie biologicznej prawdy” to język faszyzujących, nacjonalistycznych narracji o „Naszej” czystości i homogeniczności, o słuszności „Naszej” kampanii rozprawienia się z przejawami inności. Czasem ta inność to migranci, którzy zagrażają „Naszym” kobietom, dzieciom i kulturze, czasem to „obcy element” wśród nas, którzy trzeba wrzucić do niszczarki.

Najstraszniejsza przemoc zawsze zaczyna się od normalizacji wykluczających słów. Kandydat na prezydenta Polski drący na kawałki słowo „queer”, słowo, które opisuje kilka milionów osób LGBT+ w jego kraju, powinien znaleźć się w ogniu druzgoczącej krytyki. To, iż mówimy o zaplanowanej akcji, a nie spontanicznej wpadce, jest tym bardziej haniebne.

5 lat temu Andrzej Duda grzmiał, iż trzeba chronić polskie rodziny przed “ideologią LGBT”, iż “to nie ludzie, to ideologia”. Inni politycy powtarzali po nim, iż “Polska bez LGBT jest najpiękniejsza”. Było więc naturalne, iż gdy niedługo później podczas obchodów 75 rocznicy wyzwolenia Auschwitz padły słynne słowa, iż “Auschwitz nie spadł nagle z nieba”, wiele osób odczytało to jako ostrzeżenie adekwatne i na czasie. Marian Turski, historyk, dziennikarz i były więzień obozu koncentracyjnego przestrzegał wtedy przed dyskryminacją mniejszości, stygmatyzowaniem i dzieleniem ludzi na gorszych i lepszych, przed przymykaniem oka.

Czy kolejny kandydat na prezydenta wspierany przez PiS będzie musiał usłyszeć takie słowa, by się opamiętać?

[Maja]

Ps. Kampania wyborcza oznacza więcej pracy, a ta jest możliwa tylko dzięki twojemu wsparciu. Ustaw stały przelew na Miłość i pomóż patrzeć na ręce politykom, którzy próbują zbijać punkty na straszeniu osobami LGBT+

Idź do oryginalnego materiału